Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

wtorek, 7 stycznia 2014

Felicytologia po raz kolejny.

Muszę przyznać, że zaskoczyły mnie komentarze pod poprzednimi postami.
Okazało się, że jestem niemożliwą optymistką...w dodatku jeszcze zarażającą innych pozytywnym myśleniem!
Aż wierzyć mi się nie chce, że ktoś może mnie tak odbierać... ale cieszy mnie to niezmiernie.
Zwłaszcza, że przyznam szczerze - taka postawa, to efekt ciężkiej pracy nad sobą.
Tak tak - można zmienić własne myślenie.
Mało tego...okazuje się, że łatwiej zmienić swoje myślenie i przeobrazić się z chodzącej depresji w uśmiechniętą wyznawczynię holistycznej filozofii szczęścia...niż z wiecznej pyzy w kobietę normalnej budowy...żeby już nie mówić o jakiejś szczupłości :P
Chociaż akurat w moim przypadku jest tak, że Szczęście = Jedzenie, więc siłą rzeczy nie mogłam przejść obu przemian.
Coś za coś :P

Człowiek jest wstanie nauczyć się podchodzić do życia w inny sposób.
Żałuję tylko,że nie mogę zapisać tutaj nikomu recepty, jak do tego dojść.

W liceum byłam strasznym smutasem.
Już to kiedyś pisałam... wiecznie nieszczęśliwa. Bo zawsze nieszczęśliwie zakochana.
Słuchałam dołujących piosenek Smashing Pumpkins i pisałam baaardzo smutne pamiętniki. Miałam miliard kompleksów, kłopoty z nauką w najlepszym LO w mieście...zawsze czułam się gorsza od innych.
Zmiana szkoły trochę pomogła.
Potem studia, na których mi nie wyszło... ale wtedy miałam już większą pewność siebie.
Na drugich studiach, a dokładniej na egzaminach wstępnych, poznałam M.
Tą M.z którą spędziłam właśnie Sylwestra tydzień temu :)
Zaprzyjaźniłyśmy się od razu.
Wiele nas łączyło, chociaż i wiele dzieliło. Ale przemieszkałyśmy razem 5 lat.
I w tym czasie bardzo dużo nauczyłyśmy się od siebie wzajemnie.
Między innymi nowego podejścia do życia:
ona dzięki mnie, zrozumiała, że nie można wszystkiego traktować zbyt lekko (to tak ogólnikowo rzecz ujmując).
Ja dzięki niej, że nie trzeba do wszystkiego nastawiać się negatywnie.

Największy przewrót nastąpił w dniu pierwszego egzaminu.
Uczyłyśmy się razem, umiałyśmy tak samo mało - egzamin był z filozofii i za nic nam to nie chciało do głów wejść...poza tym miałyśmy ważniejsze sprawy - gdzie iść na imprezę na przykład :)
M. poszła na egzamin z myślą , że się uda i zda.
Ja, że na bank nie zdam.
Zgadniecie jakie wyniki?
Każda miała dokładnie to, na co się nastawiła.
Ja w lutym zakuwałam na poprawkę.
A M. latała po baletach :P
Wytłumaczyła mi wtedy, że to wszystko wina mojego nastawienia. Że ona wierzy w to, iż kiedy się myśli pozytywnie, to przyciąga się dobre zdarzenia. A kiedy ja non stop sobie powtarzam, że coś nie wypali...to tak się własnie dzieje.
Nie pozostało mi wtedy nic innego, jak spróbować jej filozofii.
Sprawdziła się.
Na poprawce.
Na innych egzaminach.
W związkach z facetami.
W sprawach rodzinnych.
Raz nawet w odchudzaniu się sprawdziła - ale wtedy M. była również moją trenerką i motywatorem.... efekty były takie, że ostatnio koleżanka z pracy, którą znam od 2 lat nie poznała mnie na zdjęciach z tamtego okresu (ale obciach tak btw!). Takie cuda razem z M. zrobiłyśmy! Naszą wiarą, dobrym podejściem i pozytywnym myśleniem.
W tym roku podarowałam M. kalendarz Ewy Chodakowskiej...z dedykacją, że dla mnie Chodakowska, jej nie przebije nigdy :) Była pierwszą osobą, którą znałam z taką pasją do sportu i zarażaniem pozytywnym myśleniem.

