Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

piątek, 24 maja 2013

Retrospekcje - 5 - Love Story cz.I


Nie był złym człowiekiem.
Może dziwnym trochę, ale nie złym.
Ponadprzeciętnie inteligentny. Oczytany. Potrafił zachować się w każdej sytuacji, z każdym znajdował wspólny temat do rozmowy. Dowcipny, otwarty.
Chyba nie dało się go nie lubić.
Prawie każdego potrafił do siebie przekonać.
Uwielbiałam go. Od kiedy go poznałam. On był już dorosły, a ja jeszcze małolata. 6 lat różnicy pomiędzy nami.
Z każdym poważnym problemem - telefon do niego. Nawet kiedyś w Sylwestra, kiedy ukradziono mi pierwszą komórkę i kompletnie nie wiedziałam co się robi w takich sytuacjach.
Kiedyś tak bardzo chciałam aby zjawił się na imprezie we Wrocławiu, że zebrałam wśród gości kasę, aby mógł dotrzeć taksówką z lotniska :)
Pamiętam jak pierwszy raz pocałował mnie w usta. Z jego strony to było przyjacielskie. A ja - miękkie totalnie kolana i nigdy tego pocałunku nie zapomniałam.
Na dworcu. Ja wsiadłam w pociąg jadący na zachód , a on na południe.

Później wyjechał do UK.
Po długim milczeniu zadzwonił telefon w domu.
"Wiesz kto mówi? Najważniejszy facet w Twoim życiu"
"Dziadeeeek?":)
Miał pełną świadomość, że słabość do niego mam ogromną.

Potem zniknął i znów się pojawił. Kilka maili w listopadzie. Rok 2005. Akurat wybierałam się do Krakowa na imprezę Andrzejkową. Czy on może też tam ze mną iść?
Pewnie! Ok, to spotkamy się na dworcu w Krakowie. Przed Katowicami ktoś otwiera drzwi do mojego przedziału w pociągu. "Dzień dobry Pani" Bierze mnie w ramiona i całuje. Wpadam. Wpadam po uszy, po czoło...po końcówki włosów.

Przegadujemy calutką imprezę. Dotyka mnie, tuli, trzyma za rękę. Lądujemy w akademiku u mojej przyjaciółki. Jest niedziela, w poniedziałek mam zajęcia. Do ZG wracam w środę. 3 dni nie wychodzimy z akademika dalej niż do sklepu po zupki chińskie. Chyba nic poza tym nie jedliśmy tam. Nawet nie pamiętam. Tylko pokój pamiętam, niekończące się rozmowy, muzykę. Wszystko jak w transie jakimś.
Zresztą z nim zawsze było jak w transie.
I wtedy i wcześniej, a szczególnie później.

Jesteśmy parą do czerwca 2006. Intensywne, boskie pół roku. Przyjeżdżał co 2 tygodnie. Często robił mi niespodzianki. Pojawiał się nagle dzień wcześniej pod balkonem. Każdy przyjazd to impreza do rana. Szalona, zwariowana, kolorowa impreza. Powroty na pieszo i rozmowy, rozmowy, rozmowy.
Zawsze rozmawialiśmy baaaaardzo dużo.
Zawsze było o czym.

W moje urodziny przyjechał do mnie do domu rodziców. Przywiózł wielkie pudło po telewizorze,przewiązane czerwoną wstążką, wyładowane pogniecionymii papierami. Każdy musiałam wyłowić, rozwinąć i sprawdzić, czy jest tam jakiś prezent.
Później Sylwester i romantyczne wyznania na deptaku w Szczawnie.
Powrót do ZG, gdzie pomagał mi w przeprowadzce do nowej stancji. Urządzaliśmy ją razem. Prawie jakbyśmy wspólne mieszkanie szykowali. Potrafił zrobić wszystko, naprawić, uporządkować 100 razy dokładniej ode mnie.
Kiedy zaczęły się zajęcia, wstawał rano ze mną, szykował mi kanapki i odprowadzał na uczelnię.
Nocami tak mało spaliśmy. Chcieliśmy być ze sobą non stop. Wszystko razem robić.
Przyjeżdżał do mnie i uczył się do egzaminu na jakieś wózki widłowe, a ja do egzaminu z gramatyki opisowej. Kilka godzin potrafiliśmy się razem uczyć. I średnią wtedy miałam taką, że przyznano mi stypendium naukowe!
Zdał egzamin i podjął decyzję - wraca do Londynu.
Wylot w marcu z Poznania.
Ostatnią noc mieliśmy spędzić w Poznaniu w akademiku.
Na miejscu niespodzianka. To nie akademik, tylko wygodny hotel. Z wielkim łóżkiem i piękną łazienką.
Prawie nie spaliśmy.
Płakałam.
Płakałam pół nocy i cały poranek.
Odprowadziłam go na lotnisko. Poleciał. Płakałam kilka dni.
Skreślałam dni w kalendarzu do końca kwietnia - do mojego wyjazdu do Anglii.
Ćwiczyłam codziennie, odchudzałam się i uczyłam.
I stałam godzinami w budce telefonicznej, bo na stacjonarne było taniej dzwonić.

Jadąc do UK wyglądałam najlepiej w życiu. Nawet mięśnie brzucha było mi widać!!! Moja M. kochana robiła mi super fryz, żeby padł jak mnie zobaczył. Była wtedy burza i przez suszarkę spaliłyśmy telewizor :)
Wszystko dla niego. Był moim motywatorem.

10 dni w Londynie - jeden z najlepszych okresów w życiu.
Zwiedzanie, obserwowanie innych kultur, zakupy, imprezy. Czekanie na jego powroty z pracy. Wspólne śniadanka. Robił mi takie brytyjskie. Nigdy wcześniej tak mi nie smakowały jajka sadzone. Pierwszy raz jadłam też wtedy baraninę i jagnięcinę.
Uwielbialiśmy zawsze wspólne posiłki. Celebrowaliśmy jedzenie.
Pokazywał mi Londyn, ukochałam wtedy Picadilly Circus i Greenwich, ale najbardziej Camden Town.
Kupił mi drugą parę butów Sweara. To na wtedy była istna furora :)
Kiedy wyjeżdżałam płakaliśmy oboje.
Ale był już plan - wrócę na wakacje, a jak się wszystko ułoży,to załatwiam dziekankę, albo indywidualny tryb nauczania i zostaję z nim.
Niestety...między majem a czerwcem kontakt zaczął się rwać. Coraz rzadziej dzwonił, coraz mniej smsów.
Aż wreszcie zniknął.
Zapadł się jak kamień w wodę.
Złamał mi serce. Nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że nigdy się z tego nie pozbieram.
Pozbierałam się jednak. Za pół roku byłam w nowym, szczęśliwym związku.
Przestałam oglądać zdjęcia z Londynu, ale nie zapomniałam o nim.
On o mnie też nie.
Odezwał się po roku, ale spławiłam go.
Próbował po dwóch. Także nie podjęłam.
Po trzech byłam tak pewna związku z W., że kiedy J. się odezwał, mogłam z nim gadać bez emocji.
Okazało się, że ma córeczkę, ale nie jest już w związku z jej mamą.
Zaskoczył mnie jak wiele pamięta rzeczy, które działy się kiedy się ode mnie odłączał. Pytał o wszystko, o znajomych, rodzinę. Interesował się.
"Może będę w wakacje z córką w Polsce, to zajechalibyśmy do ZG się spotkać?"
"Nie wiem, mój chłopak jest bardzo zazdrosny. Zobaczymy"

Nie doszło to do skutku i dobrze.

No ale w 2010 roku, nikt już nie był o mnie zazdrosny.
A mi wydawało się, że jestem taka inna, tak wyluzowana, z takim dystansem do facetów, że kiedy dostałam wiadomość na FB "A od kiedy, moja droga, Ty masz status związku 'wolny'? " uznałam to za całkiem zabawne....

9 komentarzy:

  1. Nie ma co porównywać Twojego wieloletniego zakochania do mojej krótkotrwałej sielanki. U mnie też było wszystko cudnie. Ale nie o sobie mam pisać :)
    Wspomnienia śliczne Ci zostaną. No chyba, ze któregoś pięknego dnia wróci i powie, ze będzie chciał już z Wami zostać.
    Życzę Ci tego czego sama chcesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego trzeci powrót do mojego życia, byłby niestety moją największą porażką.
      Chociaż w głębi czuję, że chciałabym i przyjęłabym go. To rozum mówi, że nie mogę.
      Pozostaje mi modlić się o nową miłość.Najlepiej żebym za mąż wyszła, zanim on znowu sobie przypomni, że przecież to mnie kocha i ze mną było najlepiej :)

      Usuń
    2. U mnie miłość przerodziła się w nienawiść. Pewnie dlatego mam na to inne spojrzenie, więc wybacz jeśli czasem napiszę coś z czym możesz się nie zgadzać. Znając zakończenie Twojej czy mojej historii czasem nie potrafię inaczej. Na pewno spotkasz kogoś kto Was pokocha i wszystko się ułoży. Czy jego powrót byłby porażką? Hmm.. Nie, jeśli by już został, ale z drugiej strony nadal cokolwiek powie to nie będziesz potrafiła mu zaufać. A tak nie buduje się miłości.

      Usuń
  2. Jakbym czytała o sobie.... bo to piękne z jednej strony, a z drugiej straszne i tragiczne. Kurczę dużo szczęścia i znalezienia swojego Ktosia ;)
    p.s czyżbyś też studiowała filologię polską na uzecie?
    pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, studiowałam FP, ale tą z dziennikarstwem. Nasz rok był ostatni na tym kierunku :)
      Za życzenia nie dziękuję, żeby nie zapeszać ;)
      Niech się tylko spełnią! ;]

      Usuń
  3. Kurczę, gdybym nie znała końca tej historii, to naprawdę mega love story... Czyta się jednym tchem! I zgadzam się, że jednak piękne wspomnienia też będziesz jednak miała... Musze to przetrawić, wtedy coś mądrzejszego napiszę, bo na razie to jestem pod mocnym wpływem tego co przeczytałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo wspomnienia zostaną na zawsze. I nie wiem jak to się dzieje, ale te złe jakoś szybko się zapomina. A te dobre siedzą w głowie. I generalnie to jest super. Tylko może gdybym w 2010 roku pamiętała więcej tych złych, to nie pozwoliłam bym mu wrócić i wszystko potoczyłoby się inaczej...

      Usuń
  4. Wiesz co, z tym gdybaniem to jest ciężka sprawa... Jakby nie było przeżyłaś coś niesamowitego i pięknego! A mnie zaskoczyłaś wspólnym uczeniem się :) Tak na plus oczywiście. Mnie moja wielka szalona miłość w postaci pewnego T.raczej od nauki odciągała i dziś nie jestem na przykład panią doktor :(
    Gdybyście mieli się już nigdy ze sobą nie zejść, to życzę Ci, żeby prawdziwa miłość wciąż na Ciebie gdzieś tam dopiero czekała...

    OdpowiedzUsuń
  5. No i jeszcze jedno-boski Synek Wam wyszedł, a tatuńcio hmmm, taki trochę w moim typie :)

    OdpowiedzUsuń