Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

wtorek, 26 maja 2015

Miałam dzisiaj nic nie pisać....#matkapłakałajakpisała

Miało nie być rzewnego posta z okazji Dnia Matki.
Ale co zrobić, gdy akurat DZIŚ spotykają nas wyjątkowe sytuacje?

Obudził mnie...ruch w moim własnym brzuchu <3
I tym razem jestem pewna na 100%, że to nie jelita.
Dwa wyraźne podskoki jeszcze przed 6 rano.
Wyczekiwałam ich już od kilku tygodni, wsłuchiwałam się się w siebie, analizowałam, czy to już ten "trzepot motylich skrzydełek", czy jeszcze nie.
Możliwe, że wcześniej to także było TO.
Ale dzisiaj nabrałam pewności, że czuję nasze dziecko.
Wyraźnie dało mi znać, że jest.

Taki prezencik na Dzień Matki.
Cudowny.
Prosto spod serca.

Na tym właściwie koniec przyjemności.
Na dziś mieliśmy umówioną wizytę u alergologa.
Wczoraj zdecydowałam, że wezmę urlop i pojadę z Sebkiem, wcześniejsza wersja była taka, że pojedzie z nim Babcia.
Ostatecznie wybraliśmy się we trójkę.

I cieszę się, że pojechałam, bo okazało się, że konieczne będzie pobranie krwi.
Niestety nasz maluch jest strasznie problematyczny pod tym względem.
Żyłki ma pochowane, a krew tak gęstą, że w ogóle nie chce wypływać.
Nacierpiała się moja małpeczka biedna...trzy wkłucia i kręcenie igłami w tej malusiej rączce,a kiedy już w końcu żyła się znalazła, to krew trzeba było wyciskać.
Łzy płynęły jak grochy...Babcia była wzywana na ratunek....matka kolana jak z waty, ale nomen omen, zimną krew zachować trzeba było.
Jakoś razem przez to przebrnęliśmy.

Małpeczka wymęczona schowała się w mamusinych ramionach i łkała cichutko....
a Matka wiadomo...
milion mrugnięć na sekundę, żeby nie było widać, że sama płaczu bliska.

Taka rola nasza...niełatwa wcale.
Bo jest super, kiedy wszystko dobrze idzie...
ale kiedy pojawiają się trudy, to trzeba w pancerz stalowy klatę zakuć i zamienić się w wojowniczkę, w skałę nie do ruszenia, w oazę spokoju i opanowania.
Mama nie może wymiękać.
Trzymać musi dziecko swoje za rękę i spokojnie przeprowadzić przez takie i większe burze.

Mam nadzieję, że taką silną Mamę ma również dziecko, które widziałam dziś w szpitalu.
Wiezione na łóżku, z maską tlenową przykrywającą prawie całą buzię, nieprzytomne...
Tego niestety ja sama już nie wytrzymałam.
Serce ukłuło, a łzy w sekundę potoczyły mi się po policzkach.
Zapewne nie tylko ja tak mam, ale od kiedy sama jestem Mamą, chciałabym uwolnić świat o krzywd dzieci. Każdego jednego dziecka na całym globie.
Nie mam niestety tak silnej wiary, aby umieć samej sobie wytłumaczyć sens takich zdarzeń.
Uważam, że cierpiące dzieci, to największa niesprawiedliwość ludzkości.
Czuję paniczny strach przed byciem Matką, która swoje dziecko musi w cierpieniu prowadzić.
Niczego innego tak bardzo się nie boję.

Nie chciałam dziś na smutno, ani na wzruszająco nawet.
Zupełnie nie miałam takiego zamiaru, ale okoliczności jakoś zadecydowały za mnie same.
Takie łzawe mi to Święto Matki wyszło...na szczęście to dopiero połowa dnia i mam nadzieję, że jeszcze zrobi się radośniej.

Choć tak naprawę, ja swoje święto obchodzę nawet kilka razy dziennie - zawsze, gdy słyszę od Sebastiana: "Kocham Cię, Mamusiu".



Ściskam dzisiaj w myślach każdą jedną Mamę, Mamusię, Mamkę, Matulę, Matkę, Mamcię, Mami, Mamuśkę...
Moją osobistą przede wszystkim.
Najmocniej.

Ale i te, które mijałam dziś w szpitalu - niech będą tam jak najkrócej, niech sił im nie braknie...niech wychodząc mają obok wyleczone swoje dzieciaczki.
I Mamę mojego M,, aby jej wyniki nie okazały się tak złe, jak kiepsko brzmią podejerzenia...
Mamy oczekujące i świeżo upieczone.
Mamy nieidealne.Oraz te, które myślą, że są idealne - na pewno robią wszystko aby tak właśnie było.
Wszystkie mamy małych aniołków...

I te, małych diablątek, do których czasem i świętemu zabrakłoby cierpliwości.
Mamę K. ...żeby wygrała.
Te, które z różnych przyczyn nie mogą być blisko.
Te zagubione, by się odnalazły.
Również te, które już własnej Mamy o radę zapytać nie mogą.
Ściskam mocno moją K., która dzisiaj właśnie zostanie mamą drugi raz. Aby wszystko poszło dobrze.

Jesteście...
...Jesteśmy... wyjątkowe i najlepsze.

I choć czasem powątpiewam, czy macierzyństwo to bardziej dar, czy przekleństwo...
jest to jednak najwspanialsza, choć i najtrudniejsza rola, jaką przyszło mi w życiu odgrywać.











3 komentarze:

  1. Martuś jak zwykle pięknie to napisałaś:) Wzruszyłam się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie napisane...
    Dostałaś przecudny prezent...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdybym spotkała Boga to dałabym mu w twarz za te wszystkie cierpiące dzieci...

    OdpowiedzUsuń