Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

niedziela, 22 listopada 2015

Szczególne daty i zdarzenia

Życie naszej mniejszej pociechy, właściwie już od początku nierozłącznie splatało się z różnymi znaczącymi momentami.

Informacja o jej poczęciu zakończyła wyjątkowo ciężki okres w życiu naszej rodziny.

Nim test pokazał dwie kreski, pożegnaliśmy ukochaną Babcię, a 2 miesiące później Dziadka.

Myśl, że niebawem pojawi się nowy członek rodziny, była jak światełko w tunelu. 
Co prawda przyblakło na moment, kiedy wysypała mnie ospa, ale dałyśmy radę zarazie. 

Pierwsze ruchy Brzuszkowej Lokatorki, co do których byłam pewna, że to jej ruchy, poczułam w Dzień Matki. 

W 7 miesiącu ciąży, zostałam narzeczoną.

Na datę narodzin, Alicja wybrała sobie niebanalny dzień - 1 listopada. 
Miała możliwość jeszcze wstrzelić się w święto 11 listopada, oraz w 14 listopada - czyli urodziny własnego Dziadka :) 

Pępek odpadł jej 13 listopada. 13 w piątek :) Siłą rzeczy, był to także trzynasty dzień jej życia ;) 

W związku z tym upodobaniem, postanowiliśmy Chrzciny zorganizować w samo Boże Narodzenie. 

Pośród ogromu życzliwości i gratulacji, z którymi spotykaliśmy się po jej narodzinach, ze strony bliższych i dalszych znajomych, a nawet nieznajomych, przytrafiła nam się jeszcze jedna rzecz. 
Zapewne przypisywanie jej głębszego znaczenia, będzie już przesadą, ale było to sympatyczne i zapadło mi w pamięć, pewnie już na zawsze. 

Do Urzędu Stanu Cywilnego po Akt Urodzenia, musieliśmy wybrać się we troje. 
Nie jesteśmy małżeństwem, więc M. nie mógł załatwić tego sam. 
Spędziliśmy tam jakiś kwadrans, czekając aż pani sporządzi dokument. 
W tym czasie do biurka obok podszedł starszy Pan. 
Jakoś tak od razu skojarzył mi się z moim Dziadziem. Wyprostowany, przystojny, wszedł dziarskim krokiem. 
Dziadek bardzo długo taki był. Nawet mając około 80 lat, wyglądał na dużo młodszego. 
Ten pan pewnie też miał więcej, niż mogłoby się wydawać. 
Pani urzędniczka, zapytała go, "Czy po medale?". Przytaknął i musiał zaczekać. 
Usiadł na krześle, akurat blisko nosidełka, w którym spała Alicja. 
Patrzył na nią z uśmiechem, aż stwierdził "Nowa obywatelka. Pięknie". 
Uśmiechnęliśmy się z M. do niego. 
Za chwilę wróciła pani z tymi medalami i z listami gratulacyjnymi. 
Okazało się, że to nagroda od Prezydenta z okazji Złotych Godów. 
Spojrzałam na nie niemal z zazdrością. 
I szepnęłam do M., że my, nawet jakbyśmy się postarali, to już pewnie nie dożyjemy takiego Święta. 
Jakoś tak od słowa do słowa, wywiązała się rozmowa na ten temat. Powiedziałam Panu, że gratuluję i zazdroszczę. I że jestem ciekawa jaka jest tajemnica takiego małżeństwa. 
A Pan, już na odchodnym powiedział "Potrzeba dużo, dużo cierpliwości". 
I wyszedł. 
Dziarskim krokiem. 

Cała ta sytuacja, to w zasadzie nic specjalnego. Poza tym, że później jeszcze zastanawialiśmy się z M. jak to jest być ze sobą tyle lat. I że teraz rozwody bierze się tak szybko i łatwo. 
Kiedyś ludzie jakoś "cerowali" te małżeństwa. 
Przynajmniej chciałabym wierzyć, że tak było. 
Bo kiedy zaczęłam liczyć, czy przypadkiem moi Dziadkowie, również nie obchodzili 50-lecia, i zastanawiać się, czy także otrzymali takie nagrody od miasta,M stwierdził, że może Dziadek nie poszedł ich odebrać, bo uznał, że nie ma czego świętować....Zaśmiałam się z tej teorii, aczkolwiek wysoce prawdopodobne, że tak właśnie było! 
Cóż, Dziadek nie był wymarzonym mężem. 
Ani nawet ojcem. 
Ale był wymarzonym, najlepszym na Świecie Dziadkiem. 
I ten Pan, którego spotkaliśmy w Urzędzie, i który uśmiechnął się do naszej Alicji, przywołał Go szczególnie mocno w moich myślach i sercu. 
On pewnie też nazwałby Prawnuczkę "Małą obywatelką". 
To takie dziadkowe :) 

Nie odżałuję nigdy, że nie zdążył. Zabrakło tylko 9 miesięcy. Tylko i aż. 

