Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

środa, 30 lipca 2014

Trochę na temat bieżących spraw

Melduję się!
Sporo się działo w ostatnim czasie, więc niestety pisanie zeszło na dalszy plan.
No może nie tak na 100%, bo pisałam coś innego...opowiadanie na konkurs ;) Przypadkiem na taki trafiłam. Opowiadanie ma być o prawdziwej historii miłosnej. No coś idealnego dla mnie.
Pisać lubię, historię prawdziwą mam taką, że spokojnie powieść mogłabym napisać.
Wzięłam się więc za robotę.
Mam już dwie wersje.
Z żadnej nie jestem zadowolona.
Właśnie opracowuję pomysł na jakąś trzecią.

Wena momentami aż mnie porywa...w twórczym szale posyłam mojemu chłopakowi takie smsy, że biedny później w pracy wytrzymać do końca nie może ;)

Jestem w lepszej formie, niż poprzednio, kiedy tutaj narzekałam.
W pracy zrobiło się spokojniej...możliwe, że to cisza przed burzą, ale delektuję się tym ile mogę.
Wpływa to pozytywniej na całe moje życie i podejście.

Sporo się wydarzyło przez minione 2 tygodnie.
Byliśmy na weekend nad jeziorem...nie odpoczęłam jakoś specjalnie, bo wtedy jeszcze gnębiło mnie choróbsko.
Jedno, co poczułam to potrzebę takiego wyjazdu na dłużej. Na sporo dłużej - więcej niż tydzień czasu. Mocno eksploatuję się ostatnimi czasy, wiele też się działo i dłuższy wyjazd na pewno podziałałby regenerująco.
Nie ma jednak raczej szans na to.

Sprzedałam też mieszkanie. Już ostatecznie. I ostatecznie wyprowadziłam się z niego.
Z ciężkim sercem zamykałam drzwi po raz ostatni.
Wcześniej jeszcze było jakoś tak luźniej, bo wracaliśmy tam i spaliśmy, ilekroć byliśmy w Zielonej Górze. Teraz już nie mam tam własnego miejsca. Co prawda jest jeszcze jedno mieszkanie, ale podnajęte.
Cały wyjazd do ZG był bardzo udany. Wyruszyłam w piątek o 5 rano. Calutki dzień załatwiałam wszystkie sprawy związane ze sprzedażą, wymeldowaniem itd.
Udało mi się też odwiedzić moją poprzednią pracę...kurczę jaki tam spokój i fajna atmosfera.... Zawsze wiedziałam, że to bardzo ważne. Ale teraz kiedy mi tego brakuje, zrozumiałam jak BARDZO bardzo.
Pod wieczór dojechał Misiek i spotkaliśmy się w indyjskiej knajpie z moimi Przyjaciółmi. Spontanicznie kolacja się przedłużyła - zakończyliśmy wieczór u A.i T. oglądając "Gotowe na wszystko" od pierwszego odcinka, grając w "5 sekund" i gadając. Strasznie się cieszę, że udało nam się tak posiedzieć. I mam nadzieję, że 9 sierpnia znów się z nimi wszystkimi zobaczę na 30tce A. Tak mi okropnie tęskno za Nimi...
W pewnym momencie, akurat w Urzędzie Skarbowym, spojrzałam przez okno z 9 piętra ,przede mną widok na centrum miasta. W głowie myśl : "Pierdzielę! nie wracam!"
Przysięgam, że za każdym razem, kiedy mijam tabliczkę "Zielona Góra" czuję radosne podniecenie. Chyba nigdzie nie czuję się tak dobrze jak tam.