Nie zawsze było łatwo utrzymywać w sobie przekonanie, że będzie dobrze.
Często sytuacja mnie przerastała.
Czasem nie miałam już siły sama siebie przekonywać.
Wierzyłam, że będzie ok, a było źle.
Jednak zawsze ostatecznie dochodziłam do wniosku, że przecież nastawianie się na najgorsze i negatywne podejście, mogą zmienić wszystko na jeszcze gorsze.
Że taka zrezygnowana i smutna, czuję się ze wszystkim już zupełnie fatalnie.
I że tak naprawdę, nic mi już nie pozostaje poza wiarą i nadzieją, że przyjdą lepsze dni.
I zawsze przychodzą.

Teraz, kiedy chandra mnie dopada, pozwalam sobie na dni...a nawet tygodnie (niestety) spędzone w smętach,bo przyznać muszę, że im problemy poważniejsze, tym trudniej myśleć dobrze. Ale jak już się wysmucę, wypłaczę i wymarudzę, przypominam sobie podejście M. Czasem wracam też do książki "Sekret" i nastawiam się na zmianę myślenia.
Lubię mieć kontrolę nad własnym umysłem.
Tak samo, jak lubię się cieszyć, uśmiechać, chichotać do łez i bólu brzucha, lubię czuć się szczęśliwa. Kocham rozejrzeć się dookoła i pomyśleć "Ale jest ZAJEBIŚCIE!".
Dużo lepiej się z tym czuję, niż z każdym innym spojrzeniem na Świat.
I niesamowicie cieszy mnie świadomość, że to widać :D

13 komentarzy:

  1. Ja też chcę pozytywnie myśleć tylko!!!!!!!! Mówisz, że Sekret pomaga? Nie czytałam, zabieram się zatem :D Buziole i keep smiling :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj czytaj, bo warto :) Może nie od razu we wszystko ślepo wierzyć, bo momentami ich tam ponosi...jak to w USA...zawsze musi być przegięcie. Ale daje do myślenia i pomaga trochę zmienić nastawienie :)

      Usuń
  2. Kiedy myśli się pozytywnie to przyciąga się pozytywne zdarzenia ? Wierzę Ci i spróbuję. Obys miala rację. Bardzo tegi chcę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wiem, że podziałało w jakimś stopniu. Bardzo mocno się cieszę! :*

      Usuń
  3. Lubię Cię czytać, bo jestem trochę podobna, tylko nie umiem się tak ładnie uzewnętrzniać jak Ty. A Ty w liceum to wypisz wymaluj ja w liceum i wcześniej. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiesz się ładnie uzewnętrzniać, sama widziałam :) Może po prostu czasem brakuje Ci warunków, żeby usiąść i w skupieniu to zrobić ;)

      Usuń
  4. i tylko uśmiechnąć się można i pogratulować :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurna Martuś, tyle prawdy w jednym poście, że muszę się chyba z tym przespać. Początek oczywiście mnie rozbawił, bo:
    1) u mnie szczęście=jedzenie, nieszczęście=dieta :)
    2) też mam fotki, na których ludzie mnie nie poznają, i to niestety nie sprzed 15lat :)

    Ps. a ten komentarz zamieszczam wcinając chińszczyznę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihi. Ja akurat też jestem poniekąd w nieszczęściu....tzn na diecie :P Ale póki co jeszcze nie rozpaczam. Nawet nie poczułam się ani razu nieszczęśliwa....zwłaszcza, że po dietetycznym obiedzie muszę ukraść Sebie chociaż gryza czekolady, bo inaczej zasypiam :P

      Usuń
  6. Mi zdecydowanie pomaga pisanie ;)
    Mam oddzielnego bloga głównie do smęcenia właśnie i pomaga hihih...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to też dobry sposób :) Najważniejsze , żeby działało! :)

      Usuń
  7. oj Majus, jak mi Ciebie brakuje I tych twoich rozkminek haha..... ostatnio wlasnie przechodze etap "negatywna byc nie mozna" bo to naprawde dziala zle na wszystkich I wszyskto wokol I nawet moj M zaczal smecic..... ciezko jest byc wesolym, zwlaszcza jak wszystko wokol doluje....... ale masz racje, nastawienie ma duzo powera.... M zawsze powtarza ze jesli chce sie lepiej czuc I zmienic to jak zycie sie uklada to tylko ja to moge zrobic.... proste I prawdziwe...../kama

    OdpowiedzUsuń