Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

czwartek, 3 marca 2016

Chuściak

Gdy Sebastian przekształcał się z małego bąbla w małego chłopczyka, wyprzedawałam, lub oddawałam sukcesywnie wszelkie niemowlęce akcesoria.
Bujaczki, maty, maleńkie śpioszki, laktator, sterylizator...wszystko poleciało dalej, służyć innym maluchom.
Do głowy mi nie przyszło zagracać miejsce tymi rzeczami, które przecież miały już być niepotrzebne. Tak się to przedstawiało, na ówczesną chwilę.
Było jednak kilka przedmiotów, które zachowałam. Trochę "na pamiątkę". Żal było mi oddawać, czy sprzedawać, bo czułam się z nimi jakoś emocjonalnie związania.
Wśród tych kilku rzeczy były dwie ulubione ciążowe koszulki, pierwszy sebciowy pajacyk. I chusta. Taka do noszenia :)

W czasie drugiej ciąży, to właśnie chusta, była jednym z tych akcesoriów, na których ponowne używanie czekałam z niecierpliwością.
Niestety przy jesienno/zimowych dzieciach, chustowanie jest nieco trudniejsze. Ciuchy grubsze, kurtka przydałaby się dwuosobowa.
Chusta zatem czekała cierpliwie na wiosnę.
Nie wytrzymałam jednak tak długo i już w grudniu, w któryś cieplejszy dzień, omotałam nas i poszłyśmy na pierwszy chustowy spacer. Mycha zasnęła już w trakcie wiązania.
Drugi chustowy raz, odbyłyśmy w galerii handlowej. I tam znowu poczułam to COŚ. Cudownie było mieć chuścioszka prawie twarzą w twarz. Alinia najpierw długo patrzyła mamie w oczy. A później z zainteresowaniem rozglądała się po obiekcie.
Nie mogłam się doczekać, kiedy znowu będziemy mogły gdzieś pójść w ten sposób.
Zaczęłam też szukać nowych wiązań, przypominać sobie jak to funkcjonuje.
I wciąż miałam nieodparte wrażenie, że wiem za mało. Że możliwe, iż jako samouk coś robię nie tak.

Tutaj muszę się  przyznać, że o ile przy Sebie byłam matką wyluzowaną....chyba po prostu nie miałam czasu na skupianie się na szczegółach, o tyle przy Alicji jest inaczej.
Szczerze mówiąc, trochę mnie "tryknął" macierzyński pierdolec ;) A może tak mi się wydaje...może po prostu stałam się mniejszą ignorantką, niż do tej pory.

W każdym razie, doszłam do wniosku, że wiedzę o chustonoszeniu należałoby pogłębić.
I właściwie chwilę później, jak z nieba, spadła mi wieść o warsztatach chustowych.
Pech chciał, że data nie pasująca.
Tym większa była moja radość, gdy już po planowanej dacie, okazało się, że warsztaty się nie odbyły, a w związku ze zmianą terminu, zostały wolne miejsca.
Ochoczo nas zapisałam i w ten sposób, w niedzielę rano powędrowałyśmy z Alicją na spotkanie z doradcami.

Zdziwiłam się, gdyż grupa okazała się nieliczna. To jednak zadziałało in plus, bo nasze doradczynie, mogły udzielić więcej indywidualnych rad.
Zajęcia trwały 3 godziny, które w moim odczuciu minęły, jak z bicza strzelił.
Zdążyliśmy przerobić właściwie tylko trzy wiązania - kangurka, kieszonkę i wiązanie chusty kółkowej.


Jednak merytorycznej i praktycznej wiedzy zdobyłam ogrom.
Ułożenie nóżek, kręgosłupa...rozróżnienie na sposoby wiązania dziecka niesiadającego, a siadającego - wcześniej miałam o tym wszystkim ledwie blade pojęcie!
Zorientowałam się również, że wybór chusty, jakiego dokonałam 4 lata temu, nie był najszczęśliwszy. Kupiłam niedrogą chustę tkaną splotem prostym. Dziewczyny dla porównania pożyczyły mi chusty tkane skośno-krzyżowo. Różnica ogromna. Zupełnie inaczej pracuje materiał.
Dowiedziałam się, że źle dociągałam kangurka, że muszę zwracać uwagę na kilka szczegółów.
A przy tym wszystkim, upewniłam się, że Alicja jest urodzonym chuściochem - zamotana była niezmiernie zadowolona.
Po trzech godzinach trenowania bolały mnie ręce od ramion po palce.
I wciąż czułam niedosyt. Chciałam poznać jeszcze więcej wiązań, wypróbować jeszcze inne chusty, pytać i sprawdzać, czy na pewno robię wszystko ok.
Atmosfera w grupie była super i żal było wychodzić. No ale niestety czas był ograniczony.

