17.10.
Data spodziewanej miesiączki.
33 dzień cyklu.
Objawy: ból piersi, rozpierający lekki ból podbrzusza, delikatne mdłości.
18.10.
Brak miesiączki.
Notoryczne uczucie zmęczenia.
Zasypiam Miśkowi na kolanach.
20.10.
36 dzień cyklu.
Brak miesiączki, ból piersi.
Pierwszy test ciążowy wykonałam zaraz po przebudzeniu, o 7 rano. Pokazał dwie kreski. Druga blada, ale widoczna.
O wyniku powiedziałam Mamie oraz napisałam do A. Obie były podekscytowane. Ja przez cały dzień byłam poddenerwowana, aż rozpalona. Nie spodziewałam się, że tak prędko zobaczymy te dwie kreseczki.
Drugi test zrobiłam po powrocie z pracy. Wynik ten sam.
Po obiedzie zapakowałam oba testy w ozdobną torebeczkę i razem z Sebastianem poszliśmy do mieszkania, gdzie Misiek robił remont.
Po wejściu wzięłam go za rękę, poprowadziłam na kanapę, poprosiłam by usiadł i podałam mu testy.
Był bardzo zaskoczony. Chyba do końca nie wierzył.
Siedzieliśmy tam chyba godzinę czasu, prawie nic nie mówiąc.
Tuliliśmy się i całowaliśmy.
Ja płakałam. Pełna jednocześnie radości, lęku, ekscytacji, szczęścia i obaw.
W radiu leciała wtedy piosenka E. Bartosiewicz "Skłamałam".
21.10.
Byliśmy na wizycie u lekarza. Niestety USG nie znalazło Kropeczki.
Musimy uzbroić się w cierpliwość do 3.11.
22.10.
Sebastianowi mówimy,że mama ma w brzuszku dzidziusia.
Częściowo rozumie co to znaczy, jednak w zależności od dnia albo się cieszy, albo mówi "nie! nie chcę!"
23.10.
Mój żołądek chce strawić sam siebie!
Niemiłosiernie burczy mi w brzuchu i jestem bardzo głodna. Po raz pierwszy TAK bardzo.
24.10.
40 dzień cyklu.
Brak miesiączki, ból piersi, nadwrażliwość na zapachy, drażliwość, zły nastrój.
Przez telefon mówię o ciąży K. Cieszy się i gratuluje. Jedziemy do ZG do A. i T.
Odpoczywamy, rozmawiamy i oglądamy smutny film.
Znów zasypiam Miśkowi na kolanach.
25.10.
Trzydziestka D.
Bawimy się w klubie. Dużo jem i piję. Soków oraz wody oczywiście :)
Tańczę do 2 w nocy. Po imprezie odwożę towarzystwo do domu.
Mina M. na nasze nowiny - :-O , aczkolwiek to pozytywne zaskoczenie.
Czuję się cudownie wśród moich Przyjaciół.
26.10.
Ostatni dzień w ZG. D i M. przywożą mi wielką siatkę owoców.
Z K. i S. idziemy na spacer po lesie.
Odpoczywam, czuję się spokojna i szczęśliwa.
Mam wrażenie, że moje ciało stało się małą świątynią.
Czuję, że kocham Miśka niesamowicie mocno.
On pół soboty czytał książkę A. "W oczekiwaniu na dziecko". Zachwyca mnie jego zaangażowanie!
Zabieramy z ZG wanienkę dla Kropeczki. To pierwsza rzecz dla niej :)
27.10.
Zmęczenie!
Do godziny 17 pracuję. Jestem zmęczona i zła, bo nie wiem czy to poświęcenie ma sens.
Wyżywam się oczywiście na biednym Miśku.
Kupuję ciepłe legginsy - rozciągliwe, aby mieścił się w nie rosnący brzusio. Chociaż brzuch mój sam w sobie jest spory i bez ciąży :P
Wczoraj, gdy wróciliśmy z ZG , Seba zapytał "A gdzie jest Dzidziusia?". Myślał, że już ją przywieziemy.
30.10.
Misiu zbudził nas o poranku pocałunkiem w brzuch i słowami "Dzień dobry, Kropeczko".
Reszta dnia oraz wieczór minęły nam jednak kiepsko.
Trawiło nas paskudne choróbsko. Wymioty, dreszcze i ból wszystkiego. Misiu również się pochorował, a i Dziadków wirus okrutny nie ominął. Całe szczęście, że trwało to wszystko tylko jeden dzień.
