Realizowanie nowego planu mojego życia zawodowego - w toku.
Pomału kształtuje się zarys i wygląda na to, że od pierwszego lutego, nie dosyć,że w ramach home office, to jeszcze sama sobie będę sterem, żeglarzem i okrętem.
Trochę strach, trochę ekscytacja.
Nie wiem czy podołam, ale spróbuję.
W sumie i tak niewiele mam do stracenia.
Na razie muszę plan poukładać do końca i wymyślić jak to wszystko ma dokładnie wyglądać.
Trzymajcie za mnie kciuki :)
Dawno nic się nie działo wywrotowego, prawda? :)
W sprawach pozazawodowych - uroczo :)
Rocznica związku wpłynęła na nas pobudzająco i właśnie przechodzimy kolejny już etap wzmożonej wzajemnej fascynacji...co oznacza, że gdyby nie obowiązki, to najchętniej nie wychodzilibyśmy z łóżka i rozmawiali tylko o tym jak nam razem dobrze i jak się kochamy.
Planujemy teraz huczne obchody Miśka 30 urodzin, połączone z parapetówkami. Przed nami dwie imprezowe soboty...to tak na początek, bo mamy tyle znajomych, że na pewno będzie potrzeba więcej tych parapetówek.
Cieszę się, bo lubię organizować imprezy, chociaż roboty czeka mnie sporo.
Wczoraj odebraliśmy nasze piękne, wyczekane miesiąc czasu firany i zasłony. I ja już oczywiście cała rozentuzjazmowana, w podskokach, z tymi firanami wkroczyłam do mieszkania z pieśnią na ustach "Wieszajmy już, wieszajmy..."(nie żeby istniała taka pieśń - sama stworzyłam na poczekaniu), a tu zonk.
Ekscytację schłodził Mój Ukochany, słowami, że jak to już wieszajmy? Skoro on jeszcze wokół okien musi pomalować, bo tu coś odprysnęło, tu coś nierówno...to jeszcze popoprawiać trzeba.
Gdyby życie miało podkład muzyczny, to w tym momencie rozbrzmiałoby takie smętne "blę blę blęęęęęęęęęęęęęę" - takie jak w kreskówkach, kiedy coś się nie uda. Albo właśnie jak w tym teleturnieju z Zonkiem :)
No i co Pan zrobisz?...nic Pan nie zrobisz.... Czekam nadal aż okna będą gotowe. Szczerze mówiąc, powinnam je przy okazji umyć od razu, ale przy temperaturze 0 stopni, moj zapał do mycia 5 okien i drzwi balkonowych jest właśnie równie gorący.
I tak sobie płynie..drugi rok naszego rodzinnego życia. Niby zwykła normalność...codzienna zwyczajność. A jednak dla mnie jest tak wyjątkowo.
I uwielbiam nasze plany na przyszłość. Nawet jesli nie każdy uda się zrealizować, to przyjemnie jest snuć i próbować coś robić, aby wcielać je w życie.
I wyszeptam na koniec, że wróciły rozmowy o drugim dziecku.
Od poronienia , ja owszem - tutaj otwierałam się w tym temacie, ale jakoś z M. praktycznie nie poruszaliśmy tego. Ale powiedziałam mu wszystko co czuję, własnie w naszą rocznicę. I wczoraj na szafce znalazłam siateczkę z apteki...z kwasem foliowym. Dla nas obojga. :) To tak na początek, żeby na spokojnie i pomału zacząć się przygotowywać od nowa.
Edit(po 2 h od publikacji posta): Misiek umyje okna.
No czy ja mogę nie wariować na Jego punkcie? <3
Gratuluję i zyczę kolejnych takich lat :) Trzymam kciuki za sprawy zawodowe ;) Oj tez bym chciała być sama sobie sterem itp, ale nie mam nawet pomysłu na siebie....
OdpowiedzUsuńJa tez nie mialam,a bardzo dlugo myslalam.Ale samo jakos przyszlo.
OdpowiedzUsuńPoprosze o sklonowanie podobnego egzemplarza dla mnie :-P
OdpowiedzUsuńA za biznesik to ja ciiiiiiimam takie kciuki ;) i na pewno dasz rade, silna babka z Ciebie i masz w glowie olej !
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za wszystkie aspekty "nowego" zycia! ;)
OdpowiedzUsuńWe wszystkim życzę powodzenia, niezmiennie :)
OdpowiedzUsuńKurcze Marta - mocno trzymam kciuki ! I za biznes i za okna , nowe mieszkanko , wspólne plany i za słuszność kwasu foliowego ! A przede wszystkim za Was ! I Waszą Miłość !
OdpowiedzUsuń