Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

środa, 19 kwietnia 2017



W ostatnich tygodniach czułam,  że moje wewnętrzne baterie wyczerpują się za każdym podniesieniem się z łóżka.
Znacie to - otwierasz oczy i już jesteś zmęczona.

Czym ja z tym nie walczyłam.
Zdrowa dieta, jogging na siłę, dodatkowe witaminy, herbata zielona, herbata z czerwonokrzewu, kawa, pozytywne myślenie...
Niestety nie było siły na totalne poczucie przemęczenia i zniechęcenia.

Nie chciało mi się już prawie niczego.
Obowiązki jak robot - wykonywałam mechanicznie i tyle, ile trzeba. Ani odrobinę więcej.

Nie chciało mi się też myśleć o Świętach.
Chcieliśmy wyjechać tam, gdzie rok temu, ale przegapiłam moment i zabrakło miejsc.
Zaczęłam szukać czegoś innego , przekopałam różne oferty, ale wszędzie odmowy. Albo kiedy już praktycznie dokonywałam rezerwacji, okazywało się, że coś jest nie tak.
Nie miałam siły już nawet się tym przejmować.
Uznałam, że Święta będą w domu i tyle.
Wszystko jedno.

Na szczęście mama codziennie mnie zamęczała.
"A zobacz jeszcze tutaj."
"A może zadzwońmy tam. "

No i wymęczyła.
Znaleźliśmy coś, co mogło odpowiadać grupie złożonej z 8 dorosłych i 4 dzieci.

Nie przytoczę niecenzuralnych słów, które mamrotałam  namiętnie pod nosem pakując nas przez dwa dni.

Kurczę no!
Czy wasi faceci też tak mają, że w 30 minut są gotowi do drogi?
No nie licząc przygotowania samochodu.

Ja pakuję, siebie, dzieci i oczywiście wszystko, co wspólne - od ręczników, przez pastę do zębów, kubki, jedzenie po leki i ładowarki do telefonów.
On się na 4 dni mieści w mojej torbie na fitness, a "ja" w 3 walizkach + torba z prowiantem na drogę.


Przed samym wyjazdem musieliśmy nagle zmienić plan naszej trasy.
Nikt nie wpadł na to, że przejazd niemiecką autostradą, to również jest wjazd za granicę i dzieciom potrzebne są dokumenty.
Uwielbiam takie zwroty akcji :)

Na szczęście udało nam się w końcu wyjechać i nawet w miarę sprawnie dotrzeć.

Hotel okazał się całkiem przyjemny.
Trafiliśmy na bardzo wygodne pokoje.
Baza wypadowa na spacery była idealna.
Jedzenie.... w takich ilościach i tak smaczne, że nie uniknęliśmy tradycyjnego "Booooże już nic nie wcisnę......no dobra, może jeszcze ten kawałek serniczka" - całe szczęście było to później gdzie "wychodzić".
Nawet pogoda, mimo fatalnych wręcz prognoz, była dość łaskawa.

Nieopisana to wygoda, kiedy nagle o nic nie musisz się martwić.
Wszystko jest na miejscu, jedzenie pod nos podane, nie trzeba o świcie się zrywać.
4 dni wystarczyły aby się zregenerować.
Wyciszyć patrząc na morskie fale.
Nagadać z przyjaciółką.
Wysączyć drinka.
Pobiegać z dzieciakami po plaży (Aluśka tym razem eksplorowała już plażę na całego)
Poprzytulać się w spokoju z Narzeczonym, bez błądzących z tyłu głowy myśli co to ja jeszcze miałam dzisiaj zrobić....
Napatrzeć się na dzieciaki , jaką mają radochę z tej wycieczki i z obecności całej rodziny w jednym miejscu.


Wróciłam wypoczęta, naładowana i uśmiechnięta.
Zupełnie inna niż wyjeżdżałam.

Jedyne czego jednak tym razem zabrakło nam na tym wyjeździe, to świąteczna atmosfera.
Rok temu hotel, w którym byliśmy, zadbał o takie sprawy. Tym razem niestety brakło wielkanocnych akcentów.
Szkoda, szczególnie jeśli chodzi o dzieci.

Mimo tego, skorzystaliśmy na tej wyprawie wszyscy.
I jest jakoś lepiej, pomimo, że pogoda robi wszystko , żeby przygasić wiosenne nastroje.






















1 komentarz: