Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

czwartek, 28 kwietnia 2016

Aluśkowe półrocze tuż tuż

Koniec kwietnia, to koniec szóstego miesiąca  aluśkowego Życia.
Tak szybko minęło te pół roku. Aż boję się, co będzie z kolejną połową.

Alicja wykonała kawał pracy przez ten czas.
Obie wykonałyśmy.

No tak naprawdę, to wszyscy w domu się napracowaliśmy.
Ale obserwowanie rozwojowych postępów naszej Kruszyny, jest sprawiedliwym wynagrodzeniem za różne trudy.

Dopiero co takim małym zawiniątkiem była...
Ciągle mam wrażenie, że Sebastian jakoś wolniej rósł.

Okrutnie ulotne jest to wszystko. Żal mi każdej chwili, każdej zmiany. Każdej niezapisanej nowości, którą Aluśka nam serwuje, jak np. kilkudniowe intensywne ćwiczenia języka, polegające na wykonywaniu nawet o 3 w nocy takich "pierdzioszków". Gdy trenuje je podczas jedzenia, matka ma gwarantowane pranie i czyszczenie tapicerki :)

Żal mi, że nie zawsze uda się sfotografować, lub nagrać relacje naszego rodzeństwa.
Momentów, gdy Seba słodziutkim tonem mówi do niej "moja księźnićko",  tuli i całuje, a ona tymi wielkimi oczyskami wpatruje się w bracika swego i obdarowuje go najszerszym i najszczerszym bezzębnym uśmiechem.

Chciałabym zapamiętać to uczucie jak rośnie serce, kiedy po raz pierwszy wyciągała rączki do mnie i do Miśka, kiedy się uśmiecha na nasz widok, kiedy piszczy z radości na widok psa.

Dumę, kiedy nauczyła się pić z kubeczka i otwierać buźkę, kiedy zbliża się łyżeczka z jedzonkiem.
Błogostan, kiedy spokojna tuli się do piersi...

Masa...masa cudownych momentów za nami. Na szczęście tak wiele jeszcze nas czeka.
Alicja noworodkowa - spokojna, wiecznie śpiąca królewna, maleńka Calineczka, była wspaniała.
Lecz Alicja niemowlęca - radosna, kontaktowa, ciekawa świata, okrągła Pyzunia, jest nie mniej cudowna.

Dla Tatusia to najpiękniejsze stworzonko na świecie.

Dla mnie to drugi mały człowiek, którego kocham z superhipermegakosmiczną mocą.

listopad 2015

grudzień 2015

styczeń 2016

luty 2016

marzec 2016

początek kwietnia 2016

koniec kwietnia 2016




poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Z braku czasu będzie o kubeczku

Tak tak...brak mi czasu na pisanie. 
Sama nie wiem jak to robię, ale nie mam kiedy na spokojnie usiąść, skoncentrować się i coś sensownego wrzucić. 
Obowiązki się piętrzą, życie rodzinne kipi :) 

No tak naprawdę, to po prostu przyleciała z UK moja siostra i wolę spędzać czas z familią niż przy komputerze. 

Aczkolwiek, zobowiązałam się do pewnej rzeczy i umowy dotrzymać muszę. 

Jakiś czas temu nawiązałam kontakt z firmą MAM
Aluśka otrzymała od firmy kilka, wybranych przeze mnie gadżetów do przetestowania, a mamuśka zobowiązała się o tych aluśkowych testach napisać. 



Zatem dzisiaj przedstawimy pierwsze opinie. 


Ocenie poddany został niekapek MAM Starter Cup





Kubeczek przeznaczony dla dziecka powyżej 4 miesięcy. 

Nieduży, bo o pojemności 150 ml, dzięki czemu łatwy do utrzymania w niemowlęcych jeszcze rączkach. 




Trzymanie ułatwiają również antypoślizgowe uchwyty - fajna sprawa, żeby rozpocząć treningi samodzielnego picia. 

Generalnie znalezienie idealnego niekapka, to nie jest prosta rzecz. 
Pamiętam ile napróbowaliśmy się z Sebastianem. 
Albo ustnik za twardy, albo za łatwo leciało i niekapek okazywał się "kapkiem", a nawet "ciurkiem" ;) 
No i przeważnie miałam też wątpliwości odnośnie higieny wszelkich Sebciowych kubków. 

Starter Cup, jak na razie odpowiada na wszystkie nasze potrzeby. 
Ustnik, kiedy potrzebujemy kubeczek gdzieś przetransportować, zabezpieczamy pokrywką. 


Utrzymanie higieny jest banalnie proste. Wszystko łatwo się rozkłada i czyści. 

