Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

wtorek, 19 sierpnia 2014

Długi weekend - moja namiastka urlopu.

Dwa dni z Przyjaciółką.
To chyba jeden z najlepszych sposobów, żeby paskudny nastrój przekształcić w dobry humor.
Żeby jeden dodatkowy wolny dzień w tygodniu dał efekt kilkudniowego urlopu.
Żeby spojrzeć na swoje dziecko w innym świetle.
Żeby docenić jeszcze bardziej swojego faceta.
Żeby poplotkować, pogadać o problemach, o zakupach, o urządzaniu mieszkania...

Dwa dni z Przyjaciółką to jest najlepsza terapia. Działa odprężająco i antystresowo.

W czwartek, z fatalnym humorem i totalnie bez chęci na robienie CZEGOKOLWIEK zapakowałam kilka swoich i kilka Sebciowych rzeczy, usadowiłam nas w samochodzie Miśka i wywiozłam.

Już sam widok A. sprawił, że poczułam odpływający stres i nadchodzący dobry nastrój .
Dalej było tylko lepiej.

Poza faktem przebywania w towarzystwie, które uwielbiam i cenię, ogromną przyjemność sprawiało mi też obserwowanie naszych synków. Jest między nimi różnica 13,5 miesiąca. Jeszcze nie dawno było to bardzo dużo, obecnie wszystko się zaciera. Bawili się razem, grali w piłkę, dzielili zabawkami. Zaskoczyło mnie, że Sebastian w ogóle nie odstawiał swoich akcji spod szyldu "bunt dwulatka". Nie sprawdziły się również moje obawy, że będzie agresywny wobec młodszego kumpla, co mu się zdarza w przedszkolu. Tzn tam wobec młodszych nie jest agresywny...bo sam jest najmłodszy:P
Zachowywał się naprawdę ładnie i byłam z niego dumna :)
Przyniosło to za sobą jeden wniosek - nasz syn potrzebuje towarzystwa :)

Ja i A. też potrzebowałyśmy wzajemnego towarzystwa. Obie aktualnie cierpimy na brak bratniej duszy, niedobór babskich pogawędek i zwierzeń.
Zwykły spacer z dzieciakami był o wiele atrakcyjniejszy, pierwszą serię "Gotowych na wszystko" oglądało się przyjemniej i wino smakowało lepiej, bo robiłyśmy to wszystko razem.

Szkoda tylko, że dopiero teraz znajdujemy na to czas.

W sumie nie zrobiłyśmy nic szczególnego. W dodatku byłyśmy niewyspane, bo pierwszą nockę zakończyłyśmy ok.3 nad ranem, a dzieciaki odespać nie dały. Ale mimo tego, ogromnie się cieszę, że pojechałam. Przyznaję, że ciężko było mi się zebrać, ale dobrze się, że się zmobilizowałam.

Do tych wszystkich dobrych wrażeń muszę dodać jeszcze fakt, że stęskniliśmy się przez te dwa dni z M. za sobą. Co z kolei zaowocowało niezwykle czułą i namiętną drugą połową weekendu :) Wybraliśmy się nawet na randkę - do kina, na kolację i spacer.
Taki wieczór we dwoje jest wręcz bezcenny. Zwłaszcza, że zaraz po powrocie do Wałbrzycha, w Sebastiana na nowo wstąpił diablik...wróciło miauczenie, ryk i ogólnie niezadowolenie ze wszystkiego.
Naprawdę nie wiem o co chodzi. Wygląda na to, że jednak źle na niego wpływa, kiedy w domu są wszyscy, bo gdy ma przy sobie tylko jednego dorosłego, zachowuje się naprawdę dobrze.

Albo może on zwyczajnie się z nami nudzi?
Chociaż w niedzielę ubraliśmy się wszyscy na dresowo ;p i poszliśmy na boisko rozegrać rodzinny mecz w piłkę nożną :) Ale nawet tam odstawiał swoje cyrki ten złośnik mały. Dopiero jak przyszły jakieś dzieci, to się zainteresował...
Cóż wygląda na to, że już jesteśmy po prostu Starzy-nudziarze :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz