Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 17 lutego 2014

Czas odkryć karty...

Jutro mnie miesiąc od kiedy moje życie wywróciło się do góry nogami.
Chyba czas podzielić się tutaj całą tą historią.

Prawdę mówiąc, powinnam to zrobić, a później zakończyć pisanie tego bloga.
Nie jestem już samodzielną mamą.
Nie muszę już układać tych niepasujących puzzli.
Ten "on" bez którego dawaliśmy sobie radę, nie ma dziś żadnego znaczenia.
Dzisiaj wszystko jest inaczej.

A było to tak...

Prawie 12 lat temu, w czasie wakacji między liceum a studiami, siedziałam z nogą w gipsie u koleżanki w domu. Miałyśmy zrobić tam małą imprezkę.
Zaprosiła swoich kolegów z klasy. Chodziliśmy do liceum sportowego, oni trenowali lekką atletykę.
Weszli we 3: N. G. i M.
W białych sportowych koszulkach z odkrytymi ramionami robili naprawdę niezłe wrażenie. Zwłaszcza M.
Impreza się rozkręciła, poznawaliśmy się wzajemnie. Po tej imprezie, była jeszcze jedna, i kolejna i następna... a potem właściwie miesiące i dalej lata wspólnego imprezowania.
Jednak wtedy, na początku tej znajomości coś wyjątkowego połączyło mnie z G.
Zakochałam się, on chyba też. Byliśmy ze sobą kilka miesięcy. Było naprawdę bosko, zaangażowałam się. Jednak różne komplikacje sprawiły, że rozstaliśmy się.
Rozstanie to przeżyłam bardzo. Nie mogłam posklejać złamanego serca. Trwało to kilka miesięcy. Przez cały ten czas był przy mnie M.
Nie pamiętam już jak to się stało, że właśnie On. Ale od tamtej pory staliśmy się przyjaciółmi. Właściwie zaprzyjaźniliśmy się jeszcze w czasie, kiedy trwał mój związek z G. Zawsze przychodzili do mnie we dwóch lub trzech. Spędzaliśmy tak całe noce, spaliśmy w jednym pokoju, słuchaliśmy muzy i gadaliśmy.
Później spędzaliśmy takie nocki z M. we dwójkę.
Pewnego razu leżąc tak z winnym szumem w głowach zaczęliśmy się całować. Sytuacja robiła się gorąca, jednak coś mnie wtedy tknęło.
Powiedziałam do M. "Wiesz, że jeśli to się stanie to wszystko się między nami zmieni. Już nigdy nie będzie tak jak teraz".
Przerwaliśmy.
I od tamtej pory nazywaliśmy się Bratem i Siostrą.
Ten, kto czyta tego bloga, może już skojarzył.
Relacja z "Bratem" była opisana TUTAJ

Nie będę więc już się powtarzała kim on dla mnie jest i jakie łączyły i łączą nas relacje.
Niedawno przypomniał mi, że kiedyś w trakcie jakiejś imprezy, z pewnością nieźle już porobiona, powiedziałam do niego: "Byłeś moim przyjacielem, mogłeś być moim kochankiem, a zostałeś moim bratem". Nie pamiętałam tego, jemu utkwiło to w głowie.
Żadne z nas jednak nie przypuszczało, że cała ta historia zakończyć się może ślubem :)

W ciągu tych 12 lat znajomości każde z nas wchodziło w różne związki. Nawet krzyżowaliśmy się trochę, bo ja kiedyś wyswatałam M. z moją kuzynką B. Rozstali się po dwóch latach, a po kilku następnych B. wyszła za mąż za G.

Kiedy ja związałam się na 4 lata z W. a M. na 6 lat z O., siłą rzeczy nasze kontakty osłabiły się. On mieszkał w W-chu, ja w ZG. Widywaliśmy się góra kilka razy do roku. Praktycznie zawsze obowiązkowo w Wigilię.
Jednak znajomość utrzymaliśmy. M. towarzyszył mi na weselu mojej przyjaciółki, gdzie byłam świadkową. Razem z O. odwiedzili mnie w szpitalu na drugi dzień po porodzie. Zawsze pamiętaliśmy o ważnych datach i składaniu sobie życzeń.

