Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

czwartek, 3 października 2013

Smutno

Dzisiaj będę się żalić. I to mocno. Użalać się nad sobą będę. Dzisiaj będzie prywata 100%, paskudnie egoistyczna. Samobiczowanie będzie i kolejny raz płacz nad własnym losem i lenistwem.
Kogo denerwują takie posty, radzę wyjść.


Posiadam irytującą umiejętność.
Polega ona na tym, że umiem wszystko tak sobie przekształcić w głowie, że staje się to powodem do pogorszenia mojego nastroju. (Marta, w sumie to ten post będzie jak zmałpowany, ale wierz mi, nie inspirowałam się. Samo przyszło niestety)

Jak mnie najdzie taka fazka, to nagromadzę tego typu smutów całą garść i jesienna deprecha gotowa.
A o to lista moich aktualnych zgryzot:
-ciąg dalszy rozważań nad życiem swoim i tym, co z nim robię, a raczej czego nie
-brak towarzystwa na wydłużające się jesienne wieczory
-kompletne niezrealizowanie "planu przedtrzydziestkowego" i kurczący się w zatrważającym tempie, pozostały czas by to zrobić
-brak odpowiedzi od J. na mojego maila dotyczącego naszej wizyty w UK. W zamian, na konto wpłynęło za wrzesień 10 funtów więcej niż zwykle...rozumiem, że to prezent urodzinowy dla Syna. WOW! (facepalm)
-cowieczorne czytanie do poduszki "Nowego oblicza Grey'a". Czytam, marzę, że to ja, że kiedyś też mnie to spotka, albo chociaż może z 1/5 z tego.... a potem sobie przypominam jak wygląda moje życie

I na koniec hit.
Wczoraj byłam z Synem na bilansie dwulatka. Syn ma płaskostopie i koślawe nogi.
A ja mam 30 kg nadwagi.
Tak tak! TRZYDZIEŚCI!
Nie chciał wejść na wagę dla dużych, a z takiej dla małych uciekał, w związku z czym, musiałam wziąć go na ręce i zważyć się z nim, a potem bez niego.
Przytyłam w ciągu roku 15 kg.
Brawa, Matko!
Jedno, co w życiu potrafię idealnie robić, to wszystko spieprzyć.

Wchodzę sobie na różne blogi modowe i podziwiam.
Ślicznie ubrane i wystylizowane dzieci , wraz z równie pięknymi i cudne ubranymi mamami. Mamami o nogach po samą szyję. O brzuchach idealnie płaskich. O ciałach gładkich, jędrnych, jak z żurnala.
Mam pięknego Syna.
Udał się, jest śliczny.
A ja? Ja normalnie, własną osobą psuję efekt.
Podarowałam mu życie bez ojca i z matką, która nie radzi sobie sama ze sobą. Matką, tak odporną na nałogi wszelkie, poza jednym - jedzeniem.

Wstyd.

I od razu uprzedzam wszelkie komentarze: nie - nie potrafię się wziąć w garść, nie potrafię się zmotywować, nie potrafię się zaprzeć, nie umiem się przemóc. Wiem, że wszystko zależy ode mnie, że sama sobie jestem winna, że najprościej użalać się nad sobą, leżąc i żale swoje zajadając.
Ale ja po prostu kocham jeść. A tej miłości w sobie nienawidzę, tak jak miłości do J.

To wszystko, to jakiś popieprzony nałóg.
Destrukcyjny do szpiku.

21 komentarzy:

