Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Tradycyjnie...

No musi być podsumowanie.
Co roku musi być.
Robię to, przede wszystkim dlatego, by móc zebrać w całość wszystkie dobra, jakie w minionym roku otrzymałam.
W spokoju, samotności, ciszy, pochylić się nad nimi
i podziękować.

Mi już wypada tylko dziękować.
Zresztą, zwykle staram się robić właśnie to.
Mniej planować, mniej oczekiwać...czerpać z tego, co mam tu i teraz.

Zaglądnęłam do podsumowania, które pisałam przed rokiem:

 "TAKIEGO roku, jak mój 2014, to nie było. 
Chyba nigdy.  

Poprzedni styczeń przyniósł tak spektakularną, nieoczekiwaną, choć przecież wymarzoną od dawna zmianę, jakiej się nie spodziewałam.  
Miłość przyniósł."

Tak pisałam.
Dzisiaj właściwie mogłabym napisać dość podobnie.
Bo 2015 rok przyniósł mi...jeszcze więcej Miłości.
Jeszcze jednego maleńkiego człowieczka do kochania.
Trzy kilo i 52 centymetry maluśkiego ciałka, które pomnożyło Miłość w naszym Domu przez miliard!

"[Marzę...]o tym, by nadszedł dobry czas na naszą dzidzię. Nie musi być w tym roku...poczekam cierpliwie. Niech tylko będzie dobry dla naszej trójki i dla Niej od początku do końca."
To moje zeszłoroczne urodzinowe życzenie.
Spełnione.  

Chociaż zanim to się stało, zdarzyło się jeszcze parę innych ważnych rzeczy.

W styczniu staraliśmy się jak najbardziej optymistycznie wejść w nowy rok.
Urządziliśmy super imprezę z okazji Miśkowych 30 urodzin.
Ja zaczęłam planować na nowo swoje życie zawodowe.

8 luty 2015 - ta data będzie mi już towarzyszyć do końca życia. Wtedy pożegnaliśmy mojego ukochanego Dziadzia. Jak dotychczas, to najgorsze, najsmutniejsze rozstanie w moim życiu. Na samo wspomnienie stają mi w oczach łzy.
Mija rok, a mnie nadal ciężko jest się pogodzić z tym, że Go nie ma.
Ciężko mi również z myślą o końcówce jego choroby. Nie chciał, aby TO wyglądało w ten sposób.
Ja nie chciałam Go pamiętać takiego, jakim był w ostatnich miesiącach. Niestety już tych obrazów nie wymażę z pamięci.
Mimo wszystko jednak, kojarzyć mi się będzie z tym wszystkim, co w moim życiu, a przede wszystkim w moim dzieciństwie było najwspanialsze.
Wciąż mam nadzieję, że jeszcze gdzieś się spotkamy...

Marzec przyniósł nam ospę.
Najpierw przechorował ją Sebastian.
Męczył się bidulek bardzo, a ja plułam sobie w brodę, że go nie zaszczepiłam.
Wszyscy wtedy cierpieliśmy razem z nim...
a już po chwili my również byliśmy chorzy.
I prawie w tym samym czasie, dowiedzieliśmy się, że po raz kolejny udało nam się stworzyć Nowe Życie.
Jednak połączenie obu tych zdarzeń wywołało ogromny strach.
Całe dni czytaliśmy o połączeniu ospa+ciąża.
Pytaliśmy różnych lekarzy.
Bałam się bardzo.
Bałam się stracić ciążę
Bałam się, że jej nie stracę, ale dziecko urodzi się chore.
Bałam się, że trzeba będzie podjąć decyzję...

Na szczęście ospę przeszłam łagodnie, a każde kolejne badanie USG wskazywało, że nasze dzieciątko rozwija się zdrowo.

W kwietniu rozpoczęłam nową pracę.
Może nie do końca była to praca marzeń, ale zdecydowanie najlepsza, od kiedy rozstałam się z moją ukochaną firmą, wyprowadzając się z Zielonej Góry.
Poznałam fajnych ludzi, odetchnęłam. Pracowało się super.


Kolejne miesiące, to głównie rozkoszowanie się cudownym moim stanem.
Wielokrotnie już pisałam o tym.
Miałam ciążę, o jakiej marzyłam. Przeżywaną we troje.
To było niezwykłe, radosne oczekiwanie. Pomimo ospowych wątpliwości, pełne spokoju i wiary w to, że będzie dobrze, Czułam się wspaniale. Pracowałam, tańczyłam(nawet wystąpiłam w teatrze)...nieustannie wspierana przez M. i całą rodzinę, spełniałam po raz ostatni tę najpiękniejszą Misję.

W maju dowiedzieliśmy się, że w Brzusiu mieszka mała, wymarzona dziewczynka.
Po długich negocjacjach wybraliśmy jej imię :)
A w Dzień Matki urodziła się Emily - druga córeczka mojej Przyjaciółki K.

