Dzień niemal jak co dzień.
Choć od początku nieco jakby inny od standardowego poniedziałku.
O 7:30 wyłączyłam budzik i rozpoczęłam poranny proces, motywujący mój mózg do podjęcia pracy i zmuszenia reszty ciała , by wstała z łóżka.
Nagle jednak poczułam ruchy obok mnie.
Kochane ręce okryły troskliwie kołdrą zmarznięty mój tyłek (czy Wy też, gdy śpicie w koszuli nocnej, macie notorycznie gołe poślady?Czasem zastanawiam się po co ja kupuję w ogóle nocne koszule, skoro i tak śpię w nich naga już od pasa w dół) i szybko dotarło do mnie, że z jakiegoś powodu nie muszę dziś wstawać.
M. wspaniałomyślnie zaprowadził Sebka do przedszkola, wyprowadzając przy okazji Kajkę i kupując sobie bułki do pracy. Krótko mówiąc, odbębnił za mnie całą robotę.
Ja na spokojnie ogarnęłam Mychę, a nim M. wrócił udało nam się jeszcze obu zapaść w krzepiącą drzemkę, z której o 9:30 obudził mnie zapach czekającego na mnie śniadania.
Raaaaju poranek marzeń :) I to jeszcze w poniedziałek!
Odwdzięczyłam się, a jakże :)
Niestety może nie do końca tak, jakbym chciała.... ale zupą bananową z curry ;)
M. poszedł do pracy, a my z Alicją i Kajką na spacer.
Pierwszy po tygodniowej przerwie.
Prawie cały miniony tydzień byłam chora, Mała też lekko zakatarzona. Poza tym zasypało nas śniegiem i to tak konkretnie. Później to wszystko się roztapiało, więc sto pięćdziesiąty raz obrzydliwa chlapa, a do tego 4 dni totalnej mgły. Od środy do soboty w ogóle nie wychyliłam nosa z domu. Nawet z psem.
Dzisiaj za to dotleniłyśmy się zdrowo całe dwie godzinki.
Odebrałyśmy Sebka, odprowadziliśmy psa, po drodze zachodząc na plac zabaw i do sklepu. Odwiedziliśmy Bratową i Kuzynki. Wieczorem zadzwoniliśmy do Babci, pobawiliśmy się chwilę, pokąpałam towarzystwo, poszykowałam na kolejny dzień i siedliśmy w końcu we troje w Sebciowym łóżku na codziennie wieczorne czytanie.
I gdy się już tam umościłam, to jakoś bezwiednie westchnęło mi się chyba trochę ciężko.
Seba spojrzał na mnie pytająco "Ciooo?"
"A nic, trochę męczące to życie z Wami" - odpowiedziałam z półuśmieszkiem
"Ale my Cię kochamy!" - wybrzmiała odpowiedź.
Mój uśmiech w tamtym momencie spokojnie oświetliłby całe osiedle.
Co najmniej kilka razy dziennie zapewniamy się z Sebastianem o wzajemnej miłości. Ale to dzisiaj... wypowiedziane przez niego w tej sytuacji - jak gdyby rozumiał, że czasem to bycie mamą kosztuje, jakby nie było, sporo sił.
I w dodatku powiedziane w imieniu obojga...
To dzisiejsze "kochamy", było wyjątkowe :)
A dopiero co przedwczoraj, po obejrzanym filmie, powiedziałam Miśkowi, że kiedy byłam młodsza, planowałam, że w przyszłości będę czytać filmy. W sensie, że będę lektorem. I że w ogóle, to zawsze chciałam i nadal chciałabym pracować głosem.
M. stwierdził, że przecież czytam - dzieciom codziennie bajki.
Zaśmiałam się, że fakt, ale za to mi nie płacą.
"Płacą. Miłością Ci płacą" - odpowiedział
I rzeczywiście.
W dodatku codziennie mam Dzień Wypłaty.
A dzisiaj to nawet z premią :)
No i widzisz Martuś - okazuje się , że jesteś bardzo bogata ! I że w tym bogactwie zasługujesz rownież na premię . I niech ta premia " wpływa " jak najcześciej . Niech dodaje skrzydeł :-)
OdpowiedzUsuńSebuś jest boski ! Taki prawdziwy mały mężczyzna . Juz wie , jak wywołać uśmiech
Fajnie Masz,takie śniadanko do łóżka: )))
OdpowiedzUsuńTaka premia jest warta wiecej niz najgrubsze konta bankowe!
OdpowiedzUsuńJa tez cenie sobie takie male bonusiki, szczegolnie ze strony Bi, bo ona czulosci staruszkom skapi, za to Nik rozdaje chetnie i szczodrze! :)