Wszyscy w domu, przed nadchodzącym okresem Świątecznym, myślimy o tym, że to pierwsze Boże Narodzenie bez nich. 
Akurat też pierwsze takie od kilku lat, kiedy wszyscy w komplecie usiądziemy przy wigilijnym stole. Nas czworo, moi rodzice i siostra z narzeczonym. 
Ostatnie takie Święta mieliśmy 4 lata temu. Wtedy jeszcze Dziadkowie mieli siłę przyjść. Mam nawet zdjęcia - Oni i 3-miesięczny Sebuś, przebranym za Mikołajka. 
Wtedy też ja byłam sama z Sebkiem. 
A Misiek był z ówczesną przyszłą żoną ;) 


Szkoda...wielka szkoda, że nie zdążyli zobaczyć nas teraz. 
I mamy, która wreszcie nie spędzi świąt w Niemczech, u jakiejś obcej Babci. 
I Sylwii, której udało się załatwić świąteczny urlop. 
Na pewno cieszyliby się. 
A najbardziej Babcia. 
I oglądałaby nasze pierścionki zaręczynowe. 
Zawsze sprawdzała mi palce, czy już dostałam od kogoś ten najważniejszy pierścionek :) 

Pozostaje mieć nadzieję, że w jakiś sposób widzą nas "z góry". 

I wiarę mam, że wyjątkową opieką otoczą nasze dzieciaki. 



6 komentarzy:

  1. Dalabym duzo aby w kapciach przegiec do drugiej bramy I poimprezowac jak za dawnych czasow ... tzn teraz tylko grupa imprezowiczow sie zwiekszyla hahaha/kama

    OdpowiedzUsuń
  2. Też marzę o takim małżeństwie na całe życie. Wierzę że można!gorąco polecam posluchac cudowną konferencję dla młodych ks. Pawlukiewicza pt: Seks poezja czy rzemiosło .

    Ja wierzę, że tak się da. Pozwolę sobie zacytować fragment;

    "I wiecie, o co Kościołowi chodzi? Żebyś w dzień po ślubie mówił: „Jest pięknie.” I w rok po ślubie mówiła, że jest pięknie. I w 10 lat po ślubie mówiła, że szalejesz. I w 25 lat mówiła, że szalejesz. I w 30 lat. O to Kościołowi chodzi.

    „Proszę księdza to jest nie do zrobienia! Znam małżeństwo moich wujków, stryjków, przede wszystkim moich rodziców – to jest nie do zrobienia.” DO ZROBIENIA. Do zrobienia. Tylko decydujecie DZIŚ: czy dom na piasku, czy dom na skale. Nie samemu. Z Chrystusem. ON DA WSZYSTKO, tylko nieraz trzeba się z nim wykłócić. Poprosić, przekupić…. Bądźcie SPRYTNI. (...) To wszystko jest do zrobienia. Kościołowi właśnie o to chodzi."

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzie piękny post;) życzę ci dużo dużo szczęścia, tak miło się to czytało aż się łezka w oku kręci. tak rodzina to najważniesza wartość.


    ale jedno jedno jedyne zdanie z tego pięknego posta wręcz uderzyło mnie w twarz. "....że teraz rozwody bierze się łatwo i szybko..."....bez obrazy...kobieto, droga mamo....ja nie wiem czy ty byłaś w pełni świadoma tego co pisałaś....czy przypadkiem zmęczenie i ogrom szczęścia spowodowanego narodzinami córeczki nie przyćmił ci umysłu na ten moment kiedy je pisałaś. - ale zwalam to na karb zmęczenia i rozlicznym, obowiązków. więc nie pogniwewam się za bardzo - bez obrazy - jestem w trakcie rozwodu - wlecze się już tyle miesięcy i jeszcze potrwa dużo następnych bo facet utrudnia jam może - ale wiem że przjedę przesz to piekło i w końcu będę wolna..... więc nie piernicz że rozwody bierze się łatwo i szybko bo wręcz obrażasz moje uczucia.

    odwiedzam cię o wielu lat, nie zawsze skomentuję, może nie mam cię u siebie w linkach ale przeczytałam twojego bloga całego od początku, wiem że jesteś po przejściach, że syna przez jakiś czas wychowywałaś samotnie, "towarzyszyłam" ci kiedy poroniłas i kiedy udało się szczęśliwie zajść w ciąże;) "przeżywałam" każde rozterki i każde małe sukcesy - ale nie pisz że rozwody łatwo i szybko. po tym zdaniu to poczułam się wręcz jakbym w twarz dostała. nikomu nie życzę tego piekła i by musiał przez to przechodzić. cieszę się że udało ci się ułożyć życie i masz szczęśliwy związek. ale błagam cię - nie bluźnij. rozwód to wielomieisęczne piekło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielomiesieczne. ..aby tylko....moja bardzo dobra koleżanka rozwodziła się trzy lata, tak, trzy lata. Facet robił wszystko by jej utrudnić i ja zlamac, ale.się nie dała. .. dostała z jego.winy bo to była gnojka wina,zdradzal ja,kłamał i poszedł z domu jak ich synek miał dwa m-ce do innej baby. Ale na swoją winę nie chciał się zgodzić,chciał rozwód z JEJ winy,kosmos,

      Dużo przeszła,ciężkie trzy lata.

      Usuń
    2. Wybaczcie dziewczyny, ale najwyraźniej źle się wyraziłam. Absolutnie nie miałam na myśli tego, że proces rozwodowy jest łatwy i szybko. Mam świadomość, że często ciągnie się to w nieskończoność i kosztuje wiele nerwów i pieniędzy.
      Chodziło mi o samo podjęcie decyzji. O to, że ludzie już tak nie walczą jak kiedyś, nie starają się naprawiać.
      I oczywiście nie generalizuję, ale sama mam w rodzinie przypadek, gdzie dzień po ślubie zapadła decyzja o jego unieważnieniu.
      O to mi chodziło, że jakoś łatwiej przychodzi się poddać, niż spróbować zawalczyć.

      Usuń
  4. Panna Alicja juz od samiutkiego poczatku wpisana byla w Wasza rodzine. Ona tam przynalezala zanim jeszcze zostala poczeta. :)

    OdpowiedzUsuń