Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Bliskość

Uwielbiam czas oczekiwania na nasz Ślub !

Pamiętam, że kiedyś pisałam tutaj, że nie zależy mi na białej sukni i na weselu.
No i jakoś specjalnie nie zależało.
Impreza miała być, a że się okazało , że trochę mamy tych przyjaciół i rodziny, to już wesele wyszło jakoś samo z tej imprezy :)

Suknia, bo przyjaciółki , równym chórem, choć każda osobno, powtarzały, że jakże to ślub bez sukni. Że potem będę żałować. Że to jedyny taki raz i będę księżniczką....
no jak się nie skusić? :)

I tak teraz szykuję , organizuję, czekam i cieszę się.

Ale tak naprawdę to nie suknia, nie tort i nie urokliwe nasze ślubne miejsce tak mnie nakręcają.

Najbardziej zachwyca mnie i rozczula myśl o tym, kto będzie moim mężem.

Zerkam tak sobie czasem na tego mojego Miśka , myśląc "oto mój przyszły mąż". Serducho aż mi rośnie

Czasami oglądamy stare zdjęcia.
Takie kilkunastoletnie, z czasów kiedy się przyjaźniliśmy... śmiejemy się nieraz, że strasznie długo nam zajęło zrozumienie tego, co tak naprawdę powinno nas łączyć...
A bywa, że zastanawiam się, czy czegoś przez to nie straciliśmy.
Może trochę takiego wspólnego czasu.
Nie do końca zdążyliśmy "nabyć się" parą. Od razu staliśmy się rodziną.
No i trochę mało mamy tych fotek, na których jesteśmy młodzi, szczupli , gładcy i rozczochrani :)

Cóż...jak mawiają podobno Czesi- "to se już ne wrati"
Mamy tu i teraz.
3 miesiące do Ślubu.

Te wszystkie przedślubne zabiegi zmusiły nas, do spędzania większej ilości czasu razem. I trochę sobie przypomnieliśmy, że właśnie oprócz tego, że rodziną, to jesteśmy jeszcze parą.
Dobrze nam to robi :)

Sebastian speszony zwykle odwraca głowę, kiedy się całujemy.
Tłumaczymy mu , że to powód do radości. Że całowanie i przytulanie to Miłość i że jego i Alę też przecież ciągle tulimy i buziakujemy, tylko trochę inaczej.
Rozumie, a jednak się peszy.

Jego zażenowanie jest jednak niczym , w porównaniu ze zdziwionym zapytaniem brata jego kolegi, dlaczego się przytulamy.
Śmialiśmy się, odpowiadając, że po to, aby było nam cieplej.
Potem jednak pomyślałam sobie, że niestety, ale tak to jest.
Pewnie rodzice z długim związkowym stażem już tak często tego nie robią.
Sama niewiele pamiętam takich czułości pomiędzy moimi rodzicami.
Oni nie byli zbyt wylewni w okazywaniu uczuć ani do siebie, ani do mnie.

Absolutnie nie jestem zwolenniczką publicznego wiszenia na sobie, obmacywania i namiętnego wymieniana płynów ustrojowych.
Ale chciałabym aby w  domu, dla naszych dzieciaków, okazywanie sobie uczuć...takie sympatyczne, codzienne, normalne, było czymś naturalnym.

Chciałabym, żeby to nie było tylko teraz, przed Ślubem.
Ale później....zwłaszcza później - również.

Ta bliskość jest miła.

Siedziałam ostatnio na kanapie, oglądając serial i tuląc przysypiającą Aluśkę.
Rzadko mi się to zdarza, ale akurat był taki piękny wieczór pewnego dnia :)
M. kręcił się po mieszkaniu, cośtam sprzątał, układał, przenosił.
-Możesz znaleźć 3 minutki, żeby tu koło mnie usiąść i mnie przytulić? - zapytałam ,bo jakoś tak mnie nagle naszła mała tęsknotka

Odłożył wszystko, przyszedł i przytulił.

I posiedział 3 minutki :)


Lubię to coś między nami.
Chcę to pielęgnować wciąż.
I wierzę, że uda nam się to zachować.

Również po to, aby nasze dzieci wiedziały i czuły, że ich rodzice naprawdę się kochają.
Myślę, że to ważne.


2 komentarze:

  1. Tak. To bardzo wazne i bardzo fajnie, ze o to dbasz. Ze pielegnujesz milosc.
    Milo sie czyta o was, o waszej milosci, codziennosci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. U nas też tak było, choć bywało też burzliwie. Czasem się kłóciliśmy aż wióry leciały, ale zawsze o jakieś drobiazgi i potem się cudownie godziliśmy...
    Teraz brakuje mi Jego ciepła, dotyku, ust... Zawsze mnie zaczepiał przechodząc obok...
    To wszystko było, dlatego nie żałuję niczego.
    Dzieci też to wszystko widziały. Powtarzają to w swoim życiu? Nie wiem...
    Pozdrawiam Cię, Mądra Mamo :-)

    OdpowiedzUsuń