Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

środa, 7 stycznia 2015

Gadu-gadu trzylatka

Mieszkanie pod jednym dachem z rozgadanym trzylatkiem dostarcza nam tyleż nerwów, co śmiechu. 
Syn nasz charakterny jest okrutnie.  Tupie nogami ilekroć coś mu się nie spodoba...a nie podoba mu się 90% rodzicielskich decyzji. 
Przyznam szczerze, że często mamy problem by do niego dotrzeć.
Ja, pomimo niezmierzonych pokładów cierpliwości, wielokrotnie kapituluję z bolesnym odczuciem poniesionej kolejnej porażki wychowawczej. 
M. cierpliwości ma dużo mniej niż ja, więc przynajmniej raz dziennie w naszym domu rozlega się ryknięcie króla naszego stada... ryknięcie od którego mi włosy na rękach stają dęba...i właściwie tylko mi, bo Syn przejmuje się dopiero gdy zostaje wyprowadzony na przemyślenia do swojego pokoju, postraszony obietnicą pozbawienia wszelkiego dostępu do słodyczy lub MiniMini+ . 
Nie jest lekko... Czasem po prostu nam się odechciewa, bo staramy się robić wszystko, aby nasze życie rodzinne było udane i wesołe, a Seba jak to dziecko...ma swoje humorki i choćbyśmy na rzęsach tańczyli, to i tak okazuje swoje niezadowolenie. 
I naturalnie mamy świadomość, że najprawdopodobniej to my gdzieś popełniamy błąd.  M. zamówił już,w akcie rozpaczy, jakiś poradnik na temat tego jak rozmawiać z dzieckiem. Jak przeczytamy i zaczniemy stosować, to dam znać, czy podziałało.   

Ale żeby nie było, że tylko tak strasznie jest... Gdy małe diablę znika z ramienia naszego Syna i przestaje mu podpowiadać te wszystkie złośliwości, mamy w domu słodkiego, kochanego przytulaska i całuśnika. W dodatku niezmiernie rezolutnego...i naprawdę aż żałuję, że jego najlepsze teksty nie nagrywają się same, bo umykają niestety, a pewnie za paręnaście lat byłoby się z czego pośmiać.   

Na drugi dzień Świąt byliśmy u brata Miśka. Seba widząc, że J. nalewa sobie piwo i w szklance tworzy się piana pyta:
-A ja mogę piankę?
J: A ty pijesz piwo? 
S. z powagą: Tak. I wino.   

Ja w żartach:
-Chciałam mieć córeczkę,a nie takiego rozbrykanego urwisa za synka
S:  No plosię...ale Ty musisz być moją mamą!   

Zaparkowaliśmy samochód pod domem, ale w radiu leci "Defto", więc chcę dosłuchać do końca i nie gaszę jeszcze auta
S.( patrząc na mnie z pogardą) : No chyba nie będziemy tu siedzieć i śpiewać?   

W samochodzie, w czasie oczekiwania na zmianę świateł M. zaczyna mnie całować
S: Psieśtańcie się liziać!   

M. ciągnie Sebka na sankach i próbuje go rozśmieszyć 
S. z pobłażaniem w głosie: Taatoo..weś się nie wygłupiaj....  

Kiedy kąpię S. rozkręcam w łazience grzejnik i wieszam na nim piżamkę małego, aby była ciepła do ubrania
S: Jaka cieplusia...dzięki mamo! jeśteś kochana, wieś?   
JA: Sebciu, pójdziesz się pobawić do Jagody, ale musisz zjeść obiadek, który da Ciocia, jasne? 
S: Jeśtem pewien!   

S: Mamooo, Kajka właziła na moje łóśko! Powiedz jej ukeciaj stąd! Ale tak głośno!     

Uwielbiam to! Z uśmiechem obserwuję moje rozgadane dziecko, słucham jego opowieści, które z taką pasją i zaangażowaniem nam przedstawia, że często ciężko zrozumieć, o co w nich tak naprawdę chodzi.  Jest to jednak tak zabawne i fascynujące, że sprawia nam sporą radość. A czasem i do zdziwienia nas doprowadza, bo człowiek sobie sprawy nie zdaje jak dobrymi obserwatorami bywają dzieciaki. Seba ma w dodatku taką pamięć, że naprawdę z wieloma rzeczami trzeba się już przy nim pilnować. Np. ostatnio pokazał mojej mamie - przeciwniczce jadania na mieście, że w tej właśnie pizzerii kupowaliśmy pizzę... no i nic nie ukryjesz :)   

4 komentarze:

  1. Haha, oj tak- nic a nic się nie ukryje, a będzie coraz gorzej :) I mówię to z autopsji!

    A co do problemów i tego diabełka na ramieniu- jakbym czytała o Elizie, tyle, że u nas to w końcu ja wydaję z siebie taki dziki ryk, który na córce wrażenia nie robi. Dopiero groźby- różne :) Głównie nasze wychowanie opiera się od jakiegoś czasu na szantażu. Tak, wiem- PORAŻKA. Jestem gotowa usiąść na karnym jeżyku. A tak serio, to Marta, momentami mam tak dość. Wiesz, Sebuś ma dopiero niecałe 3,5roku, On ma jeszcze czasami prawo do jakiś wybryków. Ale kiedy do ponad 8latki mówię i jak grochem o ścianę non stop- ręce opadają, uwierz mi.
    Ściskam i samych sukcesów wychowawczych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Martus, to tak jak moja dwuletnia coreczka! Calkiem, jakbys ja opisala.
    Czasem naprawde zyc sie odechciewa. Najwazniejsze, to stale sobie przypominac, ze male dziecko nigdy nie ma prawdziwie zlych zamiarow. Nawet, jesli jego zachowanie wydaje sie zlosliwe i wymierzone celowo przeciwko nam.
    To tyle, jesli chodzi o teorie. W praktyce jestem dzisiaj w totalnym dolku, bo dalam Malej pierwszy raz w zyciu klapsa. A tak sie zarzekalam, ze nigdy, przenigdy... Ehhh... :/

    pozdrawiam serdecznie
    Agnieszka

    PS. wszystkiego najlepszego w nowym roku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hihi, maly teksciarz!

    Moja Bi tez czesto prosi, zeby zawolala psa, bo skacze jej pod nogami i przeszkadza w dzikich biegach przez dom.

    Ech... Powiem Ci, ze chociaz u nas Bi jakos pomalu (odpukac) wyrasta z buntu, a przejmuje go Niko, to jednak bywa roznie. Starsza wykloca sie ostatnio o wiele bzdur, nawet o to co jest napisane w bajce, albo co jest na obrazku. Rece opadaja. No i nie slucha. Wie, ze pewnych zabaw nie tolerujemy, ale pokusa jest zbyt silna.
    Podziwiam, ze masz tyle cierpliwosci. U nas M. czesto podnosi na dzieci glos, ale ja tez nie pozostaje w tyle... Tylko, ze o ile moj krzyk dzieciarnia ignoruje, o tyle kiedy ryknie tata uderzaja w placz. :)

    OdpowiedzUsuń