Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 7 października 2013

Niemal idealny weekend

Lubię takie weekendy.
2,5 dnia w ciągu których dużo się dzieje.
I tak: w piątek po pracy godzinny spacer, potem zakupy i na koniec spontaniczne spotkanie z K.
Równie spontanicznie pękły nam 2 litrowe wina.
Tematy głównie babskie.
Im puściej w butelkach, tym odważniejsze kwestie i wyznania :)
A po tym mocny sen.

W sobotę trochę porannego zalegania w łóżku. Ale dalej było już aktywnie. Półgodzinny poranny spacer, 3 godziny sprzątania - o dziwo - tym razem Mini mi pomagał! No przynajmniej się starał ;)
Obiad, półtoragodzinny spacer.
Telefon od T. (Czyli mojego Gościa). Dopiero dotarł do ZG. Idzie w miasto z K. jak skończą, to przyjedzie.
Ok. Jedziemy do Lidla, douzupełnić winne braki :) Szykuję sałatkę, wiem, że T. będzie późno, więc wołam sąsiadów.
Wypijamy wino :)
Dzieci idą spać - szybko ogarniam mieszkanie i siebie. I czekam.

czekam
...
czekam
...
budzę się o 6:30.

Wściekła jestem.
Nienawidzę jak ludzie to robią. Zmieniają plany i nie informują. Grrrrrr.
Domyślam się, że chłopaki musieli nieźle zaszaleć.

Półgodzinny spacer o 8 wietrzy mi głowę.

O 11:30 zbieramy się na kolejny spacer - nad staw. Stroję nas "przy niedzieli" :) Tuż przed wyjściem dzwoni służbowy tel.:
-"A dzień dobry!  moja zguba się znalazła"
-"Przepraszam, Martuś!!!!" - zapijaczony skacowany głos tłumaczy mi się, że wstydził się w takim okropnym stanie przyjeżdżać, więc wrócił do auta i tam spał.
I przeprasza jeszcze trzy razy.
Wybaczam.
Mięknę.
Zapraszam na obiad. Ale rosołku na kaca nie będzie, bo nie zasłużył.
Zdzwonimy się po południu.
Nad stawem schodzi nam półtorej godziny. Mini robi miliard zdjęć naszych butów i chodnika. Jeszcze wszystkich nie obejrzałam ;)
Karmimy "Kaka", czyli kaczki. Bawimy się na placu zabaw - ja na 10cm obcasie, Miniu w eleganckiej kremowej kurtce, a co tam!
Pusto nad stawem, mijamy tylko kilka osób.
Po półtorej godziny jedziemy na chwilę do Galerii Handlowej, musimy kupić mleko i odebrać w Rossmanie czekające na nas prezenty. 20 minut krążę po dwóch galeriowych parkingach. Szlag mnie trafia! Stoimy w korkach,nie ma żadnych wolnych miejsc. I bardzo dziwne, że nad stawem pusto. Przecież wszyscy są tutaj! Masakra jakaś! Ale mleko musimy kupić, bo się skończyło - wyjścia nie ma. Wciskam się w średnio dozwolone miejsce i biegniemy szybko do drogerii. Równie szybko uciekamy stamtąd.
W domu Seba pada sam na drzemkę - jak nigdy.
Wkładam mleka do szafki....w której oczywiście stoi jak byk jeszcze cały jeden karton :/
O losie!

Szykuję aromatyczne curry z Indyka.
Dzwoni T. Umawiamy się, że odbiorę go, po drzemce Syna.
Mini wstaje, zabieramy psa, wskakuję znowu w spódnicę i te wysokie obcasy (a troszeczkę Ci zagram na gulu, że wczoraj nie dotarłeś:P)  i jedziemy.
Spotykamy się z tyłu marketu. Wysiadam z samochodu, a z auta obok wynurzają się dwie zapijaczone, zapuchnięte gęby z przepraszającymi, pełnymi skruchy oczami.
Nie da się nie śmiać :)
Opowiadają gdzie byli, co robili i jak to odchorowują. K. pokłócony z żoną, jedzie na negocjacje.
My zabieramy T.
W domu T. otwiera wino, ja grzeję obiad. Jemy, pijemy, gadamy trochę, chociaż trochę zmęczeni jesteśmy.
Po obiedzie jesteśmy zmęczeni jeszcze bardziej... za to Seba dostaje zastrzyk energii. Szaleje, popisuje się przed T.
Zrzuca na siebie telewizor.
T. wyskakuje z pozycji szybciej niż ja, podnosi ciężkie pudło przeklęte. Oglądam dziecko, drżącymi rękoma. Wszystko całe. Młody nawet nie płacze.
Muszę się napić :P
Rozkładamy się na kanapie. Seba bawi się grzeczniej, my trochę z nim, a trochę oglądamy wszystkie "Top Chefy" i "Master Chefy" jakie lecą. Oboje lubimy gotowanie.
T. wyciąga rękę, otacza mnie nią, przytula. Opieram o niego głowę.
Leci Mini:
Mama! mama!
Mały zazdrośnik wdrapuje się na mnie. Zajmuje miejsce na moich kolanach, tuli. Śmiejemy się.
Za chwilę leci bawić się dalej. Ale wraca co chwilę. Ciągle "Mama, mama!" - nie da zapomnieć, że jestem tylko jego.
T. jednak wykorzystuje chwilę Sebastianowego skupienia nad chrupkami kukurydzianymi. Całuje mnie.
Trochę dłużej niż "cmok"...;)
Tego już za wiele dla Seby. Wpakowuje się pomiędzy nas. Bawi się T. klamrą od paska. T. głaszcze go po głowie.
Seba zaczyna się przekonywać.
Wdrapuje się na T. Opiera główkę na jego klacie, patrzy mu prosto w oczy i za moment obdarowuje cudnym uśmiechem aniołka. Jestem zaskoczona.
Od tego momentu nie daje T. spokoju.
Po kąpieli, przebrany w piżamkę wala się po nim, leży z główką opartą o jego udo, przytula go, daje mu buziaka nieproszony. Nie każdego tak hojnie obdarowuje.