1.06.2013 uczestniczyłam w ich Ślubie.
O tym też pisałam.
Na początku, gdy M. przedstawił mi O. nie byłam zupełnie do niej przekonana. Ale przez 6 lat, polubiłam ją...w końcu to dziewczyna mojego Przyjaciela. W dniu Ślubu trochę żal mi było, że Brata oddaję. Trochę zazdrościłam O. że będzie miała takiego fajnego męża. Ale cieszyłam się, że M. szczęśliwy.

Pół roku po Ślubie, zgodnie z "tradycją" przyszli do nas w Wigilię. Przebąkiwali coś na temat kryzysu, który tak naprawdę zaczął się jeszcze zanim się pobrali .
Po 3 dniach wpadli ponownie z okazji moich urodzin i na temat kryzysu poważnego, mówili już otwarcie. Wspominali o rozstaniu.
M. o braku zaufania.
O. nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie ,czy Go w ogóle kocha.

Z dnia na dzień było coraz gorzej. M. starał się ratować małżeństwo, nie rozumiał dlaczego muszą się rozstać, skoro niby się kochają.
Wszystko wyjaśniło się w drugim tygodniu stycznia.
O. po wyprowadzeniu się z domu, wyznała w końcu, że od ponad 2 lat prowadzi podwójne życie. Oprócz M. jest jeszcze z innym facetem. Kocha obu.
Swój romans próbowała przerwać, ale zabrakło jej siły. W międzyczasie przyjęła oświadczyny, zorganizowała wesele i w kościele przysięgała miłość i wierność...a jeszcze tego samego dnia rano wymieniała smsy z tym drugim...

Omawialiśmy tą sytuację na wszystkie możliwe sposoby.
Nigdy nie zrozumiem dlaczego to zrobiła. Po co wzięła ten Ślub? Nawet Sędzia, podczas rozwodu była zaskoczona.

M. twierdzi, że w dniu, w którym poznał prawdę, cała miłość przerodziła się w nienawiść.
Tego chyba też nie potrafię do końca zrozumieć...ale nie pozostaje mi nic innego, jak w to wierzyć.

18 stycznia, M. miał być u mnie w ZG. Zaprosiłam go, żeby zmienił trochę otoczenie, oderwał się, przetrawił na spokojnie sytuację. Nie mógł jednak przyjechać, więc ja pojechałam do W-cha.
Spotkaliśmy się we 3: ja, M. i T. Piliśmy, gadaliśmy, wspominaliśmy dawne czasy. T. zmył się około 2 w nocy. M. zapytał, czy zostanę.
Zostałam...chciałam go wesprzeć tak, jak on to robił, gdy leczyłam złamane serce po G.
Położyłam się w łóżku, on usiadł na krześle obok. Wziął mnie za rękę, zaczęliśmy rozmawiać. Nie potrafię dziś już przytoczyć tej rozmowy. Gdzieś z oddali wracają do mnie słowa
"Zawsze mówiliśmy, że kochamy się jak rodzeństwo, ale to chyba nie do końca tak jest"
"Żadne z nas, nie jest i nie będzie gotowe na poznanie kogoś nowego, obdarzenie go zaufaniem, wprowadzenie go do swojego życia,a siebie już tak dobrze znamy..."
"Może powinniśmy spróbować razem? Tyle lat znajomości za nami, tyle wspólnych wspomnień, tak wiele nas łączy..."
Nie spaliśmy tamtej nocy wcale.
Postanowiliśmy spróbować.
Byliśmy jednocześnie szczęśliwi, sami zaskoczeni tym pomysłem i pełni obaw. Obaw o to, że możemy wcale nie sprawdzić się jako partnerzy.
Do rana leżeliśmy w łóżku, wtuleni w siebie, całując się i rozmawiając o tym co nas czeka, co może nam się udać, a co nie.
Pierwszy raz w życiu odbyłam tak szczerą i otwartą rozmowę na temat uczuć. Bez stresu, wstydu, jakichś niepotrzebnych zahamowań, bez udawania.