  1. Spokojnie, może ja jedna, ale na pewno nie będę Cię dziś podnosić na duchu, albo kazać Ci się wziąć w garść. Swoją drogą to kocham ten tekst "weź się w garść"... Czasami zamiast takich pocieszeń i dobrych rad lepiej zupełnie nic nie mówić, nie pisać... W jakim stanie jestem ja, już wiesz, bo wraz z nastaniem ranka nic się nie zmieniło. I nie wiem czy to kwestia imienia, czy charakteru, ale w babraniu się we własnych smutkach i frustracjach jestem mistrzynią, gdybym umiała przekuć to na jakieś twórcze działanie miałabym już 3fakultety, dwa ambitne etaty, znała ze 4języki obce i miała hobby, któremu oddawałabym się bez reszty.
    Tymczasem na dzień dobry pocieszyła mnie dziś moja mama, najpierw tekstem "przecież jesteś dorosła i wiedziałaś jak to będzie"... No kurwa! Żeby potem dodać, bo chyba zrozumiała, że nie tego dziś potrzebowałam "Nie martw się, przecież jesteś jeszcze młoda"... Jedno i drugie jak kulą w płot. Młoda! Młoda byłam dobrych parę lat temu. Zresztą nie o wiek to chodzi. Tu chodzi o osobowość, o pewne cechy charakteru, które jednym pozwolą nawet w wieku 40lat zmieniać życie o 180stopni, walczyć o marzenia i iść przez życia jak burza... A ja? Jestem jaka jestem. Będę po cichu zazdrościć innym, wzdychać do lepszego innego życia, a nie zrobię nic żeby to zmienić. Może na mój plus przemawia tylko to, że jak do nikogo nie mam pretensji, poza sobą, zazdroszczę też tak niezawistnie, tylko po prostu myśląc że wow, że super...
    Jedyne co mnei przeraża to fakt, że za oknem świeci słońce, więc pogoda tu nie ma nic do rzeczy, że mam nastrój w głębokim listopadzie. No i jeszcze huczą mi słowa mojej mamy w głowie...
    No a J. to się naprawdę szarpnął, słów brakuje.
    Co Ci mogę napisać Martuś, trzymaj się na tyle, na ile jesteś w stanie. Mnie jeszcze dobija ta presja, że trzeba trzymać fason, że MUSZĘ być szczęśliwa, bo jakże by inaczej. I jestem. Tylko jest właśnie we mnie jakaś taka tęsknota i żal do samej siebie o te szanse które bezpowrotnie zmarnowałam, a które się nie powtórzą, już nigdy przecież nie będę mieć lat 20...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Martuś! Czuję, że się rozumiemy w 100%. Napisałaś tu wszystko, czego ja nie ujęłam, a co w głowie również mam. Nawet się zaśmiałam pod nosem z tych tekstów Twojej Mamy. Wiem, że dla Ciebie to nie śmieszne, ale tak napisane w całym tym kontekście, wyszło dość zabawnie.
    No...to tyle śmiechów. Reszta jest "do bani", nie? Nawet już słów na to wszystko szkoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, tylko z drugiej strony dusić to wszystko w sobie? Ja tu mam swój świat, w którym nie muszę być zawsze uśmiechnięta i szczęśliwa, choćby chciała oczywiście... A wracam bo zapomniałam się odnieść do wagi i miłości do jedzenia. Czy Cię zdziwi jeśli napiszę, że mam tak samo? :) Od zawsze kochałam jeść, myślę, że już w dzieciństwie rekompensowałam sobie w ten sposób większe i mniejsze smutki. Tylko wtedy i jeszcze dużo dużo później mogłam jeść wszystko bezkarnie, czytaj-bez zbędnych kilogramów. Niestety od jakiś 5-6lat powinnam jeść chyba tylko sałatę... Nie wiem ile mam na plusie, bo ostatni raz ważyłam się na wizycie u ginekologa jeszcze w ciąży, a wtedy przyrost był wskazany. Za to od porodu, co jakiś czas słyszę te jak miód na moje serce komentarze: "A to dziwne że karmisz piersią i nie schudłaś". No cóż może i dziwne, tylko że tylko ja jedna wiem, że wciągałam tyle kalorii, że musiałabym chyba karmić pięcioraczki, żeby chudnąć... A wiesz co mnie dobija w tym wszystkim najbardziej? Że sama o sobie myślę, że to żarcie ponad normę i dla pocieszenia to domena ludzi słabych :( Bo ktoś bardziej stabilny emocjonalnie i mądrzejszy kupiłby karnet na aerobik i ze swoich smutków zrobił pożytek. Ale to już pisałam, że w teorii jestem świetna...
      A co do mojej mamy, no fakt, w kontekście tego wszystkiego to może i śmiesznie wyszło. Myślę, że chyba nie dotarło do Niej dziś rano, że naprawdę paskudnie się czuję i jestem, jakby to napisać... chyba już trochę zagubiona w tym wszystkim. No i tak jak pisałam- do tego ta presja, że o co mi chodzi, że czego tak naprawdę chcę... że przecież powinnam być szczęśliwa... To bardzo pouczające jak się inni babrają w moim życiu i mówią mi co powinnam czuć i kiedy :)

      Usuń
    2. A wiesz, że ja mam systematycznie takie momenty załamania wagą i zawsze potrafiłam się zmobilizować? Cała wiosnę ćwiczyłam z Chodakowską...tylko co z tego, jak efekty marne? Dla mnie sama dieta, albo same ćwiczenia to za mało. Dieta musi być restrykcyjna, a ćwiczenia 5 razy w tygodniu. Nie czuję się na siłach, by podjąć znowu takie wyzwane. I tak mi smutno z tego powodu, że jeszcze bardziej chce mi się jeść.