31.10.
Nie dokarmiam Cię, Kropeczko, za bardzo.
W tej ciąży jest jakoś inaczej... liczę, że to znak, który wróży nam Kropeczkę - Córeczkę.
3.11.
Jesteś!
Widzieliśmy na USG.
Mała Kropeczka. Prawdopodobnie masz dopiero 4 tygodnie! Z miesiączki wynika, że 7.
Moje wyniki nie są za dobre. Mam niedoczynność tarczycy i ślady białka w moczu. Muszę zrobić dodatkowe badania.
A żołądek ciągle mi dokucza.
Byliśmy powiedzieć o Tobie drugim Dziadkom - rodzicom Miśka. Ucieszyli się, wyściskali nas. Było bardzo miło.
4.11.
Dostałam plamienia.
Boję się o Ciebie.
Bądź bardzo silna, Nasza Kropeczko, teraz byłoby nam bardzo smutno, gdyby Cię nie było.
5.11.
Biorę leki na podtrzymanie ciąży.
Krwawienie.
Czarne skrzepy.
Czuję, że Cię tracimy.
Płakałam wczoraj długo.
Tatuś Twój był silny i dzielny. Wspierał mnie jak potrafił, choć wiem, że także jest mu ciężko.
Tak się cieszył, gdy się o Tobie dowiedzieliśmy. Dumny był.
Trudno mi się z tym pogodzić, że to już koniec.
Że jednak Cię nie będzie.
Że nie mogłam podarować naszej Rodzinie tego szczęścia.
Rano znalazłam w śniadaniu liścik od Tatusia: "Kocham Cię Kruszyno moja i cokolwiek by się nie działo, zawsze będę przy Tobie."
Tatuś jest cudowny. Tak samo jak Twój starszy Brat. Przykro mi się, że nie zdążycie się poznać.
6.11.
O 5:30 obudziłam się pełna niepokoju.
Znalazłam Cię na bieliźnie.
Pożegnałyśmy się.
Była to dla mnie ogromna trauma.
M.przez półtorej godziny leżał ze mną i w milczeniu głaskał uspokajająco moje włosy.
Z rozpaczy nie wiedziałam co robić. Przed 8 pojechałam normalnie do pracy.
O 10 zadzwoniłam do swojego lekarza. Kazał natychmiast jechać do szpitala.
W pracy powiedziałam tylko o krwotoku.
Usłyszałam, że jeśli będę musiała iść na zwolnienie to "tak nie bardzo...".
Pracuję na umowę zlecenie od miesiąca, w tą umowę dałam się trochę wrobić...."zapomniano" mi o niej wspomnieć podczas rozmów.
W tej chwili jest mi już jednak wszystko jedno.
Po dwóch godzinach w poczekalni na Izbie Przyjęć trafiam na oddział. Z nerwów mam ciśnienie wysokie jak nigdy.
Wywiad, badanie, a na koniec USG. Byłam na to gotowa, jednak widok ciemnej pustej plamy, w miejscu, w którym ostatnio była Kropeczka złamał moje serce.
Cały dzień, aż do późnej nocy trawię swój ból. Trzecią dobę tłumaczę sobie co i dlaczego się stało. Jadę na emocjonalnym rollercoasterze.
W jednej godzinie zarzekam się, że już nigdy w życiu nie chcę być w ciąży.
Za dwie godziny obwiniam się, że jestem okropną egoistką, od jakiegoś czasu skupioną wyłącznie na sobie, swoich emocjach i potrzebach.
Tuż przed zaśnięciem składam samej sobie oraz M. obietnicę, że kolejnego dnia, po zabiegu, zamknę w swojej głowie wszystko co się wydarzyło.
7.11.
Wyskrobali ze mnie to, co zostało po Kropeczce.
Zabieg w znieczuleniu ogólnym...chociaż tyle komfortu można otrzymać w całej tej dramatycznej sytuacji.
Czuję pustkę w środku.
Staram się skierować swoje myśli z powrotem na tory "sprzed".
Wrócić do pomysłów i planów, które mieliśmy wcześniej.
Czas pewnie zabliźni rany.
Ale wiem, że do końca życia będę to pamiętała.
Straciłam ciążę. Tą, która powstała z wielkiej Miłości. Oczekiwaną. Powitaną z radością.
Ale nie złamiesz mnie, przewrotny Losie.
Kiedyś na pewno przestanę się bać.