Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

wtorek, 4 czerwca 2013

Podróżować jest bosko?

Jestem!
Tyle było zajęć w ciągu długiego weekendu, że już na bloggera czasu zabrakło. Ale jestem.
Właśnie w pracy drukarka odmówiła posłuszeństwa, więc utknęłam z robotą i raczej nie ruszę, dopóki sprzęcior złośliwy nie postanowi współpracować.

Mamy za sobą kilka rodzinnych dni. Oj dłuuuugo tak nie było!
Od kiedy Sylwia wyjechała do UK, a później mama zaczęła jeździć do DE , w mieszkaniu w W-chu zrobiło się pusto i cicho. 82m2, to sporo przestrzeni nawet dla Tornada don Sebastiano, kiedy jest tam tylko ze mną i dziadkiem.
Ale w minionym tygodniu połączenie Tornada z 4 dorosłymi osobami to już była mieszanka wybuchowa.
Myślę, że "włoskość" naszej rodziny bywała słyszalna kilka pięter niżej i wyżej :P Pomimo licznych spięć, miło było spędzić w ten sposób parę dni.
Teraz jesteśmy już u siebie, w dodatku bez psa, więc spokój totalny. Ale w piątek znów wyruszamy do W-cha, żeby jeszcze z Siostrunio-Ciociunią i jej chłopakiem spędzić trochę czasu przed ich wylotem.

Nie obyło się bez przygód i to od samego początku. W połowie drogi pomiędzy ZG a W-chem rozkraczyła się Fiestunia. Po prostu stanęła, zgasła i koniec.  Udało mi się ją jakoś dociągnąć do stacji benzynowej (na odcinku 20 metrów zgasła z 5 razy)...no i tyle. Seba zaczął marudzić, że nie jedziemy. Pies piszczeć, że chce na trawnik, mama się śmiać , a ja otworzyłam maskę i stanęłam nad bebechami zupełnie bezradna, z nadzieją, że może jednak coś mnie oświeci. Albo chociaż rzuci się w oczy, że ewidentnie wygląda nie tak jak powinno.
Ponieważ wszystko jednak wydawało się normalne, wykonałam kilka telefonów, z których nic nie wynikło. Tato był w drodze na lotnisko po młodych i jedyna rada jakiej mi udzielił, to jechać trzymając jedną nogą gaz bez przerwy, a pozostałymi pedałami sterować drugą i piętą tej pierwszej. Samochód bowiem działał tylko z wciśniętym pedałem gazu.
Jakoś sobie nie wyobrażałam przejechać w ten sposób 90km.
Pies z tyłu miotał sie coraz niecierpliwiej, na skończoną już cierpliwość Seby, mama zaradziła bułką, więc z tej strony chwilowo zapadła cisza.
Ustawiłam się znowu bezradnie przed maską, z nadzieją, że ktoś się nad nami zlituje. Nie wiem, czy to sprawka ubranej o poranku spódnicy, czy innego szczęśliwego zrządzenia losu, ale zaraz pojawił się przemiły pan. Który zlustrował fachowym okiem wnętrzności mojego auta i zdiagnozował wadę silniczka krokowego. Pan  skonstruował ze starej ulotki prowizoryczną blokadę i mogłyśmy jechać!!!
Wiem, że na pewno ten Pan nigdy tu nie trafi, ale jestem mu baaaardzo baaardzo wdzięczna. Nawet go kochałam w tamtej chwili :P
Modliłam się, żeby tylko nie było czerwonych świateł po drodze, żebym nie musiała hamować i zatrzymywać samochodu.
Wszystkie możliwe czerwone zaliczyliśmy oczywiście.
I nawet na torach, na których przez kilka lat widziałam pociąg 1 raz, oczywiście w środę o 19 musiał jechać długi na jakieś 100 wagonów towarowy, więc stałam tuż przed szlabanem 20 minut, bojąc się zgasić silnik, trzymający non-stop wysokie obroty.
No ale dotarliśmy w końcu. Tak mnie ta podróż wykończyła, jakbym co najmniej na pieszo ją pokonała :)

Szczęście w nieszczęściu, że akurat jechaliśmy z mamą. Próbowałam sobie później wyobrazić co by było, gdybym jechała sama z Sebą i psem? Gdyby Fiesta padła nie w mieście, a w jakiś polach czy lasach? Niemało takich odcinków na tej trasie. Oczywiście AC nie opłacam, bo po co :P I nie mam żadnego innego dodatkowego ubezpieczenia na takie okazje.
Ale wiem jedno - od tej pory na podróże zawsze zabieram spódnicę :P

P.S. W drodze powrotnej do ZG na samym początku trasy przebiegł mi przez jezdnię czarny kot. I znów 170km z duszą na ramieniu :P

3 komentarze:

  1. Kochana, no i tym razem to Ty mnie rozbawiłaś, kiedy u mnie z nastrojem marnie... Blogowe Mamy to jednak niezła grupa wsparcia, nawet telepatycznego :)
    Wyobraziłam sobie Ciebie nad tą maską otwartą stojącą, to tak jakbym rozkręciła laptopa i próbowała go naprawić :)
    A spódnica? Must have w każdej sytuacji, kiedy może przydać się męska pomoc :)
    A teraz uprzejmie prosimy nie robić tak długich przerw w blogowaniu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No już kiedyś pisałam, że blogowanie to dobra terapia jest :)
      A przerwy w pisaniu, będę miała w tym miesiącu - lojalnie uprzedzam od razu;)
      Trochę będziemy jeździć, a jakoś w rozjazdach nie potrafię się skoncentrować na pisaniu. Póki co jednak jestem i piszę kiedy czas pozwala i warto się tu nad czymś rozgadać :)

      Usuń
  2. Dopiero dzisiaj wpadłam na Twojego bloga i tak podczytuję wsteczne wpisy i ten mnie rozbroił :) pamiętam kiedyś z siostrą miałyśmy podobną sytuację jak jechałyśmy do mamy do szpitala. Tyle, że na własne życzenie, bo nam się paliwo skończyło ;) Niby głupota, ale na trasie 30 km nie było ani jednej stacji - do tej pory się zastanawiam, którędy jechałyśmy, bo to aż dziwne, że na takim odcinku zero... Stanął oczywiście na skrzyżowaniu tuż przed zjazdem an stację i na szczęście ktoś się zatrzymał i nas podholował, ale przy okazji musiał nieźle się śmiać z naszej głupoty ;)

    OdpowiedzUsuń