Jest przewrotna.
Bywa niedobra.
Smutna i zawsze przynosi coś przykrego.
Jedyny wyjątek, sprzed roku, czyli narodziny naszej córeczki, w najsmutniejsze święto, to chyba był wyjątek potwierdzający regułę.
Za 4 dni druga rocznica utraty ciąży.
Nie przeżywam tego na co dzień, ale zwykle koło tej daty zaczyna mi się przypominać.
Przemykają obrazy przed oczami, tej krwi, pustego USG...
W tym roku wszystko to wraca jeszcze bardziej.
Dwie bliskie mi dziewczyny straciły swoje ciąże.
Już wiem, że to statystycznie bardzo częste.
Wiem, że człowiek jakoś daje radę to przeżyć i podnieść się po tym.
Ostatecznie jest też w stanie zdecydować się na kolejną próbę.
Tak, na szczęście, działa nasz kobiecy instynkt.
Ale znam tak dobrze to uczucie rozczarowania, pustki...wielkiej straty.
Straconych marzeń i wyobrażeń, które, czy chcemy, czy nie, już od momentu ujrzenia drugiej kreski na teście, zaczynają kiełkować w głowach i sercach.
Znam dobrze cały ten ból i chyba dlatego bardzo przeżywam, kiedy ktoś bliski musi także przez to przejść.
Strasznie mi przykro i smutno.
I jak zwykle - Świat wcale nie ma zamiaru się zatrzymać.
Ja tez nienawidze jesieni. A listopada szczegolnie... Nawet fakt, ze to miesiac moich urodzin, mi go nie oslodzi. A rok temu, kilka dni po 1 listopada, ciaza biochemiczna, okazala sie tym, czym byla - ciaza biochemiczna. Mial byc prezent urodzinowy, a zostalo tylko gorzkie rozczarowanie... :(
OdpowiedzUsuń