      Usuń
    3. U mnie problem polega na tym, że ja nienawidzę ćwiczyć :( Szybki spacer, jazda na rowerze-ok, ale aeorobik i jemu podobne to nie dla mnie, więc raczej nigdy nie będę miała jędrnych pośladków, które zachwycą samców na plaży... :) Ale co do diety, to też potrafię i to z dnia na dzień, jak już sama uznam, że jest źle, i wtedy nie ma zmiłuj. Więc jednak mogę... A teraz dołuje mnie mąż, co jakiś czas mi o tym przypominając tekstem "No przecież jak będziesz chciała to dasz radę." Pewnie, że dam, tylko... Tylko sama nie wiem co, może to po prostu nie jest dobry moment w moim życiu na taką dietę... A może faktycznie sama powinnam kopnąć się w dupę i przestać mazać? Żeby to wszystko było takie proste. Czasami jest tak, że w ciągu dnia nie mam czasu jeść, więc jem mało, to co akurat złapię, a potem wieczorem po całym takim intensywnym dniu, jak już usiądę to pół lodówki jestem w stanie wymieść. Ale ja mam pojemny żołądek :) Rozciągnięty przez lata...

      Usuń
    4. No i znowu muszę się z Tobą zgodzić. Musimy chyba zbudować drzewo genealogiczne, może spokrewnione jesteśmy? :P Cały dzień potrafię być taka zajęta,że nie czuję głodu. A po 21, jak Mini śpi, a ja mam wszystko ogarnięte, mój żołądek domaga się gorących tostów z serem, pieczarkami, kukurydzą i cebulą z majonezem i keczupem i sosem Tao-Tao :P Nie ma co się oszukiwać. Doskonale wiem skąd się te 30kg wzięło :/

      Usuń
  3. to ja zatem tylko tulę wirtualnie!!! mocno mocno tulę!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy czasami tak ma, że ma ochotę samemu sobie (pardon) dać w mordę.
      Często jedynym lekarstwem jest po prostu przeczekać.

      Usuń
  4. 30 kg nadwagi to sporo, bardzo sporo. Nie chcę Ciebie dołować, ale z tych 30tu jak nie przystopujesz, za 10lat może być 40 kg nadwagi, a tego chyba nie chcesz. Jak nie chcesz schudnać dla siebie, schudnij dla syna. By miał mamę bez nadwagi, zdrową, silną...
    ja też kocham jeść, a udało mi się razu pewnego schudnąć 16 kg... w ciąży przytyłam 26 kg, zrzucanie tych kg to inna bajka, więc wiem o czym mówię.

    A są i gorsze dni, a najprościej też zajeść stres. Ja tak robiłam, teraz staram się nie. Albo zjeść coś lekkiego.
    Polecam książki Michała Tombaka. Ja po tej lekturze schudłam bardzo dużo. są dostępne w wersji elektronicznej na necie, np na chomiku.

    No i głowa do góry! Masz cudownego syna, dla niego warto się starać, a gorsze dni się zdarzają, każdemu.

    ściskam;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję Ci rację, świadomość tego wszystkiego mam. Te 30 kg, to nadwaga licząc od wagi moich marzeń. Spokojnie wystarczyłoby schudnąć 20, ale to też masakryczne wyzwanie dla mnie.
      Książki poszukam - dzięki.

      Usuń
  5. Nie napisze Ci "wez sie w garsc", bo to rada zupelnie bezuzyteczna. Poradze za to, zebys omijala te "modowe" blogi z daleka. Ja tak robie. :) Jak sobie popatrze, to od razu dol mnie chwyta. Bo tam rzeczywiscie, dzieci urbane jak na wybiegu, mamusie zgrabne i modne, a ja? Po dwoch ciazach oponka na brzuchu jak byla, tak jest. Na udach celulit i rozstepy takie, ze cale lato nosilam spodenki do kolan, nie krotsze. W dodatku gustu brak, zeby te wady jakos zatuszowac, zakryc, zamienic w styl i szyk... Dlatego wole nie wchodzic i nie psuc sobie humoru. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomnialam napisac co do nozek Seby. Przeciez stopy i nogi dwulatka nadal sie ksztaltuja! Co ten lekarz wymysla? Dwulatek moze miec ciagle jeszcze poduszeczke z tluszczyku na spodzie stopy, stad wrazenie plaskostopia. A nozki moga sie wydawac "iksowate" bo sa nadal dosc krotkie (Bi tez takie ma). Jak to jest, ze lekarze bez powodu potrafia siac panike, a jak czlowiek naprawde ma problem, to go bagatelizuja? :(

      Usuń
    2. O, to dobrze, że nie tylko ja taka modowa ignorantka :) Bo nawet jeśli uda mi się fajnie ubrać Dziewczyny, to tylko przez przypadek :) Zresztą ja zawsze stawiałam na wygodę, więc może w jakiś sposób Je krzywdzę, ale u nas legginsy, spodnie sportowe i bawełniane bluzki dominują...
      Do tego ja się zawsze zastanawiam-skąd ludzie mają kasę na to wszystko :) Ja wiem, że są sh ale nie do końca wierzę jednak, że całą ta bogata garderoba pochodzi stamtąd.

