Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Przyjaciółki



Zastanawiam się, czy kobieca przyjaźń traci na wartości w obliczu założenia rodziny?
Może naiwne pytanie, ale nie wiem tego, bo rodziny nigdy nie zakładałam.
Chyba silne relacje damsko-męskie prowadzą do zmniejszenia zapotrzebowania na  związki z drugą dziewczyna. Właściwie brzmi to całkiem racjonalnie.

Ciągle mam w głowie obraz siebie i moich Przyjaciółek, przypominający ten z serialu "Klub Szalonych Dziewic". Oglądałam go zawsze z takim poczuciem, że to prawie jak o nas.
Teraz za tym tęsknię.
Odległości i natłok nowych obowiązków oraz zmian nas porozdzielały, pooddalały od siebie i naprawdę brakuje mi moich Przyjaciółek.
Czasem wiem, że jest im smutno, ale nie przychodzą się wyżalić, bo nie mają czasu.

Dobrze jednak się stało, że te zmiany zaszły, kiedy ja już z własną nową sytuacją zdążyłam się oswoić. Że miałam Dziewczyny przy sobie przez najtrudniejszy okres w życiu - czyli w czasie ciąży. Wszystkie były obok, na każdą mogłam liczyć zawsze. Czułam ich wsparcie w każdej sekundzie.
Nie! Źle piszę. Bo przecież nie tylko ich. Ich partnerów również.

Uwielbiam moje Przyjaciółki i ciągle mam w serduchu nadzieję, że te rozluźnione więzi, na nowo się zacieśnią.

Mam tyle dobrych skojarzeń kiedy o nich myślę :)
Agata - była moją "żoną". Z dnia na dzień wprowadziła się do mnie i zaczęłyśmy szalone intensywne wspólne życie prowadząc jednocześnie "wspólne gospodarstwo domowe".
Agnieszka - razem pracowałyśmy, razem byłyśmy na wakacjach, dawała mi korepetycje z  rosyjskiego, które kończyły się psychoanalizą zalaną dwoma butelkami Carlo Rossi.
Kamila - wieloletnia, bo od liceum. Od wielu lat na odległość, ale dzięki mailom zawsze na bieżąco.
Karolina - również lata wspólnych doświadczeń. Aż ciężko to streścić. Chyba niewiele jest rzeczy, których nie robiłyśmy razem. To ona ściskała mnie za rękę, kiedy myślałam, że świat rozpada się w drobny mak. I to nie raz.
Malina - burzliwy związek dusz. Wiele pretensji, ale jeszcze więcej dobrych uczuć między nami. Maaaasa przeróżnych przeżyć, tony wsparcia, setki najszaleńszych imprez, godziny "życiówek". Jest jak druga Siostra. Tylko znowu zadziałała złośliwa odległość.
Marta - nasza Bree i Perfekcyjna Pani Domu w jednym. Jeśli kiedyś założę prawdziwe domowe ognisko, to własnie do niej będę biegać po radę. Znajomość stosunkowo krótka i jakby na nieco innym poziomie, ale jest dla mnie jak Rodzina.

Cenię wysoko i kocham każdą. Tą fajną dziewczyńską miłością,której "chłopacy" nigdy nie rozumieją.
Wdzięczna jestem za to, że pojawiły się w moim życiu, bo każda wniosła w nie coś wyjątkowego.

Edit: Przemyślałam sobie ten wpis i jednak zrobiłam błąd, że napisałam tu o nich po kilka zdań. Bo każda zasługuje co najmniej na osobny wpis. A właściwie, to na oddzielnego bloga, w którym mogłabym zamieścić wszystkie wspólne historie!

1 komentarz:

  1. Pięknie to wszystko napisałaś...Aż miło się czytało! Ja takiego szczęścia do przyjaciółek nie miałam, ale chyba z własnej winy. Sama mogę słuchać godzinami o problemach innych i jestem dosłownie na każde wezwanie i w każdej sprawie. Za to sama nie wyobrażam sobie, żeby zadzwonić i się wyżalić. Po jakimś czasie oczywiście opowiem co mi było itd ale najpierw sama muszę to przetrawić. Ale było też kilka fajnych związków damsko-damskich w moim życiu, szalone wyjścia na imprezy itd :)

    OdpowiedzUsuń