Co było dalej?
To już właściwie na bieżąco opisywałam.
Każdy dzień razem spędzony, utwierdzał i utwierdza nas nadal w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję.

Na dzień dzisiejszy: jestem umówiona na próbny tydzień pracy w pewnej firmie. Jeśli się sprawdzę, myślę, że do maja uda mi się wrócić z Sebciem do Wałbrzycha.
Chcemy kupić razem mieszkanie i zamieszkać w nim we trójkę.
Chcemy mieć też jeszcze jedno, wspólne dziecko...i to chyba całkiem niedługo.
Rozmawiamy o Ślubie, który najprawdopodobniej weźmiemy.
Mamy masę planów, których jesteśmy pewni.

Uwielbiamy być ze sobą. Wiecznie nie możemy się nagadać, tak wiele wciąż mamy tematów.
Spędzamy czas rodzinnie i obojgu nam sprawia to satysfakcję.

Kochamy się.
Jesteśmy szczęśliwi.


Chciałam o tym wszystkim napisać jakoś piękniej, ale ta historia sama w sobie jest tak dziwna, że już chyba nawet nie ma potrzeby jej ulepszać w żaden sposób.
Poza tym od miesiąca mój Świat stoi na głowie, a ja staram się jakoś utrzymać w nim pion,co zdecydowanie nie sprzyja pisarskiej wenie.

W ciągu tego miesiąca przeżyłam tyle wspaniałych, wyjątkowych chwil, które powinnam na bieżąco opisywać, aby pozostał gdzieś po nich ślad... Wątpię, że uda mi się to jeszcze nadrobić.

Otrzymaliśmy również od całego naszego otoczenia,naszych Rodzin, przyjaciół, znajomych, tak wiele wsparcia, że sami jesteśmy zaskoczeni. Wszyscy zareagowali na tę sytuację niezwykle pozytywnie! Bliscy nam kibicują, cieszą się razem z nami... Jest to dla nas szalenie ważne,dodaje siły i wiary w to, że robimy dobrze.

Po 12 latach spotkaliśmy się na jakimś rozstaju dróg. Ja przyszłam z jednej strony, on przywędrował może nawet z tej samej, ale do tej pory szedł równoległą trasą.
Złapaliśmy się za ręce, wzięliśmy ze sobą Sebastiana i teraz idziemy już dalej razem. W jednym kierunku, jedną drogą.
Spełniają się nasze marzenia, rodzą się w nas kolejne - wspólne.
Jest naprawdę pięknie.

Jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Każdego dnia dziękuję za to Losowi.
Życie jednak przygotowało dla nas wspaniały scenariusz.
Musieliśmy tylko oboje do niego dojrzeć, wiele doświadczyć,aby nauczyć się go doceniać... i poczekać cierpliwie aby zaczął się realizować.



Taka z nas Rodzinka: Mio&Maja&Seb , czyli w skrócie M&M'S :)


27 komentarzy:

  1. Foto widzialam juz wczesniej;) ale kolejny raz przyznam tworzycie cudowna trojke!
    Ciesze sie dla Was ogromnie!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Kochana.... Pamiętaj, że dla każdego w końcu zaświeci słońce :*

      Usuń
  2. Wspaniale, przeczytałam z zapartym tchem!!!! Cudownie, zycze Wam jak najlepiej spełnienia marzeń na Waszej nowej drodze zycia!! cudownego dzidziusia, który niech pojawi się wWaszym życiu!;)))) bardzo, bardzo się cieszę, niesamowita historia;)) stara miłosc nie rdzewieje! szkoda, ze nie bedziesz juz bywac na blogu, szkoda, ale to Twoja decyzja i szanuję ją! Cudownie było Cię poznać, jestes niesamowitą i dobrą osobą, wspaniałą mamą:)
    pozdrawiam ciepło
    Megi W (niezalogowana);)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee no, ja się nie żegnam tym wpisem :) Teoretycznie powinnam tak zrobić, ale nie mam serca :) Myślę, że po prostu z czasem wprowadzę tu pewne zmiany i będzie ok :)

