Wiem, że upalne dni, chwilo mamy za sobą, ale nie mogłam się powstrzymać, aby nie zafundować sobie dziś wieczorem tej małej przyjemności, mojego autorstwa ;)
40 ml likieru figowego
20 ml Barmańskiej Grejfrutowej
kawałek arbuza
kilka listków świeżej mięty
kruszony lód
Sprite do wypełnienia
Oto słodki, lecz przyjemnie orzeźwiający, dzięki miętowej nucie, letni smooth - drineczek :)
Wiecie, że byłam barmanką?
I to dobrych kilka lat.
Pracowałam w modnym, na tamten czas, klubie w ZG. I pracę tę, chociaż często ciężką, wspominam bardzo dobrze. Nieraz się wściekałam, że inni chodzili na imprezy, a ja pracowałam w tym czasie. Ale przeważnie ostatecznie lądowali u mnie, a ja wtedy mogłam mieszać, kombinować i testować na nich swoje pomysły.
Poza tym poznałam maaaasę fajnych ludzi i przeżyłam różne dziwne przygody...ahhh wiele by opowiadać :) Ciekawa jest praca barmana.
A za całkiem pokaźne napiwki, które sumiennie sobie odkładałam w skarbonce, udało mi się zrobić kurs DJ'ski.
Tak tak - oto kolejna rzecz, której jeszcze tutaj nie ujawniłam.
DJ'ką byłam zapaloną :)
Do dzisiaj trzymam Vinylki moje ukochane w skrzynce w szafie (którą nota bene zapłaciłam z pieniędzy zyskanych na sprzedaży równie ukochanych gramofonów i miksera...).
Proza życia.
Już w ciąży wiedziałam, że to koniec mojej DJ'skiej "kariery". Zresztą jakoś z czasem brakowało mi zapału do ćwiczeń.
Ale miłość do płyt i muzyki została.
Tak mocna, że teraz nie słucham już tej muzyki, którą grałam. Tyle bowiem wspomnień, uczuć i emocji wraca, kiedy grają ukochane dźwięki, że aż trochę to boli. Odzywa się tęsknota za tamtym życiem.
Za życiem "sprzed"... a nie powinno tak być.
I skoro już tak się tutaj odkrywam z moimi pasjami, to zdradzę jeszcze jedną z nich.
Taniec brzucha.
Trenowałam około 2 lat. Uwielbiałam to! Orientalna muzyka, brzęczące bransoletki na kostkach i chusty z paciorkami na biodrach.
Ten taniec w magiczny sposób zlikwidował moje kompleksy.
Wszystko to, co do tej pory było powodem mojego wstydu, okazało się nagle kwintesencją kobiecości. Moje szerokie biodra i zawsze zbyt duży brzuch, w tańcu prezentował się o wiele lepiej niż sylwetki szczuplutkich koleżanek.
Tańczyłam i czułam się szczęśliwa.
A kiedy kilka razy w Tunezji, słysząc charakterystyczne takty muzyki orientu, wykonałam ukradkiem kilka podstawowych ruchów, spotkało się to prawdziwym zachwytem tubylców. Baaaardzo przyjemne i budujące.
Przyznam szczerze, że marzę o tym i wierzę, że kiedyś jeszcze będę miała i czas i pieniądze, żeby wrócić do jednej chociaż, z moich pasji.
Nie będę nawet próbowała pisać jak często je wspominam i tęsknię za nimi... i za tamtą sobą.
Staram się jednak nie myśleć o tym w ten sposób. Nie traktować tego jako poświęcenie, wyrzeczenie, jako coś, do czego los mnie zmusił.
Wytłumaczyłam sobie, że taka kolej rzeczy.
Że wtedy spełniałam się w tych wszystkich zajęciach, a teraz spełnieniem jest kształtowanie Małego Człowieczka. Obdarzanie go miłością, tłumaczenie emocji, pokazywanie mu świata...także jego piękna ukrytego w muzyce i tańcu.
Tyle dobrych doświadczeń zebrałam...warto zasiać ich ziarno w małym Sebie...niech kiełkują jego pasje.