Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

wtorek, 21 maja 2013

"Małe tęsknoty krótkie tęsknoty znaczące prawie tyle co nic. Nagłe i szybkie serca łopoty kto by nie znał ich...?"


Widzę, że przysmuciłam w ostatnich wpisach. Chyba odczuwam znowu lekki spadek nastroju. Nie wiem skąd ja w ogóle biorę czas na te analizy?
No ale tak się jakoś dzieje.
To nie znaczy, że non stop chodzę z nosem na kwintę. Tak na co dzień kompletnie nie mam czasu ani się nad sobą rozczulać, ani smucić.
Natłok obowiązków i żywiołowość mojego Dziecka wymagają ode mnie niezmierzonych pokładów energii i fantazji, więc chyba tylko tutaj folguję sobie w kwestiach niewesołego życia wewnętrznego.
Szczerze mówiąc nie przepadam za użalaniem się, ale czasem każdy musi...inaczej się udusi ;).
I ja, żeby innych nie zadręczać swoimi nastrojami, stworzyłam sobie tutaj miejsce. Schowek emocjonalny...ogólnodostępny ;]
Tak - jestem emocjonalną ekshibicjonistką. Zawsze tak było.
Bo właściwie czemu nie? Opinie i komentarze "czytaczy" i "słuchaczy" dają mi kopa. Czytam je i myślę sobie:"no właśnie kobieto! opamiętaj się!One mają rację - nie jest źle, a będzie lepiej" :)
Dzięki temu blogowi, trafiłam na inne dzienniki. Dziewczyn, które stają się dla mnie inspiracją. Czytam wpisy, które wzruszają, poprawiają humor, zmuszają do zastanowienia nad rzeczami, które gdzieśtam się zagubiły po drodze, które pomijam w biegu, nie zauważam, chociaż warte są pochylenia się nad nimi.

Raz w ciąży udałam się do psychologa. Czułam,że sytuacji nie uniosę. W ciągu godziny wyszło na wierzch tyle moich udręk, że poczułam się chora. Pani Psycholog zaproponowała kilkutygodniowe wzięcie L4 i uczestniczenie w dziennej terapii grupowej. Czyli prawie jakbym poszła do psychiatryka, tylko nocowała w domu :P
Nie poszłam. Wolałam pracować.
A swoją grupę terapeutyczną znalazłam.
Tutaj. :)

Jest mi to potrzebne, żeby nie zwariować.

Być może tytuł "Damy sobie radę bez niego!" wskazuje na to, że nie powinno być tu słowa o tęsknocie za facetem. Ale to nie do końca tak. Ten tytułowy "on" to Tatuńcio.
Ale nie chcę tu oszukiwać i stwarzać pozoru, że satysfakcjonuje mnie życie bez mężczyzny. Nie jestem emancypantką.
Facet jest potrzebny. Jest potrzebny w domu, jest potrzebny dziecku i jest potrzebny mnie.
Do porannych wygłupów w łóżku we troje.
Do wspólnych posiłków.
Do wieczornej rozmowy.
Do tego, żeby wtulić się w jego silne ramiona, a czasem na jednym wesprzeć.
Jest potrzebny, żeby wieczorem kanapki do pracy przygotowywać w dwóch lunch boxach. Aby w niedzielę wyruszać na rodzinne wycieczki i przygody.
Do tego, żeby palce mogły poczuć miękkość jego włosów.
Żeby na usta spływał smak namiętności podczas chwil we dwoje.

Powiedzmy to otwarcie - chyba każda kobieta przed 30 lubi mieć udane życie seksualne.
Ja od ponad dwóch lat nie mam żadnego.
Ileż to tłumaczy, nieprawda?

Uczcijmy teraz minutą ciszy zmarnowany potencjał i uśpiony temperament.



I w ten sposób udało mi się zaznaczyć coś, o czym dawno myślałam, że należy tu napisać. Myślę, że z tą tęsknotą boryka się niejedna sama mama. I nie chodzi tu wyłącznie o kwestie fizyczne. Sex zaczyna się przecież w głowie i tak wiele elementów, poza pożądaniem się na niego składa. Bliskość, zrozumienie, zaufanie - Miłość jednym słowem. Gorąca silna Miłość.

Dziecko potrafi skutecznie odwrócić uwagę od wielu rzeczy na długi czas. Przez pierwsze miesiące w ogóle nie zastanawiałam się nad tym, czy brakuje mi łóżkowych igraszek. Moje ciało i umysł działało tylko pod jednym szyldem - Mama.
Mama potrzebowała tylko Miłości macierzyńskiej.
Ale powoli powraca też "Kobieta". I kobiece potrzeby. Niezrealizowane. A wiecie, czym grożą niezrealizowane kobiece pragnienia?
Na pewno wiecie ;)

Nie będę nad tym płakać, bo wierzę, że nadrobię ;p
Chociaż współczuję temu, kto będzie mi w tym pomagał :->

3 komentarze:

  1. Ostatnimi linijkami tak skutecznie mnie rozbawiłaś, że prawie zapomniałam jak mi klucha w gardle rosła czytając poprzednie... Lubię takie wpisy do bólu szczere, prawdziwe, bez owijania w bawełnę i tworzenia otoczki. Twoje takie są. A dotykają naprawdę spraw ważnych, bliskich każdej samotnej Mamie i tej niesamotnej... Czytając Twój wpis poczułam przypływ miłości do mojego męża, za to, że po prostu jest, ze swoimi wadami, zaletami, tym czym mnie wkurwia i czym potrafi rozbawić do łez. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa zapomniałam w poprzednim komentarzu napisać, że ja, nawet jeśli jestem zarobiona jak wół, zmęczona, do granic możliwości, z dwojgiem dzieci i całym domem na głowie, z mężem w rozjazdach, to i tak ZAWSZE znajdę czas na analizowanie, dołowanie się i inne depresyjne stany... ten typ tak ma najwyraźniej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie kiedy Ty masz czas na analizowanie??:) Powiem Ci tak... Na takie myślenie nie potrzeba czasu... To nie jest analizowanie.. to są emocje, które goszczą w danej chwili. Niestety samotność jest wpisana w życie. Mnie psychicznie pomaga mój KTOŚ. Ale 350 km robi swoje i też odczuwam samotność. W przeciwieństwie do Ciebie za bardzo przyjaciół nie mam. Mam jedną, jedyną kumpelę i już. Teraz Ona wychodzi za mąż i też zacznie swoje rodzinne życie... Sex... ehh.. fakt ja jeszcze jestem na tym etapie, ze nie tęsknię... ale do chwili jak nie zobaczę KTOSia :) Bo jak był ostatnio to też miałam gdzieś to, że jeszcze szwy w kroku się nie rozpuściły hahahahaha ale On to uszanował i musiałam się zadowolić przytulaniem :) :P
    A co od potrzeby mężczyzny w życiu mojego Kubusia. to ja ciągle, bez przerwy tłumacze sobie, że zastąpię Kubusiowi tatę. Każdy przyszły będzie o wiele lepszy od dawcy, bo Go nie zostawi. - i w ten sposób tłumacze sobie wszystkie doły.. bo też wolałabym w trójkę siedzieć, spędzać czas, zjadać śniadanka, kłaść malucha, spać, a wieczorkiem robić rodzeństwo :P tylko, że nic nie poradzę na los, który ułożył dla mnie inny scenariusz.
    Miłość przyjdzie sama :)

    OdpowiedzUsuń