Dla mnie największą zaletą tego kubka jest jego ustnik. 
Po pierwsze miękki, po drugie przeźroczysty. 
Nie wiem, czy trafiłyście już na krążące po sieci artykuły jak to w niekapkach hodują się grzyby i inne "kalafiory" ;) 
Przyznam szczerze, że i mnie się to zdarzało. 
W Starter Cupie nie ma opcji, aby cokolwiek przypadkiem wyrosło. 



Łatwy dostęp do wnętrza ustnika pozwala dokładnie go oczyścić.

Jego zaletą jest również budowa, która sprawia, że naprawdę nic z tego kubka nie kapie. 

Aczkolwiek przyznać muszę, że Aluśka potrzebowała czasu, aby nauczyć się z niego pić. Samo ssanie, choćby z mocą odkurzacza,  nie wystarczy, ustnik trzeba troszkę ścisnąć dziąsłami, aby picie trafiło tam, gdzie powinno. 
Jak się jednak okazało, Alicji udało się to w miarę szybko odkryć.

Design może nie do końca w moim stylu, ale przyjemny i dostępny w trzech wersjach kolorystycznych. 


Warto też nadmienić, że wszystkie produkty firmy MAM nie zawierają Bisfenolu A (BPA). 

Jeśli nadal poszukujecie kubka idealnego - jak najbardziej zachęcam do wypróbowania tego modelu. 
Znajdziecie go TUTAJ . 



A jeśli klikniecie w banner po prawej stronie, to jeszcze wyhaczycie jakiś rabacik :) 




niedziela, 10 kwietnia 2016

Leniuszki

Dzisiaj leniuszkujemy.
Tata na uczelni,
Brat z Dziadkami na basenie,
a my z Alą na kanapie w dużym pokoju.
Obłożone różowymi kocami, obstawione kubkami z herbatą, oglądamy "Rodzinkę.pl", tulimy się, gilgotamy, chichramy i cmokamy :)

Żadnej roboty, żadnego sprzątania...
zero makijażu, strój domowo-dresowy.

Rety jak miło! :)

środa, 6 kwietnia 2016

Domowe rozmowy

Misiek zagląda do naszego barku i patrzy jakie mamy wina. 
- O patrz tu takie Castillo del Diablo
- To chyba dostaliśmy od Przyjaciół -Szwajcarów
...
- Ooo a tu też takie Diablo, tylko inne...to chyba też dostaliśmy
- Gdzie?
- Na ślubie
- Na ślubie? Jakim???
- No na naszym...
- Jakim naszym???!!
- Nooo...ja byłem, ty byłaś...

 #grunttomiecdystans 

piątek, 1 kwietnia 2016

Święta inaczej

Pomysł, chociaż od lat już przewijał się w rodzinnych rozmowach, tak naprawdę zrodził się spontanicznie. 
Szybkie przeszukanie internetu, czy jest coś, na co warto byłoby się skusić. 
Za drugim podejściem znalazła się oferta. Cena super, propozycje interesujące. 
Ja i Tato zachwyceni... miłość do morza chyba po ojcu odziedziczyłam. 
Mama, mimo braku tej miłości, również przystała na mój pomysł z entuzjazmem. 
Tego ostatniego zabrakło niestety mojemu narzeczonemu. 
Trzeba było chłopaka przekonać. 
Na szczęście, jeszcze bardziej spontanicznie cała akcja poderwała Przyjaciół z ZG. W 10 minut podjęli decyzję, że dołączają. To ostatecznie przekonało M. 
Zatem klamka zapadła - Wielkanoc spędzimy nad morzem

I tak właśnie, dość niespodziewanie, spędziliśmy Święta inne niż wszystkie. 
Daleko od kuchni i miliardów garów. 
od tłumów w markecie. 
od odcisków na tyłku zasiedziałym przy stole. 
od nie zawsze trzeźwego debatowania
od znudzonych dzieci, do których nikomu od stołu nie bardzo chce się wstać
od dylematu u której rodziny dzisiaj, a może jednak wszystkich do nas? 

W zamian mieliśmy Święta w kameralnym gronie, 
pełne słońca
przespacerowane
z szumem morza w tle. 
z wygłupami na plaży
przegadane na różne tematy

Święta, dzięki którym troszeczkę nadrobiłyśmy czas z Przyjaciółką
Dzieciaki mniejsze dotlenione
Dzieciaki większe wybiegane i wybawione
My wypoczęci, zrelaksowani. Wszyscy zaczerpnęliśmy głęboki oddech. 

Świątecznego anturage'u nie zabrakło. Choć w ośrodku nie wszystko okazało się piękne, to stołówka nadrobiła. Począwszy od wystroju, skończywszy na przepysznej świątecznej kuchni. 

Tak - lubię tradycję, 
lubię rodzinny stół...
ale lubię też zmiany i nowości. 
Zwłaszcza tak udane. 
Jedyny żal, że reszty rodziny  nie udało się skusić na ten wyjazd. 
Ale może następnym razem? 
Bo następny na pewno będzie!