Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

piątek, 31 lipca 2015

101 dni, a wszystko w lesie


Przedwczoraj po konsultacji z naszym Doktorem, okazało się, że nie muszę żegnać się z owocami.
Bardzo mnie to cieszy, bo lato bez owoców, to nie lato.
Cukier w postaci słodyczy wszelkiej maści oraz słodkiego picia, wyeliminowałam już przeszło tydzień temu i wydaje mi się, że czuję się dzięki temu lepiej - przeszły mi "śnięte fazy". Czyli kilka momentów w ciągu dnia, kiedy ledwo dawałam radę zapanować nad opadającymi powiekami.
Dopiero po badaniu z obciążeniem glukozą, kiedy to przysypiałam między jednym a drugim pobraniem krwi, uświadomiłam sobie, że wcale mi nie lepiej, kiedy zjem coś słodkiego. Wręcz odwrotnie.
Żeby już doszczętnie nie pozbawiać się jednak smaku słodyczy, zaopatrzyłam się w suszone liście stewii oraz ksylitol. Ale jeszcze nie zdążyłam wypróbować żadnego z nich.
Generalnie "niezdążona" jestem bez przerwy.
W środę znów do 23 gotowałam obiad, bo po drodze kilka ważniejszych rzeczy było do zrobienia.
Cóż....lepiej na pewno nie będzie. Myślę, że wręcz powinnam się przyzwyczajać.
Moja aplikacja ciążowa w telefonie, poinformowała mnie, że zaczynając 26 tydzień, jednocześnie dobijam do końca drugiego trymestru ciąży.
Wydawało mi się do tej pory, że trzeci zaczyna się od 30 tygodnia...zgłupiałam, ale przy okazji obleciał mnie lekki strach.
Bo ja przecież nie jestem ani trochę gotowa!
Poza wanienką i wózkiem nie mamy chyba niczego.
W sensie niczego przygotowanego.
A ja albo nie mam czasu, albo siły, aby się tym zajmować.
Sił będzie ubywać...a czasu przybędzie mi chyba dopiero w połowie września.
Zależy jeszcze jak w sierpniu będę pracować.
Na razie żyję myślą o urlopie.
Właściwie został przyszły tydzień i z piątku na sobotę wyruszamy!
Nie mam pojęcia kiedy to zleciało. Dwa miesiące, które były przed nami od momentu rezerwacji, wydawały się tak nieznośnie długim okresem..... a strzeliły migiem!
Strach pomyśleć jak szybko minie nam te 8 wyczekanych dni nad morzem. Ehhhh....
Po powrocie (bo przed wyjazdem to już marne szanse)muszę koniecznie, ale to KONIECZNIE zabrać się za segregowanie Sebciowych ciuchów.
Pawlacze mam zapchane próżniowymi worami z jego garderobą.
Tych najmniejszych niestety pozbywałam się na bieżąco. Dopiero od pewnego momentu (czyli od chwili, kiedy okazało się, że jednak istnieje na Świecie ten jeden jedyny facet, z którym jednak odważyłabym się mieć drugie dziecko), odkładałam kolejne rzeczy z których Seba wyrastał.
Oczywiście nie mam zamiaru szykować ich dla Alicji, ale obiecałam przekazać dla znajomej, która we wrześniu urodzi synka.
Ja z kolei potrzebuję miejsca aby przyjąć niemowlęce i dziewczęce ciuszki od znajomych mam małych córeczek.
Później zostanie nam jeszcze do odebrania kosz, w którym na początku będzie spała nasza Królewna.
Trzeba będzie też zamówić materac do łóżeczka.
I....no właśnie...
i szczerze powiem, ostatnio tak się zastanawiałam, czy ja w ogóle jeszcze pamiętam co jest potrzebne przy noworodku.
Chyba zapomniałam już.
Czasem wpada mi w ręce jakaś ulotka, czy artykuł i doznaję olśnień typu: "ojej przecież potrzebujemy butelek! i smoczka!....a laktator?? Toż to zakup obowiązkowy!"
A pieluszki tetrowe? - niezbędne.
I o otulaczu myślałam jakimś bambusowym, czy coś...
Ale nie, żebym miała w głowie ułożoną listę tych przydatnych rzeczy;)
Obawiam się, że w tym stanie pozostanę jeszcze jakiś czas....aż nadejdzie moment, że w panice zasiądę na Allegro i wydam pół wypłaty :P
Aplikacja ciążowa dzisiaj przypomniała mi , że do porodu zostało 101 dni. Obiecywałam sobie, że jak liczba stanie się dwucyfrowa, to już naprawdę wczuję się w to wszystko.... ale jakoś nie wydaje mi się, by w niedzielę spłynął na mnie nagle błogosławiony syndrom wicia gniazda :)
Zobaczymy.
Wczoraj natomiast odkryłam, kto z nas jest najbardziej gotowy na to wszystko.
Sebastian!
Zaskoczył mnie niesamowicie.
Odwiedziliśmy moją koleżankę, która ma niespełna roczną córeczkę.
I nie poznałam własnego syna!
On się ZAJMOWAŁ Tosią.
Gdy byliśmy na spacerze, szedł przy wózku i ją zabawiał. Dzwonił kluczami, pokazywał jej autko. A im więcej ona się śmiała, tym bardziej on się wczuwał!
W domu podawał jej zabawki, włączał syrenę w wozie strażackim, żeby odwrócić jej uwagę, gdy była już nieco zmęczona i zaczynała popłakiwać. Głaskał ją po główce...
Zobaczyłam w swoim dziecku starszego brata.
Zaangażowanego, troskliwego. Wspaniałego!
Zachwyciłam się.
Zwykle jakoś nie wyrażam tak otwartego zachwytu nad własnym dzieckiem.... oczywiste, że każda matka swoim jest zachwycona.
Ale tutaj zaskoczył mnie tak pozytywnie, że naprawdę muszę go pochwalić.
Mam nadzieję, że będzie taki dla Alicji.
Liczę się z tym, że nie zawsze, że pewnie nie od początku, bo jednak Tosia jest już dość duża i taka "kontaktowa", a w noworodku  Seba raczej reakcji żadnych nie wywoła.
Ale dostrzegłam w nim wczoraj  takie sympatyczne cechy i łagodne podejście.
Do tej pory jakoś większość relacji miał z dziećmi w zbliżonym do siebie wieku.
I różnie się te relacje układały.
Najlepiej chyba dogadują się z Piotrusiem.
Przedwczoraj spędziliśmy wieczór ze znajomymi, którzy przyjechali z Londynu z 6-cio letnim synem....współpraca między chłopakami była dość burzliwa ;)
Tym bardziej widząc z dnia na dzień tak różne zachowania Seby, wczoraj byłam podwójnie pozytywnie zaskoczona.
I pal sześć, że pieluchy nie gotowe!
Że ubranek nie mamy, ani miejsca do spania dla Alicji.
Najważniejsze, że my wszyscy chociaż psychicznie jesteśmy w miarę przygotowani.
Resztę się dopracuje.