Lato upłynęło pracowicie, jednak wolne dni staraliśmy się spędzać rodzinnie. Jeździliśmy razem na ryby, urządzaliśmy biwaki pod namiotem. Było super! Zamarzyliśmy o camperze, albo chociaż przyczepce kempingowej.
Jeszcze tego nie zrealizowaliśmy, ale wszystko przed nami :)
6 sierpnia urodził się Wojtuś - drugi synek mojej Przyjaciółki A.

Również latem miało miejsce kolejne przełomowe i bardzo ważne wydarzenie. Wyjątkowe nie tylko w 2015 roku, ale w całym moim życiu. Bo wszystko wskazuje na to, że już więcej się nie powtórzy - 10 sierpnia przyjęłam oświadczyny Miśka.
Całe lata marzyłam i wierzyłam, że zaręczę się z Miłością mojego życia. I oto spełniło się kolejne pragnienie. W dodatku na plaży o zachodzie słońca...nie mogło być cudowniej!
W 2016 rok wchodzę oficjalnie jako Narzeczona ;D

We wrześniu obchodziliśmy 4 urodziny Sebcia W tym samym czasie przestałam już pracować i zaczęłam przygotowywać nas na pojawienie się Alicji.

No i 1 listopada 2015...kolejna data na liście najważniejszych w moim życiu.
Urodziłam naszą wspaniałą córeczkę. Zdrową i uroczą.
Przeżyłam drugi poród bez znieczulenia i jestem z siebie dumna. A właściwie to z nas, bo przeszliśmy przez to razem.
Od tamtego dnia, wciąż dziękuję Losowi, że się udało. Że ospa nie zaszkodziła ciąży i dzieciątku naszemu.
Dziękuję za kolejny, piękny przewrót życiowy. Za drugi najcenniejszy dar, jaki otrzymałam.
Stałam się mamą dwójki dzieci i uważam, że to cudowne :)

W Boże Narodzenie ochrzciliśmy Alicję Maję, po 5 dniach skończyłam 32 lata i dzień później już składaliśmy sobie noworoczne życzenia.

Właściwie nie miałam nawet kiedy, tak porządnie się zastanowić czego ja bym sobie życzyła na ten kolejny rok.
Chłonę w ostatnim czasie to moje życie i mam wrażenie, że właśnie wyciskam z niego wszystko,co najlepsze.
Nie chcę być jednak przesadnie zachłanna.
Staram sie być pokorna wobec Losu.
Poza pracą, mam wszystko.
Więc tej pracy, bądź jakiegoś sensownego pomysłu na swoje życie zawodowe, życzę sobie samej.
A poza tym, aby po prostu trwało to, co jest. Aby Miłość i Zdrowie były nieustające.

Myślę, że to będzie rok naszych dzieci. Najprawdopodobniej moje życie będzie kręciło się głównie wokół nich. I bardzo mnie to cieszy. Mam zamiar realizować się macierzyńsko, bo gdy byłam samodzielną mamą, musiałam w jednym czasie realizować się we wszystkich sferach życia jednocześnie, na żadnej nie skupiając się w 100%. Teraz sobie odbiję :)

Ślubu w tym roku nie planujemy.
Przynajmniej na razie....bo któż to wie, co nam do głów strzeli.
Tak się przyzwyczailiśmy do natłoku ważnych zdarzeń, że może nam ich zabraknąć ;)
Realnie jednak myśląc, wygodniej będzie odłożyć to na później.

Sama już nie mam pomysłu, co jeszcze wyjątkowego może się stać i czego przełomowego możemy dokonać?
Może Los nas zaskoczy?
A jeśli nie, jeśli będzie po prostu rodzinnie i spokojnie, to też naprawdę super.
I wcale nie będzie mi przykro, jeśli za rok o tej porze napiszę, że to był wyjątkowo nudny rok, w którym nie przytrafiło nam się nic naprawdę wyjątkowego ;)





4 komentarze:

  1. Piękny ten wpis. Dużo, dużo ciepła i miłości się z niego "wylewa". I to jest wspaniałe. I nadal niesamowite :) Że aż tak bardzo, w tak krótkim czasie, może się zmienić czyjeś życie. To daje nadzieję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta Ty zawsze wszystko pieknie ujmiesz :) podpisuje sie pod Twoimi slowami ktore daja nadzieje.

      Usuń
  2. Rok 2015 podstawil 2016-emu wysoka poprzeczke. Zycze, zeby ten ostatni jednak mu dorownal! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Majus normalnie masakra!!! Do tej pory nie moge uwierzyc jak to wszystko sie poukladalo... kto by pomyslal, prawda? Nalezy Ci sie to szczescie I aby trwalo wiecznie! Buziole/ kama

    OdpowiedzUsuń