Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Nasz Czas

Ostatni tydzień!
W przyszły poniedziałek, wtorek i piątek wezmę urlop i będziemy mieli tydzień wolnego u Dziadków.
Co oznacza, że kiedy już ulepimy z mamą wszystkie uszka, pierogi, nasmażymy krokietów, zrobimy rybę po grecku, bigos, barszcz na zakwasie, śledzie i sałatki, kiedy już posprzątamy, przyozdobimy świątecznie mieszkanie, będziemy mogły nalać sobie winka i zasiąść w fotelach i pogadać na spokojnie. A Sebastian będzie w tym czasie korzystał z czasu z Dziadkiem :)

My z Sebciem jesteśmy już gotowi na Święta ;)
Prezenty pozamawiane, są w drodze do nas.
Wczoraj wyjęliśmy naszą małą choinkę,lampki,wszystkie świąteczne ozdoby i przystroiliśmy pokój. Seba, z racji swojego niesłabnącego zainteresowania elektroniką i elektrycznością, najbardziej zaangażowany był w światełka...co ostatecznie doprowadziło do tego, że z 3 kompletów, zostało nam półtora - jeden,jakimś
sposobem, udało mu się zepsuć tylko do połowy ;).
Efekt końcowy zadowalający... Sebo po kąpieli, ubrany w zbyt długą piżamkę, pobiegł jeszcze szybciutko do pokoju, stanął na przeciwko naszej dekoracji i przez moment podziwiał w skupieniu... po czym spokojnie udał się na spoczynek :)

Przez cały weekend był takim słodziakiem!
Aż strach chwalić, żeby nie zapeszyć!
Ale naprawdę było super.
Tak super, że aż było mi żal wczoraj wieczorem  układać go do snu :)  Dałam mu w ciągu tych dwóch dni, chyba z milion całusów i miliard razy powiedziałam, że go kocham najbardziej na całym Świecie :)

W sobotę pomagał przy sprzątaniu, wykazując się niebywałą cierpliwością. Bo ja oczywiście, jak już zaczęłam, to długo końca widać nie było :/
Nie obyło się też bez drobnych "atrakcji":
Przygotowałam wiadro i mopa do mycia podłóg, ale wcześniej chciałam jeszcze odkurzyć. Wzięłam się więc za to zadanie, a Seba zaczął się bawić w mycie podłogi suchym mopem.
Jak się potem okazało, nie było to dla niego wystarczająco satysfakcjonujące.
Ja odkurzałam kuchnię, przedpokój...w dużym pokoju zeszła mi chwila. Seba gdzieś się kręcił w okolicy.
Przenosząc się z dużego pokoju, do małego, poczułam, że jakoś dziwnie parno się zrobiło w mieszkaniu.
Od razu serce do gardła, że coś się stało.
Seba przy mnie...cały.
Z łazienki dochodzi syk wody.
Otwieram drzwi, a tam widok następujący:
Kłęby pary, zza których widać w wannie położone na boku wiadro, obok mop oraz prysznic, z którego leje się po ścianach wrzątek.
Miniu najwyraźniej postanowił napuścić sobie wody do mycia podłogi.
Całe szczęście, że słuchawka leżała w taki sposób, że po ścianach i lustrze się lało, a nie na środek łazienki... :)
Jedyna "strata", to moje lekko rozrzedzone kosmetyki....no ale mam nauczkę, żeby wszystkie zamykać po użyciu :P

Sobota, generalnie wyglądała mniej-więcej jak w poprzednim poście. Czyli przez cały dzień, nie znalazłam czasu, żeby usiąść na tyłku i kawy się napić w spokoju. Ale poniekąd celowo robiłam wszystko tego dnia, żeby niedziela już była bez obowiązków.

Sobotni wieczór spędziliśmy u Rodzinki D. na domówce. Wyjątkowo udanej! Chyba najlepsza, od kiedy Chłopaki są na świecie. Wszyscy przyszykowali coś pysznego do jedzenia, humory dopisywały i nawet tańce z dzieciakami były! Chyba towarzystwo nam zaczyna odżywać...ku mojej nieopisanej radości! Może nawet dojdziemy do tego, że będzie można zorganizować takie spotkanie w miarę spontanicznie, a nie z trzytygodniowym planowaniem ? ;)

A niedziela - zgodnie z planem-  to był dzień mamy i synka :)
Leniwie wstaliśmy o 9 (tylko dlatego, że z imprezy wróciliśmy po północy).
Do południa, oprócz wyjścia z psem, nie robiliśmy nic poza zabawą. Czytaliśmy razem książki, rysowaliśmy...odpowiedziałam na trzy tysiące pytań "co to?" :) Po czym dziecko moje zgłosiło ochotę na oglądanie bajek :-o.
A On prawie nigdy nie ogląda bajek! Jedyne co go interesuje do oglądania, to wideoklipy i filmy z budowy, na których widać koparki, spychacze i dźwigi. I to też niezbyt długo.
Nasz dostawca telewizji, jak na złość uposażył nas w masę zbędnych kanałów sportowych, i tylko 3 beznadziejne kanały dla dzieci, na których lecą prawie same obrzydliwe bajki, albo infantylne seriale.
No ale skoro Dziecię samo zgłosiło chęć oglądania bajki, to Matka postanowiła zainwestować 8 zł w wykupienie dodatkowego pakietu. Zwłaszcza, że Syncio taki grzeczny cały weekend.
Pakiet aktywował się za pół godziny.... i to było właśnie to pół godziny, kiedy Seba totalnie stracił ochotę i zainteresowanie telewizją, na rzecz jakichś swoich ważniejszych spraw :)
No trudno, pozostaje mi mieć nadzieję, że jeszcze się ta ośmiozłotowa inwestycja opłaci :P

Po południu mieliśmy zajęcia kuchenne - Mini "gotował" dla mamy obiad z płatków owsianych...który na bieżąco zjadał pies.
A mama gotowała dla Minia makaron z rukolą i łososiem, który został spałaszowany z takim smakiem, że aż miło było popatrzeć... zwłaszcza pies patrzył marzycielskim wzrokiem.

