Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

piątek, 22 stycznia 2016

Stracone pokolenie...

Pierwszy raz w życiu nie mam do kogo pójść w Dni Babci i Dziadka.
Od kilku lat w prezencie robiłam co roku kalendarze z naszymi zdjęciami.
W tym roku zrobiłam już tylko te od dzieci dla ich Dziadków.

Smutno i tęskno.
Chyba już nigdy nie przestanie się za nimi tęsknić.

Wczoraj czytałam z mamą w GW artykuł o tym, co Dziadkowie dają wnukom i vice versa.
Bardzo mądrze ktoś kto wszystko opisał.
Zgadzam się z każdym jednym słowem.

Dziadkowie, to większa część mojego dzieciństwa.
Wiele fajnych wspomnień.
Wakacje u Babci Haliny w Bolesławcu.
Zawsze pozwalała mi nosić swoje buty na obcasach i malować paznokcie.
W małym pokoju w jej mieszkaniu założyłam redakcję "Gazetki Domowej" - to pewnie był pierwszy krok w kierunku studiów dziennikarskich :)
Babcia Halina uczyła mnie niemieckiego i angielskiego.
I modlitw, bo była najbardziej wierząca z rodziny.
Od niej znam historie o zesłaniu na Sybir.


Babcia Irena była jakby najchłodniejsza z całej trójki.
Ale kochała nas i okazywała to na inne sposoby.
To ona pisała wiersze i wspierała mnie, gdy sama miałam etap tworzenia.
Robiła najpyszniejszy groszek z marchewką.
I kręciła mi włosy na papiloty.
Do niej zawiózł mnie w środku nocy Tato, gdy rodziła się moja siostra. Pamiętam, że z wrażenia nie mogłam tam zasnąć.
Miała pudełka z mulinami i masą kolorowych guzików, którymi uwielbiałam się bawić.
Czasami zostawałam na noc u Dziadków. Lubiłam to jeszcze nawet w liceum.
Na śniadanie była zawsze pyszna jajecznica z takiego małego rondelka.

Dziadziu.
Dziadziu to Dziadziu, bo zawsze był tylko jeden.
Mój najważniejszy i najkochańszy.
Mój wzór, ideał, nauczyciel, opiekun, mistrz.
Przystojny, wykształcony, mądry i kochany.
Najlepszy na świecie.
Wspierający zawsze i we wszystkim.
Napisałabym , że bezkrytyczny, ale to nieprawda. On potrafił być krytyczny w taki sposób, że nawet nigdy nie odczułam , że to krytyka.
Nauczył mnie chyba wszystkiego, czego można nauczyć małą dziewczynkę.
Wszystkiego o lesie i łąkach, roślinach, zwierzętach. Uczył mnie matematyki i fizyki.
I francuskich piosenek wyliczankowych.
Dziadziu to flanelowa koszula w kratę, kasztany w kieszeniach, płatki kukurydziane z żółtej miseczki, kilometry spacerów w rytm tych francuskich wyliczanek.
Dziadziu to wielka MIŁOŚĆ.


Dzisiaj, będąc przeszło trzydziestoletnią kobietą, gdy myślę o nich, wciąż czuję się jak dziewczynka.
Zawsze przy nich tak się czułam.
Oni dali dzieciństwo. Poczucie bezpieczeństwa, wynikające z tej podświadomej jakby wiedzy, że nade mną są aż dwa starsze pokolenia - ludzie, na których zawsze mogę się wesprzeć.
Dziadkowie to skarbnica wiedzy. To wielka księga rodzinnej - i nie tylko - historii. To tradycja.

Dziadkowie dali akceptację.
Stworzyliśmy razem rytuały, które zapadły mi w pamięć już na zawsze.  I zawsze będą kojarzyć się z najlepszymi momentami dzieciństwa.
Dali mi swój czas, swoją uwagę, uczucia.
Dali wsparcie, a nawet finansowe zabezpieczenie.
Dzisiaj wiem, jak wielki mieli wpływ na ukształtowanie mnie - Marty dorosłej.
I jeszcze większy na wybudowanie Marty - Mamy.
Ich miłość i zaangażowanie, to był ratunek i siła w trudnych sytuacjach. I tych dziecięcych i tych dorosłych.
To była motywacja.
Była i jest nadal.

