Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

wtorek, 28 lipca 2015

Leżę i nie wierzę...


Czasem jeszcze tak mam...
że leżę i nie wierzę.

Patrzę na podskakujący brzuch, kładę na nim rękę.
Czuję Alicjowe zabawy
a dalej jakby nie do końca wierzę.

Wydaje mi się to takie...abstrakcyjne.
Że nagle jestem tu - w tej wymarzonej sypialni,
na obszernym łóżku, które każdej nocy dzielę z M.
Z Nim właśnie.
Minęło półtora roku i dalej nie wierzę.
Jak to się stało, że spędziliśmy 12 lat obok siebie , a dopiero bagaż niełatwych doświadczeń przetarł nam oczy i wskazał, że to, czego szukaliśmy cały ten czas, możemy odnaleźć w sobie na wzajem.

Nie wierzę, że rok temu mówiliśmy o drugim dziecku, umieszczając je w nieco dalszej, nie do końca określonej przyszłości,a ono nagle jest.
Mieszka we mnie i sprawia, że w głowie mnoży się już podwójny strach.
Strach, czy oni oboje zawsze będą zdrowi, czy nigdy nic złego im się nie stanie...

To takie dziwne, że będziemy mieli córeczkę.
Malusią naszą dziewczynkę.
Wymarzoną Niunię.
Będzie dorastać przy mnie...
kiedyś przyjdzie i powie, że właśnie stała sie kobietą.
Kiedyś może będę ją wspierać, gdy pod jej sercem będzie rozwijać się Nowe Życie.
A później je przytulę.

No nie mogę uwierzyć, że tyle się udało.
Że cudowne mamy mieszkanie.
Że mam rodzinę.
Własną. Już pełną, a za 3 miesiące jeszcze większą.
Że znów będę wąchać ten cudowny zapach dzidziusia i robić pierdzioszki w maly brzusio.
Że będę tulić, nosić, lulać i głaskać naszą Kruszynkę.
Że Seba będzie starszym bratem.
I nagle stanie się już nie jedyny.
 
Jak kocha się dwoje dzieci?
Z jednej strony kocham już Brzuszkową Lokatorkę.
A z drugiej....czy mogę kochać kogoś równie mocno,co mojego prawie-czterolatka?
Człowieczka, który odmienił moje życie.
Przewartościował je, sprawił, że to co "przed" stało się już tylko mglistym wspomnieniem...
A jednocześnie, że to , czego wcześniej nie byłam w stanie sobie wyobrazić - czyli ja sama w roli matki, okazało się sensem mojego życia do tego stopnia, że zapragnęłam stworzyć jeszcze jednego ludzika do kochania.

Nie wierzę.

Czasem sobie myślę - może to jakiś sen?
Może ja zwariowałam?
Może tak naprawdę siedzę w psychiatryku i żyję w jakimś wymyślonym Świecie, który utkałam sobie sama z marzeń i złudzeń?

Ale przecież czuję ją.
Codziennie czuję wyraźniej jej ruchy.
Sebastian codziennie pyta, co ona robi w brzuchu i czy sobie pływa?
Misiek głaszcze, całuje, wciska we mnie brokuły i pyta czy wzięlam dziś witaminy.

Więc ona tam musi być. Na pewno.
I na pewno ma brata - Sebcia. I Tatę - Miśka.
W to też uwierzyć trudno.

Misiek.
Ten sam, z którym nad ranem wracałam z imprez, z którym wypijałam morza alkoholu, który podrywał moje koleżanki i kuzynki, który wyzywał wszystkich chłopaków, którymi czułam się rozczarowana. Misiek z którym przeżywaliśmy różne dziwne przygody, spędziliśmy niejedne urodziny, jaraliśmy się trance'owymi klimatami....
Misiek , którego kiedyś "oddałam", czując, że gdy już będzie miał żonę, przestanie być taki "mój".

Właśnie on.
To miejsce obok mnie zawsze było dla Niego.
On od zawsze z takim fajnym podejściem do dzieci...Właśnie on jeden, okazuje się, może być najlepszym ojcem, dla dzieci które ja urodzę.
I to właśnie ja , czuję teraz w tym sporym brzuchu, córeczkę. Dziewczynkę z Jego marzeń.
Nie żona.
Ja.
Była "Siostra". Przyjaciółka.

Nie wierzę...że kiedyś po prostu kochaliśmy się i z tego połączenia stworzył się maleńki cud.
Bo tak miało być. Tak chcieliśmy.
Nie z przypadku.
Nie z pomyłki.
Z Miłości. Do siebie wzajemnie i do Sebcia.

I niedługo będzie już na Świecie.
Dopełni nas.

Jakie to jest dziwne!
Jeszcze niedawno ja i Seba byliśmy daleko stąd.
Sami we dwoje.
Byłam przekonana, że tak nam pisane, że tak po prostu ma być.

