W ciągu dwóch lat człowiek nabiera dystansu. Zwłaszcza, kiedy przeżywa taki przewrót!
To, co wydarzyło się w moim organizmie w moje 27 urodziny, 30 grudnia 2010roku, to był jakiś cud. Można by powiedzieć "przypadek"...albo jeszcze brzydziej - wpadka. Ale to po prostu był mały cudek...chociaż dopiero później zaczęłam o tym myśleć w ten właśnie sposób.
Przez 10 lat "leczyłam się" na PCO , a później hiperprolaktynemię. Ginekolodzy straszyli, że nie będę mogła mieć dzieci, żebym się pośpieszyła.
A ja wciąż nie byłam gotowa. Chociaż podświadomie czułam, że kiedy będę, to zostanę mamą i już!
No i zostałam. A czy gotowa byłam? A kto w dzisiejszych czasach tak naprawdę jest?
Nie uważałam specjalnie, bo byłam przekonana, że aż TAK łatwo, to nie będzie. Więc trochę przez własną nieuwagę. A trochę to wina lekarzy...może nie kazali mi się pilnować, bo uważali, że lepiej będzie jak mnie to po prostu zaskoczy? A może też nie wierzyli, że jest taka możliwość? Mój Pan Profesor wyglądał na nie mniej zaskoczonego ode mnie, kiedy się dowiedział.
A jak ja się dowiedziałam?
Po powrocie z 10dniowego pobytu w Londynie strasznie źle się czułam. Już tam stawałam się coraz bardziej zmęczona - ale zrzucałam to na karb brytyjskiego klimatu. Nocne mdłości - na wieczorne kebaby. Jednak po powrocie do Polski było tylko gorzej. Na treningach, na które chodziłam wcześniej regularnie nagle nie dawałam rady. Po pracy marzyłam tylko o tym aby się położyć. A kiedy po raz pierwszy w życiu zaczęły boleć mnie piersi, byłam pewna, że jeśli nie jestem ciężko chora, to muszę być w ciąży.
26 stycznia 2011 roku, po upuszczeniu tych kilku kropli na test, dwie kreski pojawiły się w sekundę. Zostawiłam test na wannie i uciekłam z łazienki, z nadzieją, że jedna zblednie. Nie zbladła.
Drugi test przywiozła koleżanka. Wynik ten sam.
Telefon do profesora, czy to możliwe? No możliwe, ale trzeba sprawdzić u lekarza.
Telefon do przyjaciółki - błagam zorganizuj mi wizytę na dziś u jakiegoś ginekologa.
Zorganizowała. Poszła ze mną. Oczekiwanie na wejście do gabinetu było długie niemiłosiernie. W poczekalni w większości pary...one z brzuszkiem, oni wpatrzeni w partnerki...
Modliłam się, żeby lekarz nie potwierdził.
K. weszła ze mną do gabinetu. Lekarz zażartował, że zaczyna się obawiać, kiedy wchodzą do niego dwie kobiety. A ja wiedziałam, że nie udźwignę sama prawdy. K.została w jednym pokoju, ja z lekarzem poszliśmy do drugiego. Drzwi zostały uchylone.
"Żeby nie było, żeby nie było..." modliłam się.
"No, Pani Marto...zdecydowanie widać tu ciążę"
Usłyszałam jak z pokoju obok K. wciąga megagłośno powietrze.
Nie pamiętam co mówił dalej...zalecał witaminy, pokazywał kartę ciąży, kazał robić badania....gdy weszłam do pokoju, w którym czekała K., ona uśmiechnęła się niepewnie i bardzo mocno i długo mnie przytuliła.
Zawiozła mnie do domu, żebym mogła powiedzieć rodzicom i przyszłemu Tatuńciowi. Rodzice się ucieszyli. On przyjął to ze spokojem...a nawet niedowierzającym uśmiechem.
K. wróciła po mnie, kupiłam dwa wina i paczkę papierosów, które spożyłam w towarzystwie i jej i S. tej samej nocy. Odbyłam kolejną rozmowę z rodzicami, którzy oblali mnie toną wspierających słów.A potem zasnęłam u nich niespokojna. Nie chciałam być sama.
Nic tylko się cieszyć, ze nie byłaś sama. Taka kumpela to skarb :)
OdpowiedzUsuń