Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

wtorek, 28 kwietnia 2015

Hormony kontra męski punkt widzenia

Pierwszy trymestr za nami. 
Jutro USG, już nie mogę się doczekać, chociaż z tyłu głowy kilka strachów się czai. 
Ale staram się pozytywnie myśleć.  Przynajmniej tak mi się wydaje. 
A może tylko mi się wydaje...  

Miewam bowiem ataki czarnowidztwa.  Niekontrolowane w dodatku.   
Ot na przykład wczoraj. 
Wróciłam z pracy do domu, zjadłam obiad, który M. przyniósł (w pracy mają boską stołówkę) i zaległam.
Siły mi opadły totalnie. 
A tu Seba:
-mamoooo piciu ciem!
-mamo a mogę tableta?
-mamo a maś dla mnie jakiś ogurcik?

-mamoooo napiś mi "straziak siam"
-mamo siku ciałem, włąciś mi światełko?  
Ot gimnastyka. 
Co opadłam na łóżko, to zaraz syn nowe zadanie wymyślił. 
I z jednej strony myślę: "dziecko moje, matka po robocie, odpocząć by chciała"
z drugiej "do bani taka matka, co dziecku tablet do ręki daje, byle nie musieć się zajmować",
a z trzeciej...
a z trzeciej sobie myślę "Czyśmy zmysły postradali?"  

My mamy naturę Misia Koali.  Kochamy leżakować. 
Długo spać. 
Wylegiwać się. 
Gdybyśmy tylko mogli żuć liście eukaliptusa, zapewne też byśmy to robili.   

Ostatnio zbieraliśmy się do weekendowego sprzątania.  Zbudziliśmy się o 8. 
Z łóżka zwlekliśmy się o 10. 
Po śniadaniu byliśmy o 11. 
I tak się najedliśmy, że trzeba było odpocząć. 
Ciężko nam się było zebrać, więc mówię "kawę zrobię". 
Usiedliśmy z tą kawą i wafelkami... a tu kino familijne w TV. Wkręciliśmy się w film, więc już obejrzeliśmy do końca.  I tym sposobem sprzątanie rozpoczęło się po 14 :)   

No ale co...to nasz weekend.
Nasz wolny czas, nasz odpoczynek.  Dziecko jeść nie woła, a jak woła, to z radością kabanosa w rękę pochwyci i poczeka na ten obiad jeszcze godzinę czy dwie.
A jak nie poczeka, to zamówimy pizzę, albo coś chińskiego i zaraz będzie. 

Owszem potrafimy się spiąć i zrobić wszystko szybciej, zaplanować, wykonać i jeszcze dwudaniowy obiad w tym zmieścić.... ale lubimy te nasze "lazy sundays".
Pościelowe przedpołudnia i piżama party do samego obiadu.   
A jak jeszcze w taką naszą lazy sunday przyjdzie Dziadek i Sebka porwie na kilka godzin...ohoho...to dopiero jest frajda ;)  

No i właśnie w związku z tym naszym ukochaniem, widzę sobie czarno taki powiedzmy...listopad najbliższy. 

Pobudka...
o świcie!
...i to już nie pierwsza.
Jeszcze ciemno będzie na świecie.  Leżenie do południa w łóżku?  Jaaasne... starszemu trzeba będzie więcej czasu poświęcać, żeby nie czuł się pokrzywdzony. 
A młode takie pisklę, wiadomo jakie wymagające. 
Karmienie co kilka godzin.
W międzyczase wymiany pieluch/odzieży/poscieli...
A co jak jeszcze kolki będzie miało?  Seba nie miał, to nawet nie wiem z czym to się je...ale potrafię sobie wyobrazić. 
A jak spać nie będzie chciało? 
A jak lulać będzie trzeba i nosić cały czas? 
A kąpielowa logistyka? Nie mamy wanny, jak tą wanienkę do prysznica...?   
O losie...ile nowych zadań i wyzwań na głowach Misiów Koala....
bez eukaliptusa...!    

Ale to nie wszystko. 
Bo myślę sobie - ok - byłam sama i dałam radę. I pracowałam. I w nocy wstawałam, bo wracając do pracy jeszcze matką karmiącą byłam. Czyli można? 
Można. 
Damy radę jakoś....
ale zaraz sobie myślę... no właśnie...ale gdzie jeszcze w tym "MY". 
A co jak zabraknie nam siły na pielęgnację naszego związku? 
Jak zmęczenie wzbudzi frustrację i będziemy ją wyładowywać na sobie wzajemnie? 
Co z randkami i romantycznymi kolacjami? 
I wreszcie: jak to wszystko wpłynie na nasze życie intymne???
Bo to jednak wciąż jest TEN etap ;) 
I wcale bym nie chciała, żeby przestał być TYM, a zamienił się w smutny "tamten".     

