Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Po powrocie.

Nie wiem, naprawdę nie wiem o czym mam napisać.
Chyba nawet nie chcę opowiadać jak było, bo dzisiaj mam dzień z "syndromem pokolonijnym".
Pamiętacie to z dzieciństwa?
Najpierw nie chciało się gdzieś jechać za Chiny, a jak przyszło wracać, to człowiek płakał i chodził struty przez tydzień po powrocie, bo tęsknił. Do miejsc, do ludzi, do klimatu, do morza albo gór,czy jeziora.
To ja mam właśnie dzisiaj to samo.
Tak wygodnie było nam się wdrożyć w nowy - wczasowy tryb dnia.
Pobudka jak zawsze wcześnie. Mini od razu po wygramoleniu się z łóżeczka, brał klapki w dłoń i stawał pod drzwiami, żeby go wypuścić na dwór jeszcze najchętniej w piżamce.
Później śniadanko i od razu plaża. Jak tylko stopa mała dotknęła piasku, zaczynało się szarpanie torby i wołanie "babo! babo!". Co oznaczało, że mama szybko ma wyciągać foremki i całą resztę piaskowego oprzyrządowania. I do obiadku klepaliśmy baby, wrzucaliśmy kamyczki do morza i trochę się kąpaliśmy nawet. Codziennie drzemka podczas wózkowego spaceru brzegiem morza (mama sobie wyrobiła bicepsa) i już obiad. Po obiedzie spacer długi, później kolacja, a po kolacji szaleństwa na placu zabaw i minidyskotece.
I codziennie dziecko padało przed 20,a wtedy ja z Mamą miałyśmy chwilę wytchnienia i winko można było otworzyć.
Tak mijał dzień za dniem. Ale oczywiście pod koniec zrobiło się już najfajniej, bo nie dosyć, że dziadek do nas dołączył, to jeszcze poznaliśmy przemiłe małżeństwo, czekające na dzidziusia.
Sebastian ukochał "Wujka" Łukasza, a ja z rozczuleniem przyglądałam się jak tylko na jego widok Seba nabiera rozpędu i biegnie się przywitać, a potem wkłada małą rączkę w męską dłoń i prowadzi na brzeg zbierać kamyczki, albo na plac zabaw.
Widok naprawdę wyjątkowy...

Całe szczęście, że wczoraj przy wyjeździe było tyle zamieszania, a jeszcze spędziliśmy cały dzień w Dziwnowie, później dojazd do ZG i rozpakowywanie i z tego wszystkiego ominęła mnie świadomość, że to był Dzień Ojca. Wieczorem dopiero przypomniał mi o tym prezent dla Taty. Więc Digona wyściskałam oczywiście.
Ale nie miałam już siły zaglądać na FB. I dobrze, bo ominął mnie zalew postów, zdjęć i złotych myśli na temat Ojcostwa.
Nic na to nie poradzę, ale zmieniło się moje postrzeganie tego dnia niestety. Niezwykle skrajne uczucia to we mnie wywołuje.

I tak minęło 7 cudownych dni.
Jeśli nad Bałtykiem jest ładna pogoda, to naprawdę - dla mnie nie ma lepszych wakacji.

W pracy podziwiają moją opaleniznę, a ja myślami jestem przy synku. Czy nie jest mu smutno, że znowu nie widzi mnie i Babci? I czy nie jest mu ciasno w bloku w 4 ścianach? Przez cały tydzień miał tyle przestrzeni i swobody, żył sobie w zgodzie z własnym rytmem, biegał taki uśmiechnięty, zaczepiał wczasowiczów, wzbudzając ogólne zainteresowanie i zachwyt. Ludzie przystawali na plaży, żeby poobserwować jak się bawi przy wodzie. A ja cała szczęśliwa, że taki jest otwarty i radosny, aż komuś (poza mną oczywiście) sprawia przyjemność patrzenie na niego :)

A dzisiaj cóż...trudny powrót do rzeczywistości.
Na przyszły rok już wiem, że jednak urlop powinien być dłuższy niż 7 dni. Tyle jeszcze mieliśmy zrobić - rowerem razem pojeździć, odwiedzić oceanarium i park miniatur, ale zabrakło nam czasu na to wszystko.

Przeszczęśliwa jestem jednak, że nam się udało wykorzystać te dni jak najlepiej.

Przywieźliśmy ze sobą miłe wspomnienia, nowe znajomości i masę pachnącego morzem piasku w torbach, butach i między ciuchami ;)


P.S.  A podczas naszej nieobecności, przyszła na Świat Kalinka - córeczka M. i P. Wciąż powiększa nam się grono szczęśliwych rodziców :) Może kolejne wakacje będą już nawet z dzidziusiową ekipą? :)

1 komentarz:

  1. Dobrze Cię znowu czytać! Super, że tak Wam się udały wakacje :) A taki wyjazd rodziecielksą ekipą to może być to :) A tymczasem wracajcie mentalnie do świata ludzi pracujących, dzieci żłobkujących i ogólnie ludu czekającego na przyszłoroczny urlop :)

    OdpowiedzUsuń