I na końcu - cała postawa moich Dziadków, była wzorem.
Wzorem dla moich rodziców, którzy dzisiaj przejęli stery.
To teraz oni są nestorami rodu. Całe pokolenie, które było nad nimi, już od nas odeszło. Nieodżałowane, utracone bezpowrotnie.

Teraz jednak nasi rodzice darują naszym dzieciom wszystko, co najlepsze.

Od momentu kiedy Sebastian nabył jako-takiej świadomości, widzę jak wielką rolę Dziadkowie odgrywają w jego życiu.
Mając dwa latka upatrzył sobie Dziadka na wzór, zwrócił oczy w jego kierunku z bezkrytycznym uwielbieniem. Miętolił całymi dniami ich wspólne zdjęcie i nie dał sobie go odebrać za Chiny. Dziadek to był pierwszy męski wzorzec jego życia.
Babcię też kocha ogromnie. Zaszczepiła w nim chęć do gotowania. Mianował się jej Su Szefem :)

Nie da się wycenić  roli Dziadków w naszym życiu.
Wszystko co, co zrobili moi, procentuje nadal, mimo,że już ich z nami nie ma.
To jedno z największych szczęść , że ich miałam.
I że teraz wspaniałych Dziadków mają moje dzieci.

Kocham.





3 komentarze:

  1. Pięknie to opisałaś. W każdym słowie czuć ogrom uczuć, jakimi swych Dziadków darzyłaś. Trochę Ci zazdroszczę takich relacji. Ja miałam właściwie jedną Babcię, którą bardzo kochałam (choć dziadków był komplet, ale z resztą nie miałam zbyt dobrych kontaktów). Była moją ostoją, choć jako dziecko jeszcze wtedy nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę. To Ona piekła najpyszniejsze ciasto drożdżowe, grała ze mną w karty i trzymała za rękę podczas niedzielnych spacerów. To z Nią chodziłam na najpyszniejsze lody włoskie w naszym mieście. I Ona szyła dla moich lalek na maszynie ubranka, których w czasach mego dzieciństwa nie można było kupić w sklepie. Zmarła gdy miałam 17 lat. Od jej odejścia minęło już lat naście, a ja wciąż tęsknię. Teraz moja Mama staje się taką Babcią dla mojej córki i mam nadzieję, że kiedyś Fiołek będzie miała z nią związane piękne wspomnienia.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz piekne wspomnienia. Ja mialam tylko babcie, ale obie nie zyja juz od wielu lat...

    Moje dzieci niestety raczej nie beda zwiazane z dziadkami. Na miejscu mamy tylko mojego tate, ale on nie ukrywa, ze kiedy przejdzie na emeryture, zamierza wrocic do Polski. To juz za jakies 5-6 lat, a wiec Potworki nadal beda male... :(
    Reszta dziadkow jest w Polsce. Moi tesciowie sie Potworkami zywo intersuja i mysle, ze dopoki tesciowi zdrowie bedzie dopisywac, od czasu do czasu przyleca w odwiedziny. Ale po pierwsze - to nie to samo co stala obecnosc, a po drugie - tesc ma juz 75 lat... Moja matka za to ani nie ma zamiaru przyleciec, ani nawet niespecjalnie sie moimi dziecmi interesuje. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. :* Piękny, czuły wpis. Jak dobrze, że masz takie wspomnienia. Mam podobne z jedną Babcią. A moje dziewczyny? Mają komplet babć i dziadków, a z tego wszystkiego- jedną babcię, która JEST zawsze i do wszystkiego. Moja teściowa, to z tych, której dziecko przywieźć, 5minut się nim pocieszy, a potem będzie dalej brylować... O ojcu moim i Marcina to nawet nie będę wspominała.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń