Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 13 maja 2013

Poniedziałkowy poranek

Pora tytułowa to jest niezwykle ciężki czas.
Nie tylko dlatego, że nagle wstać trzeba, wdrożyć się w ten rytm i harmonogram rodem z Dnia Świstaka. Nie tylko z tego powodu, że Dziecko chyba też czuje, że właśnie to dziś!
To teraz właśnie jest poniedziałek rano i trzeba być z tej okazji w gorszym nastroju, marudzić przy wyjściu z psem, płakać bez powodu, jęczeć za bliżej nieokreśloną zachcianką, uciekać przed wejściem do windy, kiedy już naprawę trzeba zjeżdżać do auta, bo zaraz się spóźnimy.
Ale najcięższa chwila tego poranka to rozstanie w żłobku.

Ja próbuję uśmiechnięta, wesołym głosem, opowiadać, że idziemy do Cioci i do dzieci, że będą się fajnie bawić, że już czekają zabawki i na pewno jakieś pyszne śniadanko.
Ale w odpowiedzi tylko cisza i to smętne spojrzenie zbitego szczeniaka.
Po przekroczeniu progu Pani Małgosi, nie rozlega się nagle przeraźliwy ryk - o nie!
Bo to by było za proste.
Ryk, nawet okraszony łzami jak grochy, mógłby mnie trochę zirytować, zwłaszcza, że już lekko jestem nerwowa i wtedy zrobiłabym w tył zwrot i sobie poszła. Zła, że nie dość, że poniedziałek, że sen śnił się najpiękniejszy, kiedy budzik zadzwonił, że dziecko musiało wstać akurat sekundkę przed tym, kiedy ukradkiem, po cichutku starałam się otworzyć drzwi  i czmychnąć na 2-minutowe psie siku, to jeszcze płaczu muszę wysłuchiwać. .
To by było całkiem łatwe i wyrzutów sumienia Mama by nie miała. Bo wiadomo, że Pani Małgosia zaraz zagada, coś pokaże i ryk ustanie.
Ale ryku nie ma.
Jest tylko mała drżąca bródka, ustka układające się w podkówkę, to najsmutniejsze na świecie spojrzenie i małe ciałko całe się we mnie wczepiające. Kocham to uczucie wczepionego ciałka, kiedy Don Sebastiano  staje się mamusi małpeczką.
Kocham, ale nie, do diabła, w poniedziałek rano! Bo w tym momencie jest to bardzo bolesna Miłość.
Bo właśnie wtedy rośnie mi w gardle obrzydliwa, wielka gula. A w głowie rosną mi pretensje do świata i do Polskiego systemu.
Że dlaczego matka musi zapierdalać 8 godzin i dziecko pozostawić na pastwę obcych? A już samotna matka to w ogóle?! Że przecież i tak odbiera dziecku czas wspólny, bo musi go poświęcić na wykonywanie innych czynności, którymi w normalnych warunkach zajmuje się ojciec. Pieprzony, cholerny system! 
I ten pajac, gnój jeden, idiota, debil, ch** bez serca, bez uczuć! Leń wygodny, rozsiewacz nasienia na lewo i prawo! 
Niech spróbuje nie dołożyć się do wczasów! Zabiję....ale najpierw do sądu pójdę i wszystko powiem i alimentów zażądam miliard!!! Co on sobie myśli, kurwa, że te funty na koncie, w dodatku przeliczone po najgorszym bankowym kursie, mogą wszystko załatwić? Że nam mogą wynagrodzić takie życie? Ten pośpiech, wieczne wyrzeczenia, wyrzuty sumienia? Tą coponiedziałkową konieczność odczepienia Małpeczki od jej Mamy? 

Z taką głową, o godzinie 7:45 podążam w stronę niebieskiego biurowca.
I teraz rozumiem wszystkie matki, które opowiadają, że zostawiając dziecko w przedszkolu, często płakały bardziej niż latorośl.

I TAK - jestem zwolenniczką żłobka. Jestem fanką socjalizacji dziecka, uważam, że to zdrowe, rozwijające i korzystne.
Jestem zdania, że dziecko powinno być samodzielne.
A dziecko samotnej matki nawet podwójnie.
Ale czy te 8 godzin + 20 minut na dojście do i z pracy, ukradzione z 12-godzinnego dziecięcego dnia, to nie jest zbyt wiele?

8 komentarzy:

  1. Tyle emocji... I tych najpiękniejszych, bo przecież Małpeczka wtulona w Mamę... i tych najgorszych,ale jakich szczerych. Dzielna z Ciebie Mama pod każdym względem!!! Cóż więcej napisać-takie życie... ale to nie odda ani tego co myślę, na temat chuja od funtów, ani na temat systemu, który wykańcza nas wszystkich...

    OdpowiedzUsuń
  2. Martuś, nasza Eliza leżała przez miesiąc w szpitalu na przełomie 4/5miesiąca... Wenflony miała zmieniane średnio co 2-3dni bo coraz słabsze żyłki nie wytrzymywały... coraz trudniej było zresztą zakładać kolejny wenflon, że już nie wspomnę o tym, że za każdym razem pytanie gdzie... Wyobraź sobie mój ból, moją traumę. Nigdy, ale to nigdy tego nie zapomnę. Wyszłam z tego szpitala po tym miesiącu jako inna kobieta. Rozumiem każdą mamę, która przeszła coś takiego co opisałaś u mnie na blogu...
    A Eliza po porodzie też była wymaltretowana pobieraniem krwi- bardzo silna żółtaczka :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Weszłam na Twój blog przypadkiem, ale już widzę, że możemy podać sobie rękę odnośnie samodzielnego wychowywania szkraba. Samodzielnego, bo nie samotnego ;) Mogę napisać, że takie jest życie,ale po co? Kiedyś zjawi się ten właściwy i wszystko się ułoży. Nie wiem też za co taki chrzest bojowy z samodzielnym rodzicielstwem... ale trzeba wierzyć, że skoro było tak pod górkę to teraz musi być już tylko z górki :) A co? :) Zapraszam do siebie w wolnej chwili :) zachowaj-chwile.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam twoje wpisy Majus!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzielna Mamo zbierasz siły i wenę do pisania na weekend? :) Dzięki za pocieszenie-parę słów a innej mamie robi się lżej i w sumie łatwiej! Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi chyba mnie wyczułaś, bo tuż przed nowym postem zapytałaś ;)
      W weekend rzadko mi się udaje coś napisać. Chyba jeszcze bardziej zajęta bywam niż w tygodniu ;]

      Usuń
    2. No tak, weekendy bywają intensywne :) Tylko szkoda, że zazwyczaj nie w taki sposób jakbyśmy chciały... Bo u mnie na przykład weekend to sprzątanie, pranie, gotowanie w ilości jeszcze większej niż w tygodniu...

      Usuń