Pewnego wieczora, kiedy tak sobie leżeliśmy w łożu rozmawiając, podzieliłam się tymi obawami z ukochanym mym. 
Wylałam wszystkie strachy, negatywne przypuszczenia, wizje czarnej przyszłości w biegu, w syfie, ryku nieszczęsliwych dzieci, okraszonej brakiem seksu i ze zmęczoną, szarą twarzą podwójnej Matki Polki w tle. 
 
A M. mój , spojrzał na mnie,objął mocniej i stwierdził rzecz prostą:
"Kochanie,przecież my się zdecydowaliśmy na to dziecko, żeby było tylko lepiej, żeby nas jeszcze mocniej scalić i tworzyć szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Jesteśmy razem i razem sobie poradzimy. Uwielbiam to twoje 'pozytywne myślenie' "
   
Zawstydziłam się. 
No centralnie głupio mi się zrobiło.  Przecież ja ZAWSZE staram się przyciągać pozytywy.  
Ale co zrobić, kiedy hormony nieznośne opanują Twój mózg?  

Pogadać ze swoim facetem. 
Czasem im zazdroszczę tej prostoty myślenia :)     

7 komentarzy:

  1. Hmm, a próbowałaś z tym eukaliptusem, że wiesz, że my homo sapiens nie damy rady?! :)
    Wiesz, abstrahując nawet od tematu posta, to ja zawsze, ale to zawsze zazdrościłam facetom Ich toku myślenia. Jak będę miała chwilę, i pozbieram się do kupy, to na fb napiszę Ci, co Marcin mi ostatnio odstawił- i to będzie kwintesencja męskiego rozumowania...
    Martuś, no powiem tak- lekko na pewno nie będzie. I będziesz zmęczona. I Ty, i Misiek, i Seba też. Będzie też nieznośny, być może zazdrosny i bardziej wymagający- to o Sebie. Ale... Kurna, Marta! Mając faceta z TAKIM podejściem, będzie i tak super. Będziecie w tym i z tym RAZEM.
    Buziaki!

    Ps. Ja tam filozofię specyficznego pozytywnego myślenia uprawiam na co dzień, także wyobraź sobie moje jazdy w każdej ciąży :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dacie radę. Kto jak kto ale Ty zaradna dziewczyna jesteś!

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślisz, że to hormony?';-P Ale to prawda - trzeba się opamiętać i nie zapominać o najważniejszym;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiesz ja myśle, że to Twoje "pozytywne myślenie " z jego scenariuszami w życie nie wejdzie . A wiesz dlaczego ? Bo jesteś osobą dojrzałą , bo zdajesz sobie sprawę z zagrożeń życia codziennego, rutyny . Bo mając świadomość , że może zabraknąć czasu na wspólne spędzanie czasu, sex, rozmowy , wspólną kawę itd . po prostu będziesz reagować w trakcie . Widzisz , mając lat dwadzieścia czy też dwadzieścia parę , wchodząc w związek buja się w obłokach . Człowiek myśli " my zawsze bedziemy szczęsliwi, zawsze będziemy się kochać , będzie super " . Jest ogromnym optymistą . Nieświadomym zagrożeń. Nieświadomym rutyny . Dlatego też jak zaczyna się wkradać ta rutyna , oddalenie, brak rozmowy, bliskości czy intymności po prostu tego nie zauważa. A nawet jak zauważa, to nie jest świadomy, że trzeba zareagować już , od razu, teraz. Gasić ognie nie pożary . A potem kończy się to różnie ...
    Bo nie ma tej świadomości jak łatwo wszystko może się zmienić. Właśnie przez zabieganie, nadmiar obowiązków, zmęczenie itd ...
    Świadomość to już duży krok ku temu, aby do takich sytuacji nie dopuścić .


    A podejście Miśka bardzo mi się podoba. Takie proste i takie logiczne .

    No to używaj w weekendy ile się da. Porządek nie jest najważniejszy . Bliskość jest bezcenna. Wspólny czas . To są wartości !

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie to nie kwestia hormonow, tylko charakteru. Typowy ze mnie skorpion, wszystko widze w najczarniejszych kolorach, przesladuja mnie strachy, te realne i te, ktore widze tylko ja, w mojej chorej wyobrazni. ;)

    Moj M. jednak, kiedy wyluszczam mu czasem moj punkt widzenia, wscieka sie tylko, ze jestem taka cholerna pesymistka i kazda radosc psuje mu czarnowidztwem (wedlug jego slow). :)

    OdpowiedzUsuń
  6. fajny ten Twój M. :) a baby to za dużo myślą po prostu, szczególnie te ciążowe... choć i te pociążowe też...wszystkie chyba :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo madry ten Twoj M. :)Jestem w III trymestrze i moje przemyslenia juz mi mijaja, jednak do niedawna rozne, dziwne rzeczy przychodzily mi do glowy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń