Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

środa, 12 czerwca 2013

Zazdrość

Jestem zazdrośnicą.
Niepogodzoną ze swoim losem zazdrośnicą.
Ciągle komuś czego zazdroszczę, a ostatnio wszystkim jednego właściwie.

I na swoją obronę mam tylko to, że nie zazdroszczę złośliwie.
Zazdroszczę sobie po cichu-"w środku, w Czesiu", jak to określał Czesio-Włatca Móch.
Na smutno zazdroszczę.
Obiektom zazdrości mojej nie życzę źle. Nawet cieszę się, że ktoś to ma. Że to na świecie jest, że skoro tylu osobom się udaje, to i na mnie czas przyjdzie w końcu.

Zresztą duży wkład w wygląd własnej sytuacji mam sama ja. Kilka przypadków miało znaczenie, ale przecież nikt i nic nie jest tak odpowiedzialny za wygląd mojego życia, jak ja sama.

Zazdroszczę więc ludziom, że potrafią swoim losem tak kierować, żeby było dobrze.
Że wiedzą czego chcą i potrafią do tego dążyć.
Że nie znajdują na wszystko wymówek , jak ja, tylko dlatego, że zmobilizować się nie potrafię.

Zazdroszczę więc zdjęć tatusiów i dzieci. Tak wiele ich ostatnio oglądam. Zachwycam się i zazdroszczę. Czas nie stoi w miejscu. Niektórych rzeczy już nigdy, do końca życia nie uda się nadrobić.

Zazdroszczę publikacji i blogów opiewających uroki tacierzyństwa. Pisanych przez ojców. Pełnych emocji, szczerości i odwagi, aby otwarcie mówić o tym jak ich to ekscytuje i cieszy.

...

Wczoraj wieczorem pojechaliśmy nad pobliskie jezioro.
Plaża, ośrodek zamknięty, prawie pusty. Las, cisza, słońce nisko, pięknie odbijało się w spokojnej wodzie.
Siedzę na piasku i robię babki, Sebastian klepie "babo babo!" i sprawdza, czy się udały.
Zza okularów zerkam na pomost.
W jednym rogu chłopak i dziewczyna, lat około 20. Blisko siebie, piwko, relaks.Fajnie spędzać razem czas.
Na środku też parka , lat może po 16-17. Jeszcze tak się czają nieśmiało na siebie. Może to jedna z pierwszych randek?
Niedaleko para najbardziej intrygująca. On po 50, na oko. Ona bardzo ładna, koło 40.
Przyklejeni do siebie bardziej, niż ci nastolatkowie. Spacerują, przystają, przyglądają się okolicy. On jej coś pokazuje, objaśnia. Ona ciągle go dotyka. Obejmuje, wspiera się na jego ramieniu poprawiając sandałki, dotyka twarzy, włosów, ręki.
Przechodząc koło nich słyszałam jak szepczą, zastanawiając się czy można podjechać wieczorem samochodem na dziką plażę z drugiej strony jeziora. Może podjadą, tylko bagaże przełożą do jej auta.
A więc są dwoma samochodami, ona tutaj pierwszy raz, bo to on wszystko jej pokazuje. Miejsce ustronne o tej porze tygodnia i dnia.
Czyżby tajemna schadzka kochanków?
A może to znajomość internetowa?
Ciekawe jaką mają historię...?

Zazdroszczę im, że w ogóle jakąś mają. Że nawet jeśli jest skomplikowana, to w tym miejscu i tym czasie wyglądają na szczęśliwych. Czas się tu dla nich zatrzymał.

Wracamy.
Tą trasą jeździłam kiedyś regularnie. Jest to droga na granicę Niemiecką. 3 lata temu pokonywałam ją co kilka tygodni, jadąc na lotnisko do Berlina. I za chwilę wracaliśmy. On za kierownicą, ja obok (zawsze się spieraliśmy kto pojedzie i zawsze mu ustępowałam). Lubiłam siedzieć obok. Na tej drodze rzadko trzeba zmieniać biegi, więc jego ręka zawsze wędrowała na moje udo.
20km do Zielonej Góry.
Temperatura między nami była już taka, że wyciskał z biednej mojej Fiesty wszystko, żeby jak najszybciej dotrzeć do domu, żebyśmy mogli się wkleić w siebie całkiem.
Tak się splatały nasze historie.
Pamiętam to uczucie.
Tak tęsknię....Nawet nie za nim. Tylko z tym uczuciem. To było takie ekscytujące. Nic nie było ważniejsze,ani ciekawsze.
Tylko te spotkania, przetykane przerwami, podczas których tak bardzo rósł apetyt.
Wiem, że to na początku jest AŻ TAK. Że zwykle potem mija, że staje się codziennością, ubiera się w szarość i nudzi.
Ale zazdroszczę mimo tego.
Spotkań dwóch historii, nowych emocji, radosnego podniecenia na myśl o tym, jak będzie, uczucia przyciągania, potrzeby dotykania się choćby przelotnie, a najchętniej bez przerwy.
I zazdroszczę, że te spotkania dwóch historii prowadzą do ich splotu ciasnego. I że te dwie historie tworzą trzecią i prowadzą razem, dopóki ta nie będzie tak doświadczona i długa, że będzie mogła pójść swoim torem i spotkać tam inną, sobie przeznaczoną.
Wyskoczyłam z uporządkowanego biegu świata. I swojej drogi znaleźć nie potrafię.
Ani w tej kwestii, ani w żadnej innej.

1 komentarz:

  1. Też dobrze pamiętam to uczucie początkowej ekscytacji... nie tylko z moim mężem... Początki zawsze są och i ach... A potem życie się zaczyna, i czasem z och i ach nic nie zostaje. Ale warto to przeżyć choćby właśnie dla tych wspomnień, żeby móc wrócić pamięcią do tych chwil, do tych spotkań, momentów... To jest coś, czego nikt nam nie zabierze... No a Tobie Martuś życzę drogowskazu, żeby odnalazła wiele właściwych dróg w swoim życiu...

    OdpowiedzUsuń