Kiedyś, zanim Seba się pojawił, myślałam sobie, że zostać samodzielną mamą, to coś bardzo bardzo trudnego i smutnego.
A sama nią zostałam. Nie było łatwo...i często niewesoło. Ale odnalazłam się w tym, czułam się szczęśliwa i pogodziłam z taką koleją losu.
A to wcale nie był koniec.
Nagle okazało sie, że już jesteśmy tutaj.
Że jest nas troje.
A później, że już troje i pół...
I za chwilę będziemy już we czwórkę.

Leże i nie wierzę...

I nawet zdaję sobie sprawę, że ja może nudna już jestem z tym zachwytem nad własnym Życiem.
Że w sumie, to czym tu się jarać.
Bo to takie "normalne" - znajdujesz faceta i zakładacie rodzinę.
Na każdym kroku jest jakaś rodzina.
Prawie w każdej bramie, na prawie każdym piętrze, prawie każdego bloku, na każdej ulicy i w każdym mieście, mieszka sobie taka sama rodzina, jak nasza.
Coś najzwyczajniejszego.

Cóż...dla mnie jest to tak wyjątkowe, tak wymarzone i wyczekane, że właśnie przeżywam i cieszę się tak bardzo...że aż nie wierzę do końca!

10 komentarzy:

  1. Oh Martuśka jak Ty to umiesz ładnie ubrać w słowa. Uwielbiam takie Twoje "zwykłe - niezwykłe " myśli. Trzymam kciuki za Was. To juz za 3 miesiące ? Przecież dopiero co na ospę chorowałaś - ludzie kiedy to przeleciało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybko leci,nie?? Dokladnie zostalo nam 3 miesiace i tydzien do terminu. Dzieki za mile slowa:)

      Usuń
  2. Punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. :) Dla jednych to nudne, zwyczajne zycie, dla innych najwieksze marzenie.

    Uwierz, uwierz Martuska! A jak nie, to juz napewno uwierzysz na porodowce! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak...na porodowce to juz po prostu zdecydowanir poczuje,ze to jednak nie sen. Ten jedyny aspekt calej sytuacji moglby sie jednak nim okazac:p

      Usuń
  3. Witaj, kiedyś znalazłam Twojego bloga i przeczytałam od początku (-: przypomniał mi traumy mojego życia, bycie samotną mamą, w moim przypadku zdradę i rozwód. Dziś mój syn ma 11 lat i jest fantastycznym młodym facetem. Pomimo traumy jaką przeżyłam trafiłam na fajnego faceta z którym, tak jak Ty zaraz, mam córkę, dziś trzyletnią, fantastyczną dziewuszkę! Twojego bloga nadal czytam (-: i przeżywam dokładnie to co Ty ponieważ...w listopadzie zostanę mamą po raz trzeci!
    Takie to zwyczajne, nudne, ale tak bardzo o tym właśnie marzyłam!
    I oby tak było już zawsze, czego Tobie i sobie życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Ci za ten komentarz! Milo mi,ze chcialo Ci sie to wszystko czytac....a jeszcze bardziej mnie cieszy,ze takie historie jak Twoja i moja naprawde sie zdarzaja:) Trzymam kciuki i pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  4. Takie zwykle i niezwykle zarazem Twoje zycie i Twoje pisanie napawa nadzieją tych ktorzy mysla ze to juz ko iec,ze gorzej byc nie moze,ze nic sie nie zmieni.Owszem jak sie chce to sie zmieni.Pewnie jak juz zdalas sobie sprawe ze sama bedziesz wychowywac Sebastiana swiat Ci sie walil i nic dobrego nie przychodzilo do glowy ale jednak los chcial inaczej.Nie mozna myslec w problemach ze to juz koniec,nie mozna zamykac sie na innych,trzeba wyjsc do ludzi,poznawac kogos,zyc po prostu.I spelniac swoje marzenia.Tobie sie udalo iniech inni biora z Ciebie przyklad zenie wszystki jest stracone.Przepraszam za literowki ale pisze z tel i chcialam szybko dodac komentarz.
    Pozdrawiam cieplo
    Wierna czytelniczka Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za te slowa. Duzo w tym racji. Mialam niejeden moment zwatpienia-to fakt. Ale zawsze staralam sie podnosic pozytywy z roznych zyciowych sytuacji. A zmiana przyszla w chwile po tym,jak na 100% poczulam,ze akceptuje swoje zycie takim jakie jest. Standardowo Los musial zrobic psikusa;)

      Usuń
  5. Pieknie napisane... ile macie swiezosci w swoich uczuciach! Podziwiam i trosxke zazdroszcze, u nas rto czasem szara rzeczywistosc, a motyle.... gdzies tam chyba odlecialy...wierze,ze uda sie je reaktywowac:-) aby!

    Niedlugo bedzieciew 4ke, a M.chcialby byc przy porodzie:-)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tę decyzje pozostawil mi. Nie boi sie,ale ja dlugo twierdzilam,ze nie chce faceta przy porodzie...Ale ostatnio troche zmieniam zdanie. Poki co wersja jest taka,ze bedzie do 3 fazy,a na parcie ma wyjsc ;)

      Usuń