Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 4 lutego 2013

Porównania


Odwiedziłam wczoraj koleżankę z pracy, która w listopadzie urodziła synka. Miała ciążę z problemami, po urodzeniu Witka trudny miesiąc - bo najpierw mały miał problemy z oddychaniem, a później zakrzep w nóżce. No ale teraz jest już ok. Nie wiem, czy to przez te trudy i pewnie strach, który długi czas jej towarzyszył, czy po prostu tak jej się po porodzie pozmieniało, ale sama przyznaje się do tego, że dostała pierdolca.
Zrobiła awanturę mężowi, że podczas krojenia mięsa CHYBA dotknął wysterylizowanej butelki. Butelki sterylizuje non stop. Widziałam przerażenie w jej oczach, kiedy Sebastian podchodził do jej Witka...i jeszcze większy strach, gdy próbował chwycić leżący na stole witkowy smoczek. Jestem praktycznie przekonana, że po naszym wyjściu wyszorowała wszystko jakimś środkiem dezynfekującym. Synka trzymała non stop na rękach - na jakieś 15min odłożyła go do łóżeczka kiedy usnął. Musiała go trzymać tak już długo przed naszym przyjściem, bo kilka razy do niej dzwoniłam i pisałam, to nie odpowiadała.

Oczywiście wyszłam stamtąd z poczuciem winy, że byłam z Synkiem (który to już raz?) i pytaniami w głowie, czy to jednak ja nie jestem pierdolniętą, niedbającą o dziecko, nieodpowiedzialną matką?

Kiedy byłam w ciąży i przez kilka pierwszych miesięcy po urodzeniu Sebastiana nie miałam porównania. Postawiłam na intuicję (nadal tego się trzymam) i robiłam wszystko tak, jak ona mi podpowiadała. w ciąży ćwiczyłam, jadłam wszystko, wysilałam się, pracowałam do 9 msca. Na nieplanowanej wizycie u lekarza byłam tylko raz, podczas ataku woreczka żółciowego, ponieważ nie wiedziałam, że to woreczek mnie boli. Była to jedyna sytuacja, kiedy naszła mnie jakaś obawa.
Karmiąc piersią nie trzymałam żadnych ścisłych diet. Nie jadłam smażonego i tłustego, poza tym wszystko.
Nigdy nie zapisywałam ile karmię, kiedy, z jakiej piersi, nie pamiętałam, czy, kiedy i jaką kupkę zrobiło moje dziecko. Zdarzało mi się napić wina w ciąży i w czasie laktacji. Butelki i laktator (już nie wspomnę, że używany) sterylizowałam kiedy miałam czas wyjąć sterylizator, czyli z raz w tygodniu. Mogłabym wyliczać teraz miliony rzeczy, których nie pilnowałam i nie pilnuję. Daję Sebastianowi ciastka i słodycze, wychodziłam z nim na spacery przy -15 stopniach, chodziłam z nim na basen w zimie,kiedy tylko skończył 3msc., zaszczepiłam go szczepionkami z NFZ a poza tym dodatkowo TYLKO na pneumokoki. Nie lulałam go non stop,pozwalałam i pozwalam, żeby leżał i płakał. Mam w domu królika i w porywach psa, oraz dywan, który na pewno jest siedliskiem roztoczy.
Mogłabym zapełnić całego posta listą moich "przewinień". Im więcej moich koleżanek jest w ciąży i rodzi, tym więcej słucham jak wszystko powinno być robione wg przepisów, książek, zaleceń. Bez brudu, bakterii, zagrożeń, ryzyka, alergizującego jedzenia, w stałym kontakcie z położnymi, pediatrami, z planem porodu, planem rozszerzania diety, planem wszystkiego :-o

A ja nie mam planu na nic. Jedyne moje plany, to było : dostać znieczulenie do porodu (nie udało się), zrobić wszystko, żeby karmić piersią i starać się coś oszczędzać na przyszłość syna. Reszta na żywioł z różnym skutkiem.

Nie-matki mówią, że jestem mega wyluzowaną mamuśką. Matki i przyszłe matki patrzą na mnie chyba trochę dziwnie. Nie wiem czy z pogardą, czy z przerażeniem, czy z przekonaniem, że jestem jakąś wariatką.

Ja generalnie czuję się z tym wszystkim dobrze...chyba, że nagle zalewa mnie masa przykładów do porównania i zaczynam się zbyt głęboko nad tym wszystkim zastanawiać (jak wczoraj).
Ale tak sobie myślę, że chyba byłoby źle, gdyby moje dziecko było nieszczęśliwe...a nie wygląda na takie :) Chyba oboje jesteśmy zadowoleni. Stawiam na bycie z nim. Od początku miałam w głowie to, że będę musiała pracować , więc czasem trzeba dysponować tak, aby jak najwięcej spędzić razem. Czy to naprawdę będzie taka duża krzywda, jeśli założę mu pogniecioną bluzeczkę, ale w zamian urządzimy sobie wieczorną dyskotekę? :) Myślę, że nie, ale po takich wizytach jak wczorajsza, naprawdę dopada mnie zwątpienie...

1 komentarz:

  1. Hmmm, ja z całą pewnością jestem mamą jak najbardziej podobną do witkowej mamy :( I wiesz co? Ani się z tym dobrze nie czuję, ani nie uważam, żeby to nasze pierdolnięcie było zdrowe i jedyne słuszne dla dziecka. Niestety po tym co przeszłam z Elizą nie mogę się tego pozbyć i strasznie się z tym męczę. Czasami mam wrażenie, że ta mega odpowiedzialność i poczucie, że musi być tak i tak, mnie zabija i odbiera radość ze wszystkiego. Bo tutaj cieszą mnie próby raczkowania małej a za chwilę zastanawiam się czy umyłam dziś rano panele... Widzę przez okno Elizę jak świetnie się bawi, a za moment myślę, czy nie weźie brudnych rąk do buzi. I tak w kółko. Zazdroszczę tak do bólu szczerze takim mamą jak Ty. Bo to, że nie uprasujesz, czy nie wyparzałaś butelek 5razy dziennie nie czyni Cię gorszą matką. Kochasz Synka tak samo jak my obsesyjne Mamy, a o ile Wam weselej, bez stresów, bez jakiegoś popierdolonego spinania się. Chciałabym żeby wróciła u mnie dawna Marta, z czasów ciąży z Elizą. Obawiam się jednak, że dopóki ktoś mi nie zrobi prania mózgu to marne szanse na normalność, chociaż przy Lilce i tak bardzo walczę ze sobą, żeby jednak choć trochę odpuszczać.

    OdpowiedzUsuń