Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 21 października 2013

Blizny na moim sercu

Spotkałam wczoraj moją taką Pierwszą Prawdziwą Miłość. Nie widzieliśmy się 3 lata. Przywoził do mnie swoją żonę, czyli moją kuzynkę...
Wysiadł z auta, wyściskał mnie... i kurczę, choć wolałabym tego nie robić,to jednak muszę się przyznać - dziwnie mi się zrobiło.
Coś w tym jest jednak.
W tym micie Pierwszej Miłości.
I w tym stwierdzeniu, że Stara Miłość nie rdzewieje.
Nawet po 10 latach tkliwość jakaś pozostaje.
I ta myśl...czy gdyby to się nie skończyło, czy moje życie potoczyłoby się szczęśliwiej?

Mocno przeżyłam rozstanie z G. Myślę, że ból tego rozstania był nawet porównywalny do tego, jaki czułam, kiedy zrozumiałam, że J. nie kocha i nie pokocha ani mnie, ani naszego, rosnącego w moim brzuchu dziecka.
Pamiętam przepłakane wieczory.
Pamiętam jak K. prowadziła mnie pod rękę spod domu G. kiedy jasno mi powiedział, że to musi być koniec. Nogi dosłownie się pode mną uginały.
Pamiętam jak ryczałam Miśkowi dniami i nocami, a on ciągle przy mnie był, pełen braterskiej cierpliwości.
G. sam po latach, nie potrafił mi wyjaśnić czemu tak zrobił. Do dzisiaj do końca nie wiem.
Bo przecież było dobrze.
Naprawdę to był fajny związek. Oboje tak uważamy.
Chyba tak do końca, nigdy tego nie odżałuję. Zawsze jakaś maleńka zadra zostanie.

Wracaliśmy wczoraj autem z W-cha do ZG.
Mini spał całą drogę. Kajka, przy foteliku zwinięta w kłębek.
A ja myślałam.
Przeglądałam te moje Miłości.
Wszystkie nieszczęśliwe.
Jedna bardziej od drugiej.

Pierwszy "prawdziwy" chłopak - "licealne love". Krótko i intensywnie. To była pierwsza weryfikacja wyobrażenia vs. rzeczywistość o tym , jak wygląda "związek".

Potem był M. - oszust. Zostawił mnie z dnia na dzień, ukradł komórkę. Potem okazało się, że miał żonę i dziecko. Nie zdążyłam się w nim zakochać, ale oddałam coś cennego z siebie. Potem żałowałam.

Po maturze właśnie G. W nim zakochana byłam tak na 100%, na zabój, na amen! Chyba niestety za wcześnie się poznaliśmy.
Moja kuzynka miała więcej szczęścia...a oni poznali się oczywiście przeze mnie.
To dopiero ironia losu :P

Kolejny był J. i jego pierwsze wejście do mojego życia.
Po 2 latach od rozstania z G. udało mi się zaangażować naprawdę.
Ale tak, jak już to kiedyś opisywałam - było bosko, do momentu, w którym on zawinął się do UK i przepadł.

Następnie W. - 4,5 roku razem. Miał być ślub. Był psychiatryk. Tej historii nie opiszę tu nigdy. Żal mi, że tak wyszło. Naprawdę szczerze mi tej Miłości żal, bo W. kochałam mocno. Ale nie miałam siły o tą miłość zawalczyć. Nie wiem dlaczego...wypaliłam się gdzieś po drodze. Dopadł nas kryzys, dowaliła choroba... a wszystko wydarzyło się w złym momencie.

No i na koniec spektakularny powrót Pana J. I największy Ból. Dwa złamane serca na raz. Bo czułam, że złamał i moje, i nienarodzonego jeszcze Sebastiana. Że wyrwał mi te serca oba, rozpieprzył o ziemie, napluł, zdeptał i takie dogorywające pozostawił.
Tylko ja jedna wiem, ile kosztowało mnie reanimowanie ich przez całą ciążę i po porodzie. Nie chcę nawet tego wspominać. Chociaż wraca to nieraz. Czasem sama się dziwię, że dałam radę. Nie wiem jak...trochę jak przez mgłę to wszystko pamiętam. Rysa zostanie na zawsze. Nie da się tego w żaden sposób wynagrodzić, zamazać, zapomnieć. Zawsze już będzie się to za mną ciągnąć.

Nie mam szczęścia w Miłości.
A jeśli kiedyś miałam, to może nie rozumiałam, że to jest właśnie to.
Może sama zaprzepaściłam okazje?
Bo pomiędzy tymi wypisanymi, było jeszcze kilka, czy nawet kilkanaście innych znajomości, które dla mnie dzisiaj nie mają większego znaczenia.

Ślepe uliczki na krętej drodze po Szczęście.
Dalej nią kroczę. Chyba aktualnie znajduję się w jakimś niezwykle ciemnym, baaaardzo długim tunelu.
Czy i kiedy pojawi się wreszcie światełko na jego końcu?
Mało mam już siły.
Tak bardzo jestem znużona.
Szukaniem,
błądzeniem,
czekaniem,
karmieniem się nadzieją...

Zmęczona

mocno


13 komentarzy:

  1. Co do tego jak się teraz czujesz, mogę tylko snuć domysły, więc nie poratuję Cię ani dobrymi radami, ani ponadczasowym, ale jakże mnie wkurwiającym osobiście "Nie martw się, będzie dobrze"... Napiszę tylko, że mimo tego okaleczonego serca, poranionej psychiki, tej długiej miłosnej drogi jaką już przebyłaś, życzę Ci żebyś jednak spotkała na swojej drodze kogoś, kto zabliźni te rany, przywróci wiarę, będzie przyjacielem, partnerem, kochankiem w jednym...
    Twój wpis przypomniał mi o mojej wielkiej miłości, i nie mam tu na myśli mojego męża. Tomka poznałam jak miałam 17lat i to była taka miłość na 300procent, dziś wiem jedno-za wcześnie się poznaliśmy. Nie będę się dziś rozwodzić nad szczegółami, bo w za bardzo depresyjnym nastroju jestem, u siebie o tym pisać nie mogę, bo temat działa na męża jak płachta na byka (nie dziwię się) po prostu są w naszym życiu ludzie, na wspomnienie/na widok których zawsze ciut mocniej serce zabije, nawet jeśli już tego nie chcemy, a w głowie echem odbije się myśl "Co by było gdyby?" Ja tych myśli bardzo nie chcę, bo mimo wszystkich wzlotów i upadków kocham mojego męża, ale ta miłość jest inna-na pewno dojrzalsza, ale i spokojniejsza. A mi czasem brakuje tego wariactwa z Tomkiem, Boże co myśmy wyprawiali... Przynajmniej do grobu zabiorę piękne wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt - wspomnień do grobu zapakuję całe kieszenie. I tych dobrych, ale i tych bolesnych niestety. Pocieszenia dzisiejszym postem nie szukam...ot takie myśli mnie wczoraj naszły po prostu na widok uśmiechu, który tak straszliwie kiedyś kochałam. I jak zawsze musiałam się podzielić moimi rozważaniami, bo przecież gdzie, jak nie tutaj mogę to wszystko ze swoich barków i głowy przeciążonej zrzucić? :)

      Usuń
    2. Wiesz co, teraz dopiero pomyślałam, że mi by chyba było strasznie ciężko w tej sytuacji z G. Raz, że do końca nie znasz powodu rozstania, a dwa, że jednak G.jest w Twojej rodzinie... Spróbowałam sobie wyobrazić, co by było gdyby Tomek był z jakąś moją kuzynką i ... nie potrafię. Nie potrafiłabym chyba spotykać się z Nimi. Jest taki rodzaj bliskości, że ciężko w ogóle przełknąć fakt, że ta osoba śpi koło kogoś innego, z kimś innym je śniadania... I wiem, że to absurdalne, bo przecież w naszej sytuacji to ja odeszłam, to ja pierwsza ułożyłam sobie życie z Marcinem, ale kiedy dowiedziałam się, że Tomek się żeni... Wiesz, o czym mówię? Racjonalnie wytłumaczyć tego się nie da. Kiedyś rozmawiałam o tym z Tomkiem i w jakimś sensie mi ulżyło, bo powiedział, że ma tak samo, widząc moje zdjęcia z mężem i dziećmi...
      Dobrze, że jest ta blogosfera, właśnie po to, żeby coś z siebie wyrzucić, ubrać w słowa, przeczytać raz jeszcze i... żyć dalej, zdystansować się może trochę, poznać opinię innych...
      Nie wiem czym zasłużyłam sobie na to szczęście, ale odchodząc będę miło wspominała moje wszystkie związki, bardzo niewiele ich było, bo najkrótszy trwał 2lata, ale wszystkie były udane i z tymi chłopakami do dziś mem serdeczny kontakt. Najtrudniejszy paradoksalnie był i jest związek z moim mężem. Za to inne "niemiłosne" wspomnienia już nie zawsze są takie kolorowe, więc i te przykre też zabiorę kiedyś...
      Trzymaj się Martuś!

