Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 23 września 2013

Mamuśka ma wychodne - czyli kolejny weekend bez Sebka.

Bastka dalej nie ma. Tato przywiezie go najprawdopodobniej jutro.
Dziwne to, ale trochę już przywykłam do jego nieobecności. Nie żebym mniej tęskniła! Przeciwnie - z każdym dniem tęsknię coraz mocniej.
W sobotę widziałam go przez skype'a, jak spiulkał spokojnie. Bebuś mój kochany!

Ale w wielu sytuacjach podczas weekendu, okazało się to wygodne, że jestem sama.

I tak: w piątek po pracy odebrałam od A. kilka rzeczy potrzebnych na sobotnią niespodziankę, zaprowadziłam auto do sprzątania wnętrza, w międzyczasie zrobiłam zakupy.
Auto wysprzątane, nie wykupowałam jednak prania tapicerki, tylko samo "odświeżanie" (cokolwiek to znaczy)....no i nie był to dobry pomysł, bo na "odświeżonej" tapicerce bardziej widać wszelkie plamy i zacieki :P Ale prać przed zimą nie ma sensu. Na wiosnę to zrobię.
Wieczorem zabrałam się za porządki w mieszkaniu- skończyłam o północy. Kuchnia i łazienka prawie na błysk :) Wszelkie zakamarki, kratki wentylacyjne i kąty zostały  wyczyszczone. Byłam z siebie dumna!
W sobotę spałam- !!! UWAGA !!!! do 9:45 i gdyby nie telefon od A. spałabym dłużej. To chyba rekord od kiedy Seba się urodził.
Sprzątania ciąg dalszy - tym razem pokoje. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jeszcze dziś rano cały ład jest prawie nienaruszony ;) Szkoda, że do soboty tak nie zostanie - ominęłaby mnie powtórka przed Urodzinkami Bebcia.
Potem sobie leniuchowałam - kawka + internet, kąpiel w pachnących olejkach, peeling, maseczka, manicure. U. przyszła zapleść mi dobieranego na imprezę. Później jakoś czas zaczął mi się kurczyć, natomiast rozdzwoniły się telefony, i ostatecznie jak zawsze miałam lekki poślizg przed wyjściem. Ale zdążyłam.
A niespodzianka wyszła idealnie!
A. przyszła do Palmiarni z T. na romantyczną kolację. Usiedli przy stoliku dwuosobowym, złożyli zamówienie.  A. powiedziała, że ma dla T. jeszcze małą niespodziankę, ale musi jej zaufać i dać sobie związać oczy. Zgodził się. My w tym czasie cichutko wyszliśmy z tajnego pokoju dla VIPów i ustawiliśmy się, przy długaśnym stole, nakrytym dla 40 osób, który schowany był za palmami. Kiedy A. przyprowadziła T. i zaczęła odwiązywać chustę z oczu, zaczęliśmy śpiewać "100 lat". Mina T. bezcenna. Jeszcze wczoraj był w szoku.
Chyba z miliard razy, w trakcie imprezy powtarzał A. jaka jest niesamowita i jak ją kocha.
Ahhhh...aż im pozazdrościłam.
A. naprawdę dopięła wszystko na ostatni guzik.
I razem wyglądali tak ślicznie. Nie mogłam się na nich napatrzeć.
Szczęściarze z tych moich Przyjaciół :)

Siedzieliśmy do 3 (chociaż knajpę o 2 zamknęli), przy wychodzeniu mieliśmy kłopoty z zapakowaniem się ze wszystkimi prezentami i jedzeniem, które zostało. No i niestety przed wejściem spadła z wózka megadroga Whisky i roztrzaskała się w drobny mak. Auć!
No ale niezrażeni tym, udaliśmy się we 4 na afterparty do A.i T. Wróciłam do domu o 4:30, odwieziona taksówką przez miłego Pana Ginekologa, który chyba miał ochotę jeszcze kontynuować imprezę u mnie. Pożegnałam go jednak grzecznym buziakiem pod wejściem i uciekłam spać :P
Co gorsza nie mogłam usnąć! I tym razem nie wypiłam żadnego red bulla, i tylko jedną kawę! Ehhh to chyba jakiś objaw "się starzenia" :P Kiedyś mogłam spać do 15 po imprezie, a teraz?
No ale, korzystając z możliwości przeleżałam do 16 w łóżku, z powtórkami w TV i "Nowym obliczem Grey'a"
Później pojechałam do A. i T. powspominać wydarzenia poprzedniego wieczoru. Obejrzeliśmy na VOD "Niemożliwe". Świetny film, z tym że , zamiast popcornu , warto przygotować do seansu pudło chusteczek. Pierwszy film, na którym ryczałam praktycznie od początku do końca! A. i T. zresztą też. Dawno takiego wyciskacza łez nie oglądałam. Polecam :)
Jest to prawdziwa opowieść, o rodzinie, która przeżyła falę Tsunami. Pogubili się pod wodą i próbują odnaleźć. Wielką rolę odgrywają tutaj dzieci i przyznam szczerze - gdybym nie była matką, pewnie nie ryczałabym aż tak. A gdybym nie była matką-stęsknioną-bardzo-za-swoim-synkiem, płakałabym trochę mniej. Ale ta kompilacja sprawiła, że naprawdę - łzy ciekły mi ciurkiem, z nosa kapało i naprawdę musiałam się już powstrzymywać, żeby nie zacząć zawodzić do księżyca :)
Z zapuchnięta twarzą, wracałam przez miasto, w którym trwało wielkie święto, z okazji zdobycia przez Falubaz tytułu Mistrza Polski. Musiałam jechać dookoła, bo takie tłumy kibiców wyległy ze stadionu, że główne ulice były nieprzejezdne. Zachwyca mnie to zielonogórskie oddanie dla żużla. Sama fanką nie jestem, nawet na meczu żadnym nie byłam nigdy, ale doceniam , bo fajnie popatrzeć na takich prawdziwych kibiców. A tu chyba 3/4 mieszkańców to zagorzali kibice, kochający swój klub :)

W ten oto sposób zakończyłam swój samodzielny weekend. Przeleciało szybko, udało mi się zrobić trzy razy tyle, ile normalnie robię kiedy Miniu jest w domu. Samo wczorajsze zebranie się do A. i T. zajęło mi 15 minut, a zwykle trwa to z godzinę dłużej, bo nagle okazuje się, że Seb musi się wyspać, zjeść obiad, przebrać, trzeba go zapakować, powalczyć z nim przy wsiadaniu do auta itd :) Żadnego oglądania filmów i goszczenia się przez 4 godziny też oczywiście nie ma.
Tak więc stwierdzam, że czasami naprawdę warto.
Ale teraz już zamieniam się w jedno wielkie oczekiwanie.
I do piątku - jestem tylko i wyłącznie mamusią synusia :P
A w piatek przyjedzie do nas A. i rozpoczniemy szykowanie urodzinkowej imprezy! :) Przyjdzie łącznie 15 gości...oj będzie się działo :)

6 komentarzy:

  1. Pewnie gdybym miała spędzić samotny weekend, także zabrałabym się za gruntowne porządki. To straszne. :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihi, ja jak tak w niedzielę leżałam do 16, to już miałam wyrzuty sumienia, że tak marnuję czas :P A przecież jeszcze pralnia nie uprzątnięta! To wszystko naprawdę jest straszne :P

      Usuń
  2. Ech, tez bym sobie pospala do 9:45... Albo chociaz do 8, cholera! :)
    A co do porzadkow to chyle czola! Moja chalupa taka niedoczyszczona bedzie chyba przez nastepnych pare lat... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie mów Agata... No wychodzi na to, że Dzielna Mama ma teraz z nas najczyściej. I powiem Wam, że na co dzień to nawet nie mam czasu się porządnie wnerwić na ten syf we wszystkich zakamarkach, ale przychodzą takie chwile, że gdzie nie spojrzę, albo gdzie nie zajrzę tam burdel i już wtedy wiele nie trzeba, żeby miała ochotę zrównać chałupę z ziemią :)

      Usuń
    2. Miałam najczyściej do wczoraj! Tajfun wrócił i już nic nie leży na swoim miejscu :D

      Usuń
  3. Kochana to nic zlego, ze czasem faktycznie chcemy pobyc same, i rzeczywisice wtedy jakos wiecej rzeczy udaje sie zalatwic.

    OdpowiedzUsuń