      Usuń
    3. Kurczę, a ja lubię te modowe blogi. Sama uwielbiam Sebę wystroić, oczywiście na tyle, na ile pozwala nam zawartość garderoby. Moja osobista garderoba pęka w szwach, ale większość ciuchów ma więcej niż 5 lat i jest minimum o rozmiar za mała :/ A co do nóżek, to Pani Doktor powiedziała, że w tym wieku,to jeszcze naturalne i że mam tylko zadbać o porządne buciki. Na razie bez paniki.

      Usuń
  6. Mogę się dopisać do klubu samo dobijających się kobiet. Jak miałam mega doły, to dodatkowo puszczałam sobie dobijającą muzykę, żeby dobić się jeszcze bardziej.
    Ach, znam to uczucie i wiem, że łatwo nie jest. Mi pomogło założenie rodziny i częściowa akceptacja siebie, szukanie nowych rzeczy, które mogę robić i które zajmują mi myśli, np. dzierganie, bo myślami można się zamyśleć, a i tak człowiek nic nie wymyśli w tym stanie. Taka jesienna depresja, z drzew spadają liście, a z człowieka smutki i trzeba się w nich chlapać i moknąć. Nie wydaje mi się niestety, aby było na to lekarstwo, to trzeba przeczekać i rozglądać się za znakami, bo czasem są takie prześwity na lepsze. Dopóki nie pogodzisz się sama ze sobą, taka depresja będzie wracać co jakiś czas.

    To tycie z miesiąca na miesiąc też znam. Po prostu musi nadejść moment, aż znajdziesz w sobie siłę i motywację, nie ma sensu się do tego zmuszać, po prostu któregoś dnia wstaniesz i stwierdzisz, że pora się ogarnąć i ta potrzeba będzie płynąć z Twojej głowy bez żadnej presji z Twojego autoregulatora. Nie będzie "powinnam schudnąć", tylko "chcę schudnąć". Gdy wchodzę na blogi mam super lasek, zastanawiam się, jak one to robią. Albo czasem jeszcze się zastanawiam, jak to jest, że niektórzy mają wszystko - zdrowie, szczęście, zgrabny tyłek, pieniądze i robią świetną karierę - jak oni to to robią, że udaje im się to wszystko naraz? Gdy tymczasem taka Anna - marny puch ma może jedną czy dwie te rzeczy. Z drugiej strony pozwala mi to doceniać to, co mam. Choćby był to radosny poranek czy niezła piosenka w głośniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O raaany, jak dobrze, że to napisałaś. Jakoś głupio mi było przyznać się do tego, że zadaję sobie takie pytania. Ale skoro sama nie jestem, to się przyznaję. Nie umiem się pozbyć takich głupich myśli - czemu inni mogą i mają, a ja nie? A z drugiej strony przecież wiem ile osób patrząc na mnie, może sobie dokładnie to samo pytanie zadawać. Sama zła na siebie jestem, za takie myślenie, ale czasem nie potrafię nad tym zapanować :/

      Usuń
  7. Co do tych stylizacji dzieci, dla mnie jest to niezbyt ciekawe. W sumie to pewnie zostałabym uznana za bezguście, bo moje dziecko czasem jest ubrane ani do koloru, ani do fasonu, dobrze, że ma dwie takie same skarpety. :-) I nie to, że nie mam w szafie fikuśnych sukieneczek czy urokliwych sweterków dla małej, ciuchów ala nastoletnia panna - mam, dostałam, albo i nawet kupiłam nowe czy w lumpie... te ciuchy są po prostu niewygodne, mała najlepiej czuje się w luźnym dresie, gdy może pofikać nóżkami, a nie w spodniach z guzikiem i paskiem, które piją ją, gdy leży na brzuchu albo w dzieciowym modnym swetrze, który nie chce przejść przez głowę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, i tu popieram całym sercem! Bo jak widzę 3-4latki tak wystrojone, to ok, niech będzie, ale niemowlaki???? No tego już nie pochwalam, chociaż wiadomo-nie moja sprawa... A moja młodsza córcia nierzadko po domu chodzi w różnych skarpetkach, bo cwaniara sama je ściąga i potem gubi, a ja w biegu zakładam Jej akurat takie, jakie znajdę :)

      Usuń
  8. Według mnie czasami należy się poużalać nad sobą, wypłakać się i oczyścić z tego całego syfu który w Nas jest.
    Każdy dzień przynosi nam inne nowe możliwości, więc nie wiadomo co Cię jeszcze czeka ;)

    OdpowiedzUsuń