I nawet z popołudniowym spacerem udało nam się trafić idealnie, zanim zepsuła się pogoda.

Lubię taką niedzielę w harmonii :)
Przez cały weekend zaliczyliśmy może ze dwie akcje z serii buntu dwulatka. Ale poza tym, kompletna zgoda.
Strasznie zadowolona jestem z tego mojego Urwiska.
Ładnie się zachowywał i naprawdę bardzo mi było żal wczoraj wieczorem, że to już koniec i przed nami od nowa kierat.
Chętnie bym z nim spędziła jeszcze trochę takiego fajnego czasu :)
Teraz ten nasz czas, robi się już naprawdę "Nasz", bo Sebastian wie i potrafi pokazać, lub powiedzieć na co ma ochotę, a co go denerwuje. Dzięki temu, sam stał się bardziej cierpliwy. Samodzielnie potrafi robić coraz więcej, co pozwala mu w różnych sytuacjach, wynajdować czynności atrakcyjne dla siebie, a niekoniecznie związane ze zniszczeniami, jak to bywało jeszcze do niedawna. Wreszcie potrafi zaangażować się w konstruktywne zajęcia i zainteresować pomysłami, które mu podsuwam. Dzięki temu dla nas obojga wszystko jest dużo łatwiejsze i przyjemniejsze.

Uwielbiam to ! <3

5 komentarzy:

  1. My też już mamy choinkę :) To jedyne co zrobiłam w weekend, choroba mnie nie chce opuścić :( Ale Wam fajnie na święta będzie, zapowiada się super czas :) Ja to mam tak z Julkiem, że jestem już tak zmęczona po całym dniu, że nie mgoę się doczekać kiedy w końcu zaśnie, a potem jak już zaśnie to tęsknię do rana i do obserwacji co tu znowu odwali śmiesznego ten mój mały człowiek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrowiej, Kochana! Mnie też coś łamie, ale mam nadzieję, że nie złamie do końca :)

      Usuń
  2. I teraz to naprawdę przed Wami fajny czas. Aż Wam go trochę zazdroszczę i chciałabym ten nasz zegar trochę popędzić, bo Lila momentami to taka niefajna bywa, że aż jako mama chyba nie powinnam tego pisać :)
    Wiesz, wyobraziłam Go sobie, jak tak poszedł na wieczorne sprawdzanie efektów Waszej pracy z dekoracjami, eh, taki synuś mamusi najsłodszy pewnie wtedy był.

    A zazdroszczę to Ci jeszcze jednej rzeczy-bardzo, bardzo. Tego czasu z mamą- i w kuchni i przy winku. Jak byłam mała, no i później, kiedy dorastałam-ten czas szykowania w kuchni, to był taki magiczny, tylko nasz... Uwielbiałam go. Bo potem same święta ze względu na ojca to już bardzo różne bywały, ale tych wspomnień z kuchni, to mi nikt nie zabierze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seba też jeszcze bywa niefajny...ale na szczęście, coraz rzadziej. Jednak minione półtora roku do najłatwiejszych nie należało :P
      To wieczorne sprawdzanie efektów w za dużej piżamce, było przesłodkie. I uroczo zadziwiające. Myślałam, że poza zabawą lampkami, nic go to moje strojenie pokoju nie obeszło, ale jednak... :) Teraz pierwsze co robi, po powrocie do domu, to idzie do dużego pokoju i każe mi podłączać, żeby się ładnie świeciło :)

      Co do mamy...to u mnie w sumie odwrotnie - latami nie wpuszczała mnie do kuchni. Założyła, że jestem beztalencie. A ja po prostu nie miałam jak się nauczyć. W końcu, w sumie przyjaciółka, z którą mieszkałam na studiach, nauczyła mnie gotować. No i teraz, to już szykujemy razem z mamą. Ale też nie zawsze jest tak uroczo...moja Mamuśka to straszny nerwus i niezbyt ją łagodzą świąteczne klimaty :P

      Usuń
    2. Zawsze mnie to fascynuje, mimo, że przecież teraz przerabiam to po raz drugi, jak taki mały, wydawałoby się jeszcze mało kumający człowiek chłonie to wszystko co się dookoła dzieje. I jak wie, że pewne rzeczy są odświętne, że nie zdarzają się co dzień, jak choćby z tą choinką. My wczoraj ubieraliśmy naszą i Lila teraz pokazuje na Nią i mówi: "tata", no bo tata najwięcej tam przy niej działał.

      A wiesz, że moja mama też tak de facto nigdy mnie nie uczyła gotować? Bo te przygotowania do Świąt to były na zasadzie czarnej roboty :) czyli obranie orzechów do ciasta, pokrojenia warzyw do sałatki, starcia warzyw do ryby po grecku itp. To, że potrafię gotować, odkryłam, kiedy mama poszła na miesiąc do szpitala. Jakoś tak samo z siebie to wyszło, że żadna zupa nie ma przede mną tajemnic :) Chyba po prostu siedząc często z mamą w kuchni, gdzieś tam kodowałam sobie to i tamto...

      A co do dzieci jeszcze... pisałam już chyba u Agaty, co widziałaś, że z jednej strony uwielbiam takie pachnące, pulchniutkie niemowlaki, to wtulanie się w cyca itd. ale życie staje się naprawdę piękne kiedy masz przed sobą dziecko, z którym możesz się dogadać :)

      Usuń