Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 5 października 2015

W dół

Mój brzuch poddał się działaniu prawa grawitacji.
Kilka dni temu zjechał w dół... i przy okazji życie stało się łatwiejsze.
Łatwiej mi się schylić, łatwiej oddychać, ustały dokuczliwe kolki wątrobowe.
Czuję tylko w dole trochę większy ucisk i częstsze bóle w krzyżu, ale nie jest to tak uciążliwe jak cała reszta.
Przy okazji zobaczyłam, że jednak regularne smarowanie na niewiele się zdało, Mam sporo rozstępów i to dość rozległych.
Nie martwię się nimi szczególnie. Traktuję je jak blizny po wojnie.
Starałam się utrzymać ciało w dobrej formie przez całe 8 miesięcy, zapewniając mu sporo ruchu. Ominęło mnie nieprzyjemnie puchnięcie, z którym zmagałam się pod koniec ciąży z Sebą. W pierwszej ciąży ćwiczyłam do 7 miesiąca, teraz udało się do końca 8.
W ten piątek już odpuściłam sobie wyjście na fitness latino, w kolejny nie będzie nas na miejscu, a później to już nie sądzę, bym dała radę tańczyć. Zresztą...mówiąc szczerze, już ostatnio wyglądało to dość śmiesznie, żeby nie powiedzieć pokracznie. Miałam wrażenie,że przednia część mnie, tańczy w jakimś, tylko sobie znanym , rytmie :)

Aplikacja ciążowa, już dwa tygodnie temu wzywała mnie do spakowania torby do szpitala.
Jeszcze tego nie zrobiłam, ale zgromadziłam większość potrzebnych rzeczy i myślę, że  w tym tygodniu torba będzie gotowa.

Dziś po południu jedziemy do szpitala na badanie.
M. będzie mi towarzyszył...zaproponował sam, a ja z ulgą tę propozycję przyjęłam.
Boję się tam sama jechać.
Boję się, że nagle coś okaże się nie tak i będę musiała zostać.
No i wiem, że wrócą porodowe wspomnienia i wizje.
A poród nadal mnie przeraża. Wcale na niego nie czekam. Staram się nastawiać pozytywnie , ale mimo wszystko, jestem wystraszona. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mogę dać radę, że już raz to zrobiłam i skończyłam z odczuciem, że na pewno mogło być gorzej.
A jednak, racjonalizm swoje, a podświadomość swoje...

To także ten strach i pełna świadomość tego, co przede mną, nakazał mi zweryfikować podejście do obecności partnera przy porodzie.
Właściwie to nie...nie tylko te dwie rzeczy.
Miłość jeszcze.

Dziś wiem, że chcę, aby M. był ze mną. Obawiam się jedynie tego, że przy nim, nie będę w stanie zmobilizować się tak mocno, jak przy mamie. Jakoś przed mamą mam poczucie, że muszę być twardzielką.
A M. daje mi takie poczucie bezpieczeństwa, że obawiam się, czy się przy nim za bardzo nie rozmemłam.
Na szczęście jest jeszcze Seba i myśl o tym, że muszę się spiąć, urodzić mu tę siostrzyczkę i jak najszybciej do niego wrócić.

Nadal jeszcze nie zdecydowałam, czy pozwolę M. zostać na samo parcie. Natomiast nie wyobrażam sobie, aby miało go ze mną nie być w dwóch pierwszych fazach.
Kiedyś tego nie rozumiałam.
Dzisiaj wiem dlaczego.

W mojej pierwszej ciąży rola faceta ograniczyła się do jej powstania.
I na tym koniec.
Sama o siebie dbałam, sama chodziłam do lekarza, sama przeżywałam USG, rozterki, pierwsze ruchy, trudności, przygotowania,wybór imienia....
Oczywiście nie mogę w tym miejscu bagatelizować udziału w tym wszystkim mojej rodziny, przyjaciół i współpracowników.
Ale jednak, większość czasu spędziłam ze swoją ciążą sam na sam.
I to sprawiło, że noszenie i rodzenie dziecka, w moim pojęciu , stało się czynnością typowo kobiecą. W moim rozumieniu nie było w tym wszystkim miejsca dla mężczyzny.
Później nieco zweryfikowałam swoją ocenę, kiedy wśród własnych przyjaciół i znajomych, mogłam obserwować zaangażowanych przyszłych tatusiów.
Ale to było już wtedy, kiedy sama wychowywałam synka.

Macierzyństwo, od momentu gdy ujrzałam dwie kreski na teście, do chwili kiedy zobaczyłam jak Misiek zakłada Sebie buciki i wiąże pod szyją troczki od czapki, było dla mnie relacją jedynie na płaszczyźnie mama-dziecko.

Dzisiaj wiem, że może być inaczej.
Że test ciążowy wzbudza tak samo wiele emocji we mnie, co w Nim.
Że przeżywa poronienie tak samo, jak ja. Do dziś nosi w sobie poczucie straty. Nawet częściej ode mnie, wspomina o tym dziecku, które straciliśmy.
Do końca życia będę pamiętać ten moment, kiedy wywożono mnie z bloku zabiegowego i minęliśmy go. Nie zapomnę nigdy tego przejętego wyrazu jego twarzy. Od początku do końca był ze mną wtedy. I tym razem od początku do teraz - jest.
Dlatego zmieniłam zdanie - chcę aby i tym razem był do końca. Zwłaszcza, że ten koniec musi być szczęśliwy.
Zmieniłam je też dlatego, że dopiero przy M. zrozumiałam całą istotę dorosłej damsko-męskiej miłości... wsparcia w związku, współodpowiedzialności i współbycia.
I teraz dopiero wiem, że tatą, jest się chyba tak samo, jak się jest mamą.

Zwracam honor i biję się w pierś :)

P.S. Wylałam może łez, pisząc ten tekst. Brzuch opada, hormony szaleją... godzina 0 coraz bliżej...

6 komentarzy:

  1. A ja czytam ze ściśniętym gardłem...
    A wiesz, że tego samego obawiałam się przy ewentualnej obecności Marcina przy porodzie. Byłam przekonana, że rodząc sama po prostu się zepnę i już. Koniec końców okazało się, że życie zadecydowało za nas inaczej, w każdym razie rozumiem.

    Martuś, no! Trzymam kciuki Kochana, jednocześnie nie wierzę. Nie wierzę normalnie, że to już praktycznie finisz... Przecież właśnie- dopiero co straciliście tamtą ciążę, dopiero co był początek tej, i że już???
    Powodzenia.
    Alicja! Czekamy na Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Az mniedreszcz przeszedl... TO juz niedlugo...! Sporo przeszliscie, oboje. Nawet nie wiesz jak mi jest bliskie to co piszesz... teraz final musi byc tylko szczesliwy!!!! Ja jestem tego najlepszym przykladem. Trzymajcie sie kochani!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moj maz byl przy porodzie do konca,przecinal pepowine,dotykal malego wychodzacego na swiat cialka.Polecam kazdej parze przezyc cos takiego
    niby twardziel a sie poryczal.Sapał razem ze mną a ja wbijalam mu paznokcie w rece jak przychodzily skurcze.A filmiki z porodowki,zdjecia,komedia.Oczywiscie zdjecia sa sprzed porodu a pozniej filmiki jak mala byla swiezo po WYJSCIU:) w tym malym plastikowym wozeczku.jak pytam czy by byl przy drugim porodzie mowi ze tak bo chcialby byc na biezaco i nie chcial by mnie zostawiac samej :)
    Pozdrawiam Anna

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku dopiero była Fasolka a Ty mówisz , że to juz tuż tuż ? Z mojej perspektywy to tak szybko zleciało !

    OdpowiedzUsuń
  5. Z rozstepami to jednak jest tak, ze jak sie ma do nich predyspozycje, to sie ich nie uniknie. Kiedy czytam posty dziewczyn zachwalajacych taka czy inna masc i twierdzace uparcie, ze to dzieki nim nie mialy rozstepow, smieje sie tylko w duchu, myslac: "masz dziewczyno po prostu szczescie i tyle". :)

    Moj M. byl przy obu porodach, bo tutaj wpuszczaja partnera nawet na sale operacyjna przy cesarce. Nie wyobrazam sobie, ze mogloby go nie byc. Dawal mi wlasnie niesamowite poczucie bezpieczenstwa... Nie zapomne jak przy porodzie sn Bi, oznajmil z fascynacja, ze widzi glowke naszej coreczki. Moje oba porody skonczyly sie komplikacjami i nie dane mi bylo wziac zadnego z dzieci na rece natychmiast po urodzeniu. To M. przecinal pepowiny, a chwile potem dostawal na rece male zawiniatka. To on podawal mi ze lzami w oczach nasze dzieci. To sa piekne wspomnienia dla nas obojga. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczesliwego rozwiązania ;)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń