Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

piątek, 27 września 2013

Prawda w oczy kole.

Ale CZAD!



Patrzę na to zdjęcie i widzę jaka głupia jestem, że porzuciłam marzenia. A właściwie nie tyle głupia, co leniwa.

Zawsze brakowało mi silnej woli i samozaparcia. A także motywacji i wiary w siebie.
I tak już zostało.
Chociaż motywacja jest przecież. Sebastian to moja największa motywacja.
A ja ciągle tchórzliwa.
I już nie chodzi, żeby dążyć do tego, aby kiedyś nam zrobiono takie zdjęcie. Za mało czasu. Nawet gdybym dzisiaj zaczęła, to on już na pewno będzie większy ode mnie, nim skończę :)

Boję się zmian i zdecydowanych ruchów. Ryzyka się boję.
Boję się, że obowiązki mnie przerosną, że nie dam rady.
I dlatego tkwię.
Tkwię, patrzę na innych wokół mnie i wstyd mi.
W niczym nie jestem szczególnie dobra.
Niczego specjalnego nie potrafię.
Nie wiem, co tak naprawdę chciałabym w życiu robić.
Zarabiam najgorzej z moich znajomych. W dodatku w zawodzie, w którym ludzie zwykle zarabiają dużo lepiej. Ale boję się zmienić pracy, bo tu przecież jest super atmosfera i ludzie. I posada pewna. I wypłata na czas.
Tylko taka skromna ta wypłata.
A przecież chcę jeszcze korzystać z życia. Wychodzić i wyjeżdżać. Synowi pokazywać świat, ubierać nas fajnie...
Nie stawać przed dylematem, czy kupić kanapę, bo tańsza, czy śliczny narożnik, który zawsze chciałam mieć.
Do dupy jestem i nie mam siły, by to zmienić.
Nie wierzę w siebie.
Nic a nic.

Pomysł padł, żeby emigrować. Nie bardzo daleko.  Lecz jednak zmienić wszystko: pracę, miasto, kraj, otoczenie, znajomych, tryb życia.
Nie potrafię podjąć decyzji.
Tak bardzo się boję.
Wiem jakie konsekwencje niosą za sobą moje ryzykowne decyzje, niejedną taką już podjęłam. Nie wiem czy którakolwiek miała rzeczywiście pozytywne skutki.

Wstyd mi za siebie. Przed samą sobą. Przed Sebą.
I przed innymi też.
Bez ambicji jestem.
Ot co.


****

Powrót Syna równie boski, co ciężki. Na nowo przywykam do trybu, wymagającego ode mnie 100% wydajności. A on wcale nie ułatwia. Nie winię go. Myslę że chyba też usiłuje się odnaleźć na nowo w naszej rzeczywistości. I przyzwyczaić się, że znowu jest niewyspany, niewyspacerowany i niewyżyty, siedząc w tym cholernym mikroskopijnym żłobku.

Jutro jego impreza urodzinowa, a my oboje w nastroju wisielczym.

19 komentarzy:

  1. Marta !!! Teraz będę na Ciebie krzyczeć ! Nie jesteś ani tchórzem, ani osobą bez ambicji ! A co Ty myślisz, że ludzie decyzje o zmianach podejmują w pięć minut ?
    Że tak hop siup zmieniają miejsce pracy, zamieszkania czy nawet partnera życiowego ? Nie !!!
    To są poważne zmiany . I nie ma nic dziwnego w tym , że się boisz .
    Masz Synka i bierzesz odpowiedzialność za Was dwoje . A to tylko potęguje strach przed zmianami. Ten strach świadczy o Twojej dojrzałości ! Jesteś dojrzałą, odpowiedzialną Kobietą . A to , że została w Tobie krzta szaleństwa powoduje, że marzysz o trochę innym życiu . BO JESTEŚ AMBITNA . I nie chcesz do końca życia tkwić w tym samym miejscu. Dla siebie, dla Sebastianka .
    Myślę jednak , że brak takiej pełnej stabilizacji w Twoim życiu nie pozwala Ci iść krok do przodu. Dlatego stoisz w tym samym miejscu .
    Gdybyś nie miała Sebastianka pewnie z lekkością podejmowałabyś decyzję o totalnych zmianach . Bo samemu możemy ryzykować . Ale Dziecku nie chcemy stwarzać niepewnego jutra .
    JESTEŚ ODPOWIEDZIALNĄ MAMĄ przede wszystkim . A to jest zaleta a nie wada .
    O zmianach myśl intensywnie . Ale nic na siłę . Na wszystko jest czas , ale tez wszystko w swoim czasie .
    I głowa do góry , moja Ty DZIELNA MAMO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to już sobie chlipnęłam....
      Dziękuję! Za każde słowo dziękuję. I za ogląd inny.
      Na razie jeszcze nie dociera do mnie do końca, ale przetrawię i wrócę do niego. Takie afirmacje, to chyba moja ostatnia deska ratunku.

      Usuń
  2. No to Anetka pokrzyczy na nas dwie...
    Bo ile jest mnie w tym tekście, to tylko ja jedna wiem... Dużo by pisać. Oczywiście chciałabym wiele, wiele zmienić w sobie, w swoim życiu. Marzenia to mam takie ambitne, że za troje by wystarczyło. Tylko dlaczego jakaś siła trzyma mnie w tej czarnej dupie przeciętności i nie pozwala nic zrobić?! Też w niczym nie jestem szczególnie dobra, też sama nie wiem, co chciałabym robić, do tego mój zawód-hoho, notu to mam ogromne pole do popisu-socjolog... Nie muszę pisać, że ani dnia w zawodzie nie przepracowałam. I fakt, że o wszystkie spieprzone decyzje życiowe mogę winić tylko siebie, średnio mi pomaga... Czasami mam wrażenie, że tak mi życie minie na zastanawianiu się co dalej, i na tkwieniu w tym jednym miejscu, i będę tak sobie patrzała na Innych i w duchu Im zazdrościła... Jedyne co mnie pociesza, to to, że chyba dobrze, że swoich wad i błędów jestem świadoma...
    Trzymaj się Dzielna Mamo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście , że nakrzyczę ! A ile znasz ludzi szczególnie utalentowanych ? No dobra , a ile w pełni zadowolonych ze swojego życia ? A takich , którzy są w czymś szczególnie dobrzy ???

      Naprawdę nie trzeba mieć jakiś wielkich talentów . Nie to czyni z nas fajnych/wartościowych ludzi .
      A zawód - kurcze co o swoim przyszłym zawodzie może wiedzieć 18-tolatka ? Bo mniej więcej w takim wieku wybiera się studia . Albo 14-tolatka wybierająca szkołę średnią i swój przyszły zawód ?

      Dziewczyny , ja zanim zaczęłam robić to co robię też błądziłam . ALE SAMA MOGŁAM SOBIE POZWOLIĆ NA ZMIANĘ/RYZYKO . Bo gdybym źle zadecydowała to co najwyżej ja chodziłabym głodna .
      Naprawdę zupełnie inaczej podejmuje się decyzję nie mając Dzieci, a inaczej , gdy się Je ma . Tu wszystko trzeba milion razy przekalkulować . Milion .
      Bo Dzieci są najważniejsze .
      A Wy jesteście WSPANIAŁYMI MAMAMI i to Was wyróżnia z tłumu . A same dobrze wiecie, że bycie Mamą to jedna z najtrudniejszych ról z jaką przychodzi się zmierzyć .

      I nie chcę więcej słyszeć , że jesteście TCHÓRZAMI BEZ AMBICJI . Bo będę krzyczeć !!!

      Usuń
    2. Anetka, jak Ty tak piszesz, to mi jeszcze bardziej głupio i wstyd i w ogóle... I na pewno masz rację. Bo mamą być łatwo nie jest-prawda, ale tyle mam godzi to z pasjami, ambitną pracą zawodową... Ja największego doła mam co do tego, że nadal nie wiem co chciałabym robić itd.

      Usuń
    3. Anetka dużo prawdy, w tym co mówisz i jakie znajdujesz wyjaśnienia. Ale ja też pamiętam o tym, że w ciążę zaszłam, mając lat 27...i do tego czasu też nic spektakularnego nie zrobiłam ze swoim życiem. Pracowałam sobie w biurze, w weekendy w knajpie - kasy na mnie jedną było w sam raz i tak sobie w tym siedziałam, nie zastanawiając się jaki to będzie miało wpływ na dalsze moje życie. A teraz nagle lat mam zaraz 30, kasy dwa razy mniej niż wtedy , a możliwości jakieś 90% mniej. Zmarnowałam czas. I o to jestem na siebie zła :(

      Usuń
  3. Przepraszam, że piszę, może nie powinnam bo właśnie przed chwilą tu trafiłam, przeczytałam jednego posta (a raczej pochłonęłam!) i może nie powinnam tutaj mądrości żadnych prawić...ale czuję że muszę, bo chciałam napisać, że ja mam to szczęście, że jest ten trzeci puzzel co to zarabia na nas, co pomoże i w ogóle jest, ale mimo wszystko ja wiecznie niezdecydowana, wiecznie smutna, zła, zestresowana, przejmuję się byle błahostką. Też nie wiem co chcę w życiu robić, ciągle plany zmieniam, nie potrafię decyzji podjąć żadnej i też patrzę na innych i podziwiam i też bym tak chciała, ale tyłka ruszyć się boję i zmierzyć się ze światem....a Ty akurat jesteś osobą, która u mnie w grupie tych co podziwiam, zawsze sobie myślę jak dają sobie radę mamy co to same dzieci wychowują, do pracy muszą śmigać! Nigdy moim zdaniem nie ma tak że jest idealnie, że zawsze będziemy się czegoś bać i chcieć czegoś więcej, czegoś innego...Dlatego trzeba pamiętać o tym co mamy i co daje nam prawdziewe szczęście bez względu na wszystko! Wiedz, że są ludzie którzy Ciebie podziwiają i uważają że jesteś bardzo silną i dzielną Mamą!!!! Odwagi Kochana!!!! Będę tu wpadać i sprawdzać czy lepiej i dorzucać swoje parę groszy jak pozwolisz!!! Ja też chcę być bardziej odważna i chcę zmian więc siedzimy w tym razem poniekąd :) Trzymaj się mocno!!! Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję Ci za komentarz. I za całą moc przemiłych słów. Niezmiernie mi przyjemnie, że się tutaj zatrzymałaś i zechcesz zaglądać w dalszym ciągu. I cieszę się, że nie jestem sama z tym moim marazmem. Może to nie powinno być pocieszające, że inni też tak mają i nie za dobrze się z tym czują, ale jednak trochę jest ;)

      Usuń
  4. Jesteś dzielną mamą, odkąd mam dziecko, rozumiem jak ciężko musi być mamie, która swoje wychowuje sama. Dla Ciebie praca to być lub nie być, bo możesz liczyć tylko na siebie, dlatego nie dziwię się, że trzymasz się swojej pracy kurczowo, chociaż masz kiepskie zarobki, zwłaszcza, że atmosfera i ludzie są w porządku. Jeśli na razie nie czujesz się na siłach, aby coś zmieniać w życiu, to nie warto jest zmieniać to na siłę. Kto wie, może za te 2 lata lub krócej albo dłużej, życie naprowadzi Cię samo na trop i wtedy taka zmiana nie namieszałaby u was tyle, ile teraz. A może jest opcja, aby spróbować nowej pracy w innym miejscu, ale nie zamykać furtki do tej starej, np. bezpłatny urlop na kilka miesięcy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo to też jest do przemyślenia i pewnie do zrobienia. Może masz rację, że jeszcze trochę czasu potrzebuję. Mam wrażenie, że powoli dojrzewam do myśli o takich zmianach. Tylko chyba to, że dzieje się to powoli, też mnie męczy, bo ostatnio mam wrażenie, że czas mocno przyspieszył, a życie przecieka mi przez palce. Boję się starzeć :(

      Usuń
  5. Jakbym czytala o samej sobie...
    Ja tez zawsze zaluje, ze Matka Natura nie obdarzyla mnie jakims szczegolnym talentem czy pasja.
    Niby lubie moj zawod, ale nie jestem pewna, czy chcialabym go wykonywac przez reszte zycia...
    Pracuje w obecnej firmie prawie 8 lat. Wiem, ze w mojej branzy mozna zarobic znacznie wiecej niz moja glodowa pensyjka (serio, sama nie utrzymalabym siebie i dzieci, w zyciu!). Maz od zawsze powtarza mi, zebym szukala nowej pracy, albo chociaz porozsylala cv, zeby zorientowac sie w lokalnym rynku. Ale mi tu gdzie jestem dobrze, mam stala, (mam nadzieje) bezpieczna posadke, nie ma problemu z wyjsciem wczesniej lub wzieciem dnia wolnego jak trzeba pojsc z dzieckiem do lekarza lub cos zalatwic. Wiem ze szef mnie ceni, a reszta pracownikow lubi. I tak sie zasiedzialam, a lata plyna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo świat się chyba dzieli na tych, którym zmiany przychodzą bardzo łatwo i na takich jak my...

      Usuń
    2. O własnie! I to są też te argumenty, które tak mocno trzymają mnie w tej firmie. Tak samo mogę sobie wyskoczyć coś załatwić, nikt się na mnie nie wścieka, kiedy dziecko chore, urlopy mogę brać kiedy mi pasuje.
      Są rzeczy, które są równie ważne, co i pieniądze....o ile nie ważniejsze...bynajmniej dla mamy, która ma wszystko wyłącznie na własnych barkach.

      Usuń
  6. Majus jestes najdzielniejsza osoba jaka znam. Jak mam jakis slaby dzien i zero energi zawsze mysle o Tobie i o tym ze ty nie madz czasu na marudzenie tylko trzeba dawac z siebie wszystko dla sebusia... zobacz na swoj blog jak wplywasz na ludzi. Pisanie to twoj dar! Opisywanie z lekkoscia tzeczy ktore ciezko pojac, przyciagasz rzesze czytelnikow bo po prostu masz talent a twoje zycie jest baardzo ciekawe. No to buziole!moj Sebus juz taki duzy! K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja najdzielniejszą? Dla mnie to Ty właśnie jesteś wzorem! Taka młoda wyleciałaś całkiem sama za ocean!!! Na takie coś, to ja bym się w życiu nie zdecydowała. Ani wtedy, ani teraz tym bardziej! Tyle miałaś tam ciężkich momentów, tyle musiałaś nawalczyć, żeby Twoje życie wyglądało tak, jak wygląda. Ja przy tym wszystkim to jestem mały pikuś. Ja tylko na fali wydarzeń płynę i mam wrażenie, że stery przejął ślepy los. A Ty swoje stery od lat trzymasz twardo we własnych rękach.

      Usuń
  7. Mam nadzieję, że imprezka urodzinowa się udała i przebiegła w pozytywnych nastrojach :)

    Co do ryzykowania... hahha
    Ja zawsze ryzykowałam.. tez różnie na tym wychodziłam i wychodze... Zaczynając od imprez i kontaktów z nieznajomymi kolesiami.. kiedy to impreza przenosiła się do czyjegoś mieszkania... zawsze byłam z moją kumpelą więc w miarę czułam się bezpiecznie, ale jak przypomne sobie niektore akcje to dochodze do wniosku, że tyle razy mogła stać mi się krzywda... Jednak największym ryzykiem jakie przeżyłam to dwa dni po obronie mgr...zostawiłam pracę, rodzinę, znajomych i poleciałam do Stanów na pół roku do kolesia z netu. Można?
    Wiesz.. kto nie ryzykuje ten nie ma. Wiem, że z maluszkiem jest ciężej... Doskonale to wiem... bo przede mną będzie kolejna decyzja... Kraków czy pozostaję tu gdzie jestem? I też będę musiała zmienić wszystko.
    Osobiście zmian się nie boję, ani ryzykować.. bo gdyby to ode mnie zależało to poukładałabym sobie co mam do załatwienia przed wyjazdem, zorganizowałabym przewóz rzeczy i heja... Tylko teraz na bank nasłucham się od rodziców..., ze tam mi z Kubusiem nikt nie pomoże itd...
    Rodzice pomogli mi w najcięższym momencie mojego życia (zapewne wiesz co mam na myśli) wiec cieżko mi powiedzieć "PA"... z drugiej strony to moje życie.
    A bezpieczna posadka i pewna pensja, to w dzisiejszych czasach bardzo dużo...mając dziecko i mieszkając samemu. Ja też mam taką posadkę... ale chcę ją zostawić bo nie rozwijam się tam. Tylko jeszcze nie wiem czy będę zmieniała miejsce zamieszkania.. więc wszystko wstrzymuje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nasza Ty Dzielna Mamo, napisz jak imprezka i jak nastroje, bo tylko Marta o tym pamiętała, jak większość z nas zaczęła utożsamiać się z pozostałą częścią posta.
      Zgodzę się z Martą, trzeba ryzykować-ale wiecie, ja w teorii i radzeniu innym jestem zajebiaszcza :)
      A co do ryzykowania typu imprezy, obcy kolesie... Oj tu mama dwóch córek też by mogła coś napisać :) Się działo :)

      Usuń
    2. Hehe ryzykowne imprezy to sama przyjemność :P Myślę, że gdyby moje życie mogło być jedną wielka imprezą, to czułabym się z tym wszystkim, i sama ze sobą dobrze :P
      Ale niestety impreza dawno już skończona. A dorosłe życie i decyzje niosące za sobą daleko idące konsekwencje, jakoś chyba jednak mnie przerastają. Może dlatego tak dobrze się czułam przy samcu alfa. Chyba jestem zmęczona odpowiedzialnością za swoje życie i błędy, które w nim popełniłam...

      Usuń
    3. Kurde Ty to potrafisz mnie rozgryźć... No nie będę ukrywała, że mój mąż to ta osoba, która pozwala mi na moje słabości i niedoskonałości. Tylko marne to pocieszenie w sumie. Bo owszem facet alfa to jest podpora i w ogóle, ale i tak żeby być w pełni szczęśliwą trzeba by było chyba wyłączyć myślenie. Bo owszem facet alfa poprowadzi w życiu, ale od myślenia o własnych niezrealizowanych marzeniach. planach, o tkwieniu w jednym punkcie nie uwolni, z tym muszę się akurat mierzyć sama każdego dnia :( A fakt, że mój mąż się super realizuje zawodowo pomaga mi po chuju po prostu. Nie zrozumcie mnie źle-cieszę się z Jego sukcesów, w końcu to też przekłada się na naszą sytuację finansową itd, ale... Ale gdzieś jest ten żal, cholera wie do kogo, dlaczego nie ja? Co jest ze mną nie tak? Czy to brak wiary w siebie, kompleksy, czy może realna ocena własnych możliwości udupiają mnie w tej szarej codzienności bez polotu, gdzie mam wrażenie, za 10lat będę dokładnie w tym samym miejscu, tylko... 10lat starsza.

      Usuń