Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

piątek, 18 listopada 2016

Ten ostatni piątek i ostatnia sobota i ostatnia niedziela...

Ostatni weekend Matki Polki na pełny etat.
Od poniedziałku mama wraca do pracy.
A nie, sorry...
Mama nie wraca do pracy, tylko idzie do pracy. Nowej.
Co oczywiście wcale nie działa uspokajająco, ani kojąco.
Wcale też pocieszające nie jest, że do chwili obecnej nie jestem pewna, czy zdecydowałam jak należy Kilka dni temu pojawiła się propozycja, przez którą czuję totalne rozdarcie.
Decydująca była wizja zarobienia milionów monet....tylko, że właśnie głównie WIZJA, bo rzeczywistość może okazać się różna i mam tego pełną świadomość.

Ciężko mi jest.
Z ciężkim sercem odbiorę dzieciom moim ich czas i oddam cholernemu transportowi.
9 godzin poza domem. 9 godzin z dala od dzieciaków. 9 godzin, w czasie których nie będę mogła zrobić niczego dla nich. Poza tym, że zarobię.

Siedzę i planuję...jak to wszystko rozwiązać. Jak pogodzić te obowiązki. Jak być w 100 procentach matką dzieciom, matką pracującą, fitmamitą i matką-perfekcyjną panią domu.
Gdzie to wszystko zmieścić?

O wszystko się boję.
Że się nie sprawdzę, że będę tęsknić i że w dodatku z powodu zmniejszenia ilości ruchu urośnie mi z powrotem dupsko, a nie oszukujmy się - ciężko pracuję od dwóch miesięcy nad jego zmniejszaniem. I to też kosztuje mnie wiele.

Staram się jakoś pozytywnie nakręcać.
Czasem nawet się udaje.
Może byłoby łatwiej, gdybym miała pewność, że idę tam, gdzie rzeczywiście moje miejsce.... ale nie mam.
To kolejny początek.
Który to już raz zacznę od nowa?
Od kiedy się przeprowadziłam , czyli od 2,5 roku to będzie czwarty raz.
Każdy jeden jest okrutnie stresujący.

Rozmowy o pracę to wkrótce będzie moja nowa specjalizacja. Niczym mnie już nie zaskoczą. Ani quasi-podchwytliwymi zagajeniami, rodem z taniego podręcznika do marketingu, ani nagłym przejściem w rozmowie telefonicznej z polskiego na niemiecki a z niemieckiego na angielski.

Zatem i początki w nowej pracy nie  powinny  już robić na mnie wrażenia.... ale robią.
Zawsze się boję, czy sprostam wymaganiom i jaka będzie atmosfera.
Te częste zmiany odebrały mi poczucie własnej wartości jako pracownika i specjalisty w swojej dziedzinie.
Dlatego naprawdę - wcale nie jest mi lekko.

No ale nic.
Czas znowu spiąć poślady i sprostać nowemu wyzwaniu.
Koniec najdłuższego i ostatniego urlopu, jaki miałam.

Chociaż córka mi fajnie urosła w tym czasie.
I taka samodzielna się zrobiła.
Z czterozębnym, szerokim uśmiechem na twarzy do żłobka wjeżdża.

Tyle dobrze ;)






3 komentarze:

  1. Martusiu, wrzuć na luz. Nie da się być idealną pod każdym względem. Im wcześniej sobie to uzmysłowisz i ustalisz hierarchię potrzeb, tym będzie lepiej, i dla rodziny, i dla Ciebie.
    Nie zarzynaj się!!! Nie daj się zwariować!!!
    Będzie dobrze, jesteś mądrą, rozsądną i wartościową kobitką.
    Nie zapominaj o sobie, dbaj o siebie - to na pewno dla Twoich kochanych najważniejsze.
    Powodzenia. Trzymam kciuki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Odkąd wrzyciłam na luz życie wydaje się piękniejsze. Trzeba zmienić priorytety życiowe;) na tą chwilę łapie każdy moment z życia dzieci a że rzeczy w szafie nie zawsze sa poukładane czy np nie wszystko wyprasowane? Kit z tym;)

      Usuń
  2. Hej, hej! I jak po pierwszym tygodniu? Mam nadzieje, ze nowe miejsce jest przyjemne, a Ty juz lapiesz rytm! :*

    OdpowiedzUsuń