W sobotę jeszcze spotkaliśmy się z rodzinką J. Od rana jednak byliśmy w wirze przeprowadzki. Mało nie zeszłam, gdy okazało się, że mała plandeka, jaką zamówiłam do transportu, okazała się średnim busem. Nie zmieściły się już rowery i dywan. I tak byłam w szoku ile udało się tam upchać...gdy go zobaczyłam, byłam przekonana, że będzie dużo gorzej. Na szczęście sprytni panowie tak zagospodarowali każdy centymetr sześcienny, że naprawdę należała im się premia za to. Gdy otworzyliśmy drzwi w W-chu, kartony zaczęły się same wysypywać :P
Pominę szczegół, że w piątek gdy wyjeżdżałam było dość chłodno i lało.
W sobotę był upał. Ja w dżinsach.
A w mondeo zepsuła się klima.
Na miejscu nie było czasu na przebieranie, więc wnosząc sto trzydzieste pudło na pierwsze piętro, czułam się jak w saunie.
Swoją drogą, przerażające jest to, ile zgromadziłam rzeczy przez te 11 lat pobytu w ZG. Mam nadzieję, że rozpakowywanie się pozwoli mi zrobić ponowną selekcję i pozbyć się połowy tego.
Musimy też zrobić wyprzedaż zdublowanych sprzętów i mebli. Po kupnie nowego mieszkania będziemy szczęśliwymi posiadaczami 2 pralek, 2 lodówek, 5 kanap, 3 meblościanek...itd... Pozbyłam się już jednych mebli kuchennych. Sprzedaję to wszystko za grosze, ale każda kasa przyda się w obliczu remontu. Im wiecej jej będzie, tym bliższe marzeniom będzie nasze mieszkanko :)

Aktualnie jesteśmy w toku załatwiania kredytu...nasz bank zrobił nas trochę w konia i w zasadzie obudziliśmy się z ręką w nocniku. Ale działamy dalej, jestem pewna, że wszystko nam się uda.
Im częściej bywamy w nowym mieszkaniu, tym więcej mam pewności, że dobrze wybraliśmy. Raduje mnie fakt, że Sebek będzie miał swój pokój. Cała jestem podekscytowana naszą sypialnią... nawet ta mała kuchnia mnie cieszy i podoba mi się jak jest urządzona.
A już tak naj naj najbardziej jestem szczęśliwa, że wreszcie będziemy mieli nasze własne miejsce, w którym będziemy mogli żyć po swojemu.
Nasze porządki, nasz klimat, nasze sposoby na prowadzenie domu, gotowanie, spędzanie wolnego czasu.
Ahhhh już nie mogę się doczekać!


A na koniec jeszcze mała porcja zdjęć z naszych wyjazdów.












5 komentarzy:

  1. Cieszę się, że masz lepszy humor. Z pozytywnym nastawieniem wszystko jakby inaczej się załatwia. Synka masz uroczego :) A ostatnie zdjęcie jest genialne. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie mogę się już doczekac sprzedaży domu ... Ciekawe czy kiedyś poczuje to co Ty wkraczając do "mojej" miejscowości .
    A ilość rzeczy - o matko jak ja Cię rozumiem !

    OdpowiedzUsuń
  3. Te emocje o których piszesz na samym końcu- znam i pamiętam doskonale :) Także pozostaje mi życzyć, żeby to wszystko zaczęło się dziać jak najszybciej!
    Powodzenia Martuniu, zaciskam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Alez sie uradowalam na te nocie :)
    Ja tez jestem pewna, ze sie wszystko ulozy i z kredytem pojdzie dobrze. Seba juz takkkk podrosl. Kasiorka ze sprzedazy dodatkowych sprzetow jak najbardziej sie przydaje, wiec powodzenia w zbycie rzeczy.
    Trzymam za Was kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Powodzenia w konkursie!

    Ciesze sie, ze w pracy lepsza atmosfera... To bardzo wazne, sama to wiem. Chyba tylko dlatego jeszcze tkwie w mojej. Niby wiem, ze marnie placa, ze pakiet ubezpieczenia z roku na rok sie pogarsza, ale mimo wszystko z wiekszoscia ludzi super sie pracuje i szkoda mi wymienic to na wyzsza pensje...

    Usmialam sie ze "zdublowanych" sprzetow. ;) My z kolei jak sie wyprowadzalismy "na swoje", nie mielismy praktycznie nic. Ja mialam lozko i komode oraz kilka garnkow, a M. stoliczek z telewizorem, oraz komputer z biurkiem. Przez jakis czas nawet kanapy nie mielismy. :)

    Ale Sebciowi wloski urosly, juz strasznie dawno nie pokazywalas jego zdjec! :)

    OdpowiedzUsuń