Farby, grzejniki, panele, listwy, drzwi, klamki, szafy, wykładziny, okleiny...
i tak dalej i tak dalej...
Krótko mówiąc - asortyment marketów budowlanych, znajdujących się w promieniu 25km, to moje aktualne hobby :)
Ja wiem, że wszyscy mówią, że to najlepsze, najprzyjemniejsze i w ogóle super. I tak naprawdę cieszę się, że mogę to robić, ale....
No właśnie ALE...
ja totalnie nie mam drygu do takich rzeczy. Nie mam nieograniczonej wyobraźni, oryginalnych pomysłów...tak naprawdę, nieraz często wpaść mi na pomysły najprostsze i najbanalniejsze.
Nie wiem, czy mam dobre wyczucie kolorów, czy aby na pewno potrafię odpowiednio określić, który jest raczej ciepły, który raczej chłodny i czy do naszych paneli bardziej będzie pasował orzech north, czy może jednak wenge?
Poza dylematami tego typu, wciąż cierpimy na chroniczny brak czasu, więc tak naprawdę stoimy ze wszystkim. Weekend zmarnowaliśmy na własne życzenie, bo tak zabalowałam w sobotę, że w niedzielę ciężko to odchorowywałam.
W tygodniu ja kończę pracę o 16, a Misiek zaczyna swoją o 15, więc nie widzimy się calutki dzień. W kolejny weekend Misiek idzie na wieczór kawalerski, za 2 tygodnie idziemy na wesele i poprawiny.
Także obawiam się, że w nowym mieszkaniu zamieszkamy w przyszłym roku, jeśli będzie nam to wszystko szło w takim tempie jak obecnie.
Owszem panele kupiliśmy, bo uznałam, że od CZEGOŚ zacząć musimy. Jestem bliska wyboru drzwi, ale tylko kropla w morzu.
Co prawda mieliśmy robić w tym mieszkaniu tylko podłogi, drzwi, ściany i parapety....
No ale oczywiście okazuje się, że przy podłogach są progi, które trzeba usunąć, na ścianach jakiś parkiet dziwny położony, trzeba wymienić lampy i karnisze, wstawić szafę albo i dwie, ale zanim to - to należy zdecydować w końcu gdzie. Bo jeśli tam, gdzie wymyśliłam, to trzeba też wybić kawałek ściany, a potem dosztukować kafelki na podłodze. Trzeba również wybrać kolory ścian, dekoracje, zamówić zagłówek, zabrać się za ścieranie i bejcowanie mebli w sypialni, zdecydować, czy przerabiamy szafę, która tam stoi, czy wstawiamy wbudowaną, czy i jak przerobić szafy, które już tam są.
A w ogóle to i tak całe mieszkanie zagracają nam zbędne meble, których pozbywanie się też jakoś opornie mi idzie, bo każdy chętny potrzebuje kilku dni na decyzję.
I tak właśnie moment o którym marzyłam, pomalutku dąży do tego, aby stać się moją udręką. Wszystko byłoby prostsze, gdybyśmy właśnie w tym momencie oboje mogli otrzymać 2-3 tygodnie wolnego. Ale na to nie ma żadnych szans niestety.
Pytam się więc w obliczu remontowej zagłady
jak żyć ?
jak przetrwać ?
A poniżej jedyny, który generalnie całą sytuację ma w głębokim poważaniu i "na meśkanie" chodzi sobie w ramach rozrywki ;)
P.S. Czy tylko mi się wydaję, czy on tak ekspresowo rośnie, że ile razy nie robię mu nowych zdjęć, to coraz szerzej oczy otwieram, że już takiego dużego chłopaka mam?!