Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

czwartek, 18 kwietnia 2013

Próby


Na próby jestem wystawiana codziennie. Mogę się już nazywać wojowniczką...weteranką  treningów z cierpliwości. Właściwie to wystarczy nazwać mnie... Matką haha. Bo w końcu nie tylko ja jedna tak mam. Tylko, że ja muszę zawsze sama.
Tak, to znowu będzie post o tym, że nie ma lekko. No bo nie ma kurczę, wiec nie będę tutaj udawać, że świetnie sobie radzę i że jest zawsze jak w bajce.
Ale wcale nie trzeba być samą mamą, żeby sobie nie radzić z nadmiarem wszystkiego. Po prostu czasem są takie dni.
U nas zaczęło się od wczorajszego wieczora.
Spędziliśmy go z M. Ja zadowolona, bo lubię takie babskie pogaduchy przy lodach, ale Młodzian trochę mniej, bo już zmęczony i marudny. Spać tam oczywiście nie chciał. Pozwalał ze stołu i szafek wszystko, co dało radę dosięgnąć, obżarł się czekoladą aż zwymiotował, wylał psu wodę z miski, wyszarpał go za uszy, walał się po nim aż wymusił powrót do domu.
No i teraz szybki opis wydarzeń.
W drodze do auta biegnie po betonie, co kończy się glebą, dwoma otarciami na nosie i jednym na czole.
Nie daje się jednak posadzić w foteliku. Z ramienia spada mi duża torba, on się pręży, zapiąć się nie da, zrywa mi ulubiony złoty łańcuszek (po raz trzeci conajmniej).
W wannie zakręca ciepłą wodę i odkręca zimną, po czym wyje, że mu za zimno.
W łóżku się wierci, jest tak zmęczony, że nie może zasnąć. Pada. Jest po 21, zmywam, sprzątam, wychodzę z psem, karmię psa, kąpię się, suszę włosy, szykuję śniadanie, ubranie. Siadam, przeglądam promocje w gazetkach z marketów. Mam zamiar obejrzeć "Narkotyki" na National Geographic, ale o 22:50 oczy mi się zamykają.
Wstaję o 6:25. On o 6:30. Ryczy kiedy myję zęby. Pręży się na nocniku, nie zrobi na niego siku za Chiny pańskie. Bawi się wózkiem, uderza w kafelkę, kafelka odpada, podnosi ją i z impetem rzuca na ziemię. Kafelka pęka. Jem śniadanie w pośpiechu, wisi na mnie, że on też chce. Jemy razem. Ubieram go do wyjścia. Zauważam, że gęba oklejona smarkami. Idziemy myć buzię i odciągnąć katar. Wierzga nogami w adidasach na rzepy - zahacza mi rajstopy. Wkładam obcasy, zapinam psa. Wychodzimy. Czekamy na windę, kładzie się w jasnym polarze na ziemi na korytarzu. Winda nam ucieka. W następnej siada na ziemi i nie chce wyjść. Na dworze nie chce iść, muszę go nieść. W jednej ręce on, w drugiej pies na smyczy, obcasy 10cm na nogach. Wracamy odprowadzić psa, znowu wiotczeje na korytarzu i drze się na pół bloku. Karmię psa, zabieram torbę, zjeżdżamy na dół. Kolejny bunt w windzie. Niosę go do samochodu, bo już od 2 minut powinniśmy jechać. Pręży się przy wkładaniu do fotelika. Do żłobka na nogach nie pójdzie. Niosę go. Odstawiam w końcu i oznajmiam, że przemyślę, czy po niego wrócić, bo go dziś nie cierpię :P
W moich seksi butkach zapieprzam dziurawymi polskimi chodnikami do roboty, siadam w fotelu. Jest 8 rano, jestem wykończona i chce mi się ryczeć. Wzdycham do kolegów z pracy, że czasem naprawdę ciężko jest to wszystko samej ogarnąć.

A no tak. Przecież ja już chyba opisywałam podobny dzień? Oczywiście...bo tak wygląda kilka poranków w ciągu tygodnia.

Jestem hardcore'm! ;P

Na szczęście po południu wrócimy do domu, być może nie będziemy się już po nic śpieszyć. Młody będzie marudził, ale zajmę go trochę spacerem, trochę balkonem...siądzie na podłodze i zacznie układać drewniane klocki jeden na drugim aż zbuduje wysoką wieżę, a ja zaskoczona poczuję jak rośnie z dumy matczyne serce, że dziecko robi coś nowego, że gdzie on to podpatrzył, że z taką precyzją i skupieniem ustawia...
I wszystko przejdzie i już nie będę chciała uciekać w najodleglejszy zakątek tego Świata.

1 komentarz:

  1. O Chryste Panie, no nie jest lekko :( Ja też mam wrażenie, że jestem poddawana niekończącemu się testowi na cierpliwość :) A żeby było śmieszniej to cierpliwość jeszcze przed urodzeniem Dziewczyn, nigdy nie była moją mocną stroną, więc od 7 prawie lat walczę dzień w dzień sama ze sobą, żeby nie uciec, żeby nie zwariować, żeby dać jakoś radę... i daje, ale to macierzyństwo to czasami ciężka orka po prostu :)

    OdpowiedzUsuń