"Chwilo trwaj!"
Patrzę na nich...na nas...jak urzeczona.
To najsłodsze popołudnie, jakie miałam od niepamiętnych czasów.
Tak słodkie i tak ulotne.
Takie krótkie.
W pokoju już prawie ciemno.
Mini wycisza się, leżąc na brzuchu T. On jedną ręką obejmuje i głaszcze mnie, drugą Sebastiana.
Czasie! Błagam...zatrzymaj się.
Zatrzymaj chociaż na moment.
Teraz jest tak dobrze.
Tak bezpiecznie.
Tak kompletnie.
Niby nic. Tylko kanapa, wino, tv i my. Taki banał.
Taki piękny, przesłodki banał.
Taki banał z moich banalnych marzeń.

Odnoszę Syna do jego pokoju, kładę w łóżeczku. Wychodzę do łazienki. Nie płacze. Jest spokojny. Zostawiam go więc... drugi raz tego dnia zasypia sam. Nie muszę siedzieć przy nim pół godziny i trzymać za rękę.
Co mu się dzisiaj stało?

Wracam do T.
Układam się w tej samej pozycji, w jakiej spędziłam połowę wieczoru -z głową na jego piersi.
Tuli, głaszcze...
dopijamy drugie wino.

Całuje
ma miękkie usta...

całuje
i takie duże, męskie, spracowane dłonie...

całuje
mrowią mi wszystkie synapsy, neuroprzekaźniki...kurczę, wszystko mi rozkosznie mrowi!

...

-"Mmm...Ile można czekać...?:)"

12 komentarzy:

  1. Dzielna Mama Kusicielka! No Kochana, to się weekendzik udał :) Za tydzień powtórka? Głupio to zabrzmi, ale jak przeczytałam, że Miniu zwalił na siebie tv, to mi ulżyło... W sensie, że Lila przewróciła dziś lampę, potem uwiesiła się na drzwiczkach od piekarnika a on się otworzył, i na koniec walnęła głową we framugę drzwi, czytaj mamy pierwsze wielkie limo na czole... A gdzie ja wtedy byłam? No obok byłam k... jego mać!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, Seba jest na etapie totalnej kaskaderki. Podsuwa sobie stołki, taborety ...wszystko, co daje radę przesunąć i wiecznie się wspina. Staje na blat w kuchni, na stół, na szafki, biurko... Nie mam już pomysłu, gdzie chować rzeczy, które powinny być poza jego zasięgiem, bo tak mu się ten zasięg powiększył ;/ A telewizor poleciał już drugi raz :/
      A co do powtórki z mojej ..hmmm randki ;)....to niestety. Ani za tydzień, ani za dwa...może znów za półtora miesiąca, a może za dłużej? Albo i wcale. Tak jak pisałam kiedyś - to znajomość bez przyszłości`: 700km i jego kompletnie niestały tryb pracy. Ale to nic. Cieszą mnie takie momenty, jak te, które opisałam :) Jakaś się przyjemność w życiu należy :P

      Usuń
  2. Jest wszystko co chciałam przeczytać ;-)
    No może poza tym akapitem z Minim i telewizorem.
    I oby te chwile wróciły
    Bo tak niewiele do szczęścia potrzeba .
    Czytam ponownie i aż mi weselej na sercu .
    Fajny był ten Twój weekend ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie? Też myślę, że fajny. Uśmiecham się pod nosem na samo wspomnienie :)

      Usuń
  3. Milo poczytac, ze chociaz ktos, gdzies super spedzil weekend! I (bardzo nieladnie) zazdroszcze! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejuuu normalnie aż mam wyrzuty sumienia, że musiałaś to przeczytać po tym, jaki sama miałaś weekend :*

      Usuń
  4. Piękny post :) Piękny weekend! Ja to bym chętnie książkę przeczytała o Was! Tak piszesz super, że wciąga wciąga i chce się kartkę przewrócić! Napiszeeesz, coooo???? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O raaany, Polly, wielką mi przyjemność sprawiłaś tym komplementem. Dziękuję!!!
      Kiedyś marzyłam, żeby napisać książkę, ale coś mi się wydaje, że za mało mam fantazji. Jednak blogowanie jest prostsze ;)

      Usuń
    2. Do pisania książki nie potrzeba fantazji... Nie jest tak, że siadasz i piszesz... ale zbierasz materiały, formujesz postać, nadajesz jej charakteru... i stawiając się w jej sytuacji tworzysz dialogi i to jak widzi świat :) To jak praca doktorska :) Piszesz ją nawet kilka lat :) a to, ze dobrze się Ciebie czyta kochana to stwierdzony fakt. Pomyśl :)

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że miły weekend za Tobą :)
    Podpisuję się obiema rękami i nogami pod stwierdzeniem, ze nienawidzisz jak ktoś zmieniają plany nie informując Cię o tym.. Oj tak... wrrr....

    A niedzielne popołudnie cuuudne :) Ja miałam podobnych kilka dni... wiem doskonale co czujesz i co masz wtedy w głowie :) Ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie, że masz takiego Gościa! I takiego Minia. :)

    OdpowiedzUsuń