      Usuń
  3. Niezwykła historia, z łezką w oku się ją czyta. Życzę szczęścia i tego, byście już zawsze wędrowali wspólną drogą w tym samym kierunku :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownie! Super bardzo się cieszę. Czytam bloga na bieżąco. Pisz jeszcze , lubię was czytać. Ps. a synka masz przecudownego!! Szczęściaro:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam czasu niestety teraz do końca przeczytać, ale wiedziałam że to BRAT :) A teraz? BRATnia dusza :)
    Kochana, czekam na wolną chwilę jak na szpilkach, żeby tu usiąść i się zaczytać... A spróbuj mi tylko zamknąć bloga-no way!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie zamknę, nie zamknę... lubię tu być, chociaż ostatnio mam na to zbyt mało czasu :(

      Usuń
    2. Bo teraz jest czas na coś innego :)
      Taki dobry czas.
      Czas pozytywnych zmian.
      Poczekamy, poczekamy :)

      Usuń
  6. O rany, jaka historia! I z zakończeniem jak z filmu - złapali się za ręce i odeszli w stronę zachodzącego słońca :-) Życzę Wam wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  7. Byłam już gotowa walnąć Lilkę cyckiem, byleby zasnęła... A teraz? Teraz właściwie nie wiem co napisać :) Bo to, że się strasznie cieszę i gorąco kibicuję, to pewnie wiesz i mam nadzieję, że czujesz! Ale taka historia powinna zostać okraszona jakimś sensownym, górnolotnym komentarzem... Pisałam Ci już chyba, że życie zaczyna się po 30-tce? Pisałam także, że najpiękniejsze rzeczy, spotykają nas kiedy się ich nie spodziewamy? Pisałam. Teraz zaciskam mocno kciuki i chciałabym z boczku czytać, jak razem kroczycie Waszą wspólną drogą :)
    ŚCISKAM!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Pięknie :)
    Ale ta historia ze ślubem i podwójnym życiem tej laski szoknęła :/ Tak w sumie to ten ślub nieważny był i tyle.
    Dużo szczęścia Wam życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, był nieważny. Misiek cały czas powtarzał, że on w swoim mniemaniu, to żony już nie ma. I ja niby to wiedziałam, ale jednak po rozwodzie kamień spadł mi z serca :)

      Usuń
  9. Czyli jednak to prawda kiedy mowia, ze stara milosc nie rdzewieje! :)
    Kochana, bardzo, bardzo ciesze sie Twoim szczesciem! Zycze Wam, zeby ta milosc nigdy nie przygasla, nawet kiedy wlaczy sie stare, prozaiczne zycie... I zycze nowego malenstwa, jak najszybciej! :)
    Mam tez nadzieje, ze jednak nie skonczysz pisac bloga... Zmien naglowek i juz! ;) Mysle, ze my wszystkie z calego serca chcialybysmy dalej "uczestniczyc" w Twoim i Sebcia nowym, cudownym zyciu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja ze swoim pozytywnym podejściem do życia, to nawet chciałabym prowadzić bloga o pełnym szczęściu wreszcie :)
      Dzidzi tak bardzo szybko aż nie chcemy, ale szybciej, niż na początku to sobie obmyśliliśmy. Na razie jest baaaardzo dużo organizacyjnych spraw do ogarnięcia i trzeba to zrobić, zanim dalej będziemy komplikować sobie życia :P

      Usuń
  10. Moje chrabaszcze!/ kama

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem nawet co napisać, ale bardzo, bardzo się cieszę! Jesteś super babką i zdecydowanie zasługujesz na to by być szczęśliwa. I mam nadzieję, że to na pewno nie jest pożegnanie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to pożegnanie na pewno :) Dziękuję za przemiłe słowa :)

      Usuń
  12. Adres bloga brzmi dzielnamama.blogspot.com... To że znalazłaś mężczyznę z którym tworzysz rodzinę nie zmienia faktu, że nadal jesteś dzielną mamą i będziesz nią już zawsze :)
    Bardzo się cieszę z waszego szczęścia :))

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana życzę wam powodzenia.Jak to się mówi stara Miłość nie rdzewieje :-) L.K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Właściwie to nie była nawet Stara Miłość...no ale coś w tym jest :)

      Usuń