5 komentarzy:

  1. Stewia ma specyficzny smak, mnie nie podeszła. Ksylitol za to owszem. Tylko musisz uważać ze stosowaniem na początku. Jak zaczniesz używać to stopniowo go dodawaj np jeśli słodzisz dwie łyżeczki to jedną na początek zastąp ksylitolem. On lubi wywoływać rewolucje jelitowe, dlatego ostrożnie z nim. Ja po tygodniu zastąpiłam jedną herbatę całkowicie ksylitolem. A jak np zrobię przerwę od ksylitolu to potem muszę od nowa wprowadzać go.. Dietetyk mi powiedziała że jedna łyżeczka ksylitolu odpowiada pół łyżeczki zwykłego cukru. :) ale! Uważaj na ten tani Ksylitol z napisem (z tyłu) Chr albo CRL lub CHR to są oznaczenia chińskiej republiki ludowej i to podróba. Ja kupuję kilogram co prawda w eko sklepie bo wychodzi taniej niż pół kg w supermarkecie, ale jest norweski. Ten prawdziwy. Poza tym, pieczywo pszenne zastąpiłam zytnim 100%, wszędzie szukam tez cukru na opakowaniach :) nawet w kiełbasie jest :/ pozdrawiam cieplutko!

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Wychodzi taniej za 1kg niż miałabym kupić 2x po1/2kg żeby mieć kilogram ;)

      Usuń
    2. Dzieki za cenne rady! O tym przyspieszaniu przemiany wiedzialam,ale o tym z Chin nie,a pewnie taki wlasnie kupilam w Tesco na promocji ;p

      Usuń
    3. Wiesz, ja sama się rzuciłam! Ale popatrzylam na skład i na końcu zainteresował mnie skrót :) a potem dietetyczka mnie olśniła :)

      Usuń
    4. Sprawdziłam - kraj pochodzenia Finlandia, a producent - Polska :) Dobrze trafiłam :)

      Usuń