      Usuń
    3. a ja nie oglądam się za siebie,nie analizuję "co by było gdyby...."to psychiczny masochizm,którym już się nie katuję.Facetów jest całe mnóstwo,musisz szukać-sam rycerz się nie zjawi.Życzę Ci całego serca faceta,który Was pokocha i który zatrze tamte wspomnienia sprawiając,że będziesz budziła się uśmiechnięta u jego boku.A nawet jak nie znajdziesz super faceta to masz super syna i to też wielki dar od losu.Ja się rozkoszuję swoimi Aniołami,delektuję się chwilami pełnymi szczęścia a mąż jest,obok,ale jest i nie wyobrażam sobie,że mogłoby go nie być.Czasem nie trzeba wielkiej szalonej miłości żeby żyć razem.Weź to też pod uwagę....pozdrawiam :)

      Usuń
    4. Dzięki, kobity za wszystkie słowa wsparcia i zrozumienia i za życzenia dziękuję również :)
      Matko Aniołów, z Wielkiej Szalonej Miłości trochę już wyrosłam chyba...ale znowu brać co jest, tylko po to, żeby spodnie były w domu, to w sumie do niczego nie jest mi to potrzebne. Po prostu musi coś kiedyś zatrybić i na to czekam i tego właśnie szukam :)

      Usuń
    5. Dokladnie! Tak trzymaj:-)
      Jak ma sie byc z kims z braku laku to lepiej byc samemu bo wtedy co to za zycie...

      Usuń
  2. No tak.. rzeczywiście mamy podobne historie z facetami :) Ja zaczynam doszukiwac się w tym podłoża psychologicznego, a konkretniej relacji z rodzicami... dlaczego nie układa Nam się w życiu osobistym?... ale pamiętaj, ze nie ma co żyć przeszłością... tak już byłaś. Idź przed siebie... zadbaj o dobrą przyszłość dla Was :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się nie żyć przeszłością, ale wymazać jej się nie da. To ona złożyła się na to kim jestem teraz i kim będę dalej. Jest częścią mnie i jest ważna. Przyszłości się boję. A tu i teraz marnuję. Jakoś to trzeba poukładać.

      Usuń
  3. Poniekad jakbym czytala o sobie...
    Tez sadze nie mam szczescia w milosci...
    Wierze resztka nadzieji, ze ten moj facet gdzies jest. Zycze bys Twoj znalazl Ciebie;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja Tobie życzę tego samego. Wierząc naiwnie, że te wszystkie historie bez happy endu, to tylko wyboje na drodze do tej ostatniej, co się zakończy słowami "i żyli długo i szczęśliwie..." :)

      Usuń
  4. Dobrze, ze nawet "sercowe" rany kiedys sie zablizniaja... A my wchodzimy w nowy zwiazek, moze ostrozniej, ale nadal z nadzieja na happy end.
    I zycze Ci, zeby ten Rycerz na Bialym Koniu wreszcie zjawil sie w Twoim i Sebcia zyciu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz , to takie przykre jak się jest samotnym w tłumie . Boli bardzo . Wiem , że na codzień się o tym nie myśli , ale jednak te myśli wracają notorycznie .
    Ze "starymi" miłościami to jest tak, że troszkę je idealizujemy . Mając lat naście inaczej spoglądaliśmy na świat , inne były nasze marzenia i oczekiwania, inny próg tolerancji . Z wiekiem nabieramy doświadczeń i zmieniamy swoje oczekiwania . Nie ma nic złego we wspomnieniach o starej niezardzewiałej miłości .

    Liczę tylko, że nowa - z happy endem nadejdzie w najmniej oczekiwanym momencie .
    Bo ona gdzieś jest . Wierzę w to bardzo . I że ten "moment" jest o krok od Ciebie .

    OdpowiedzUsuń
  6. dramatycznie ... ja jak odpuscilam totalnie i chcialam sie tylko bawic i bawic, to poznalam meza. mowilam na poczatku - taka tam wakacyjna milosc i tyle... a jednak cos wiecej :) mloda jestes, moze jakies portale pomoga, w dzisiejszych czasach, to nie wstyd korzystac z takich rzeczy. kumpela po rozwodzie szuka m.in. w taki sposob bratniej duszy :)

    OdpowiedzUsuń