Po powrocie do domu ogarnęłam swoje wrażenia i zaczęłam się zastanawiać co należy kupić. Czy nową chustę, czy lepiej ergonomiczne nosidełko.
Już już skłaniałam się do nosidełka - z powodu obaw, że jednak nie motam nas zbyt dobrze, często z pośpiechu i będzie z tego tylko szkoda dla Niuńki.
Jednak, gdy podzieliłam się tymi wrażeniami z dziewczynami, które prowadziły warsztaty, szybko przekonały mnie, że jestem w błędzie. Podobno robię to dobrze, nabycie wprawy, to kwestia czasu, a Alicja cudownie nadaje się do noszenia w chuście.
Przekonały mnie ;)

Spędziłam więc kilka ostatnich dni na poszukiwaniu nowej chusty.
Na warsztatach zachorowałam na jedną :


 Piękna chusta Pellicano.
Znalazłam stronę producenta. A tam nie dość, że ceny powaliły mnie z nóg, to modele niedostępne. Ani ten, ani żaden praktycznie...a wszystkie cudne.
Podołączałam do grup chustowych, przetrzepałam olx i allegro...niestety. Zakup tego marzenia to ok. 600zł.
Zdrowy rozsądek nie zezwolił na taki wydatek.
Przy okazji również zorientowałam się, że to nawet nie jest najdrożej, bo chusty "chodzą" i po przeszło 1000zł.
Nie mam pojęcia jak to ocenić.... pierwsze, co przyszło mi do głowy, to "fanaberia".
Czy naprawdę trzeba wydać aż tyle?
Może gdybym była totalną chustoświrką i ten sposób, był jedynym środkiem transportu Alicji....ale taką kasę, to my wydaliśmy na wózek 3 w 1. Pojęcia nie miałam, że niespełna 5-metrowy kawał materiału może mieć taką cenę.
Znalazłam więc coś innego, za co zapłaciłam kwotę - w moim mniemaniu bardzo sensowną, a i tak 2 razy wyższą, niż za pierwszą naszą chustę. Oczywiście "dizajn" już nie ten. Ale myślę, że ją polubimy.
Nie mogę się doczekać aż dotrze :)



I tak na nowo stałam się chustomamą. Bardziej świadomą niż poprzednio. I wydaje mi się, że dłużej będziemy praktykować motanie i noszenie.



Z całej filozofii rodzicielstwa bliskości - tulenie jest właśnie tym elementem, za którym przepadam.
Tulić, kochać, obejmować! Małą główkę opartą mieć na piersi i całować pachnące cieniutkie włoski.
Uwielbiam!
A chustowanie właśnie na to wszystko nam pozwala.
Bez bólu rąk i pleców.

Już zarażam koleżanki... i z niecierpliwością wyczekuję wiosennych chustospacerków :)






Wszystkie zdjęcia, wykorzystane w tym poście należą do Magdy Chmielewskiej https://www.facebook.com/Kangurek-Doradca-Noszenia-ClauWi-669769036487503/timeline



3 komentarze:

  1. Ale rozkoszniak! Ja niestety wiele rzeczy po Elizie też powydawałam...
    Heh, ceny faktycznie- konkretne. No to czego Wam życzyć? Pięknej wiosny, i to jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Marzylam aby moje dziewczyny lubily byc otulone w chuscie ale one to mrowki w majtkach Addy chodzila jak miala 8 miesiecy Emily jak ma 9 miesiecy!! masakra.... nie bylo mowy o tym aby je otulac ehh... Majus slicznie wygladacie/ kama

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czekam z niecierpliwością na wiosnę by móc w chuscie wychodzić. Teraz młodą w domu czasem tak noszę,wcześniej kangurek z przodu,teraz już podwójny x.Ale cudnie wygladacie takie zamotane! Alicja sliczniutka: )))

    OdpowiedzUsuń