Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Gdy nie ma w domu dzieci...


...to jesteśmy niegrzeczni!!!
 
Tak troszeczkę jesteśmy :) 
 
Dziecię nasze wyjechało w sobotę rano do Dźwirzyna.
Takich mamy dziadków! 
Zafundowali nam 10 dni luzu. 
Po pierwszej ekscytacji wygramoliliśmy się z łoża ;) w celu spożycia późnego sobotniego śniadanka. 
No i tu już coś nie grało. 
Bo zabrakło pomocnika, co zanosi koszyk z pieczywem i masełko na stół. 
Bo nie było kogo upominać "jedz chlebek"..."pomidorka teraz"
Bo po śniadaniu nie było okruchów i plam wokół stołu. 
W TV normalny program dla dorosłych... (w ogole mamy takie w pakiecie :-o ???)
Ogarnęliśmy mieszkanie, wybraliśmy się na zakupy (Misiek stwierdził, że dziwnie, że nie musi nikogo gonić po sklepie, a w kolejce do kasy, nie pada tysiąc pytań "a mogę to?" "A kupicie mi..."
 
Wróciliśmy do domu...i okazało sie, że w sumie to nie ma co robić...
 
I tak doszliśmy do wniosku, że jakby sensu dnia brakuje. 
Od tamtej pory ciągle mamy to wrażenie. 
Idziemy na działkę - nie trzeba gnać za znikającym w oddali rowerkiem. 
Podlewamy pomidory - nie musimy pilnować, żeby nie utonęły, ani czy dziecko już tak nasiąknięte, że do wyrzymania się nadaje. 
Generalnie na działce zrobiliśmy tyle, że aż uwierzyć nie mogliśmy, że można aż tyle za jednym podejściem. 
Do pracy mogę wstać ponad 30 minut później (w rezultacie spać nie mogłam już od 04:30). 
Całe niedzielne popołudnie spędziliśmy bezkarnie na kanapowych przytulankach. 
 
W sobotę wieczorem M. był na pożegnaniu kolegi z pracy, a ja spędziłam wieczór z Christianem Greyem na ekranie ;) 
 
Całkiem przyjemne to wszystko, ale jednak ...chyba na dłuższą metę brakowałoby nam tego "ruchu w interesie".
 
Zaglądam do pokoju dziecięcego...pustka taka. 
Pies smętny kima koło Sebastianowego łóżka. 
 
Zdecydowanie za dużo spokoju. 
 
Inna sprawa, że gdyby nie nasza Brzuszkowa Lokatorka, to pewnie już w sobotnie południe poszlibyśmy w długą i do popołudnia w niedzielę można by nas szukać...prawdopodobnie odnaleźlibyśmy się w stanie wskazującym na to, że w poniedziałek jedynym ratunkiem byłby urlop na żądanie (i ja obowiązkowo w podartych rajtach;)). 
No ale Niunia zobowiązała nas do zachowania resztek przyzwoitości. 
 
Korzystamy więc w miarę możliwości. 
Pozałatwiamy w tygodniu trochę zaległych spraw, kupimy wózek dla Niuni, a w weekend chyba wybierzemy się nad jeziorko pod namiot. 
Za tydzień mam umówioną wizytę u fryzjera. 
 
 
To nasz ostatni moment przed dłuższą przerwą, gdy jesteśmy prawie sam-na sam we dwoje. 
Dużo rozmawiamy. 
Głównie o dzieciach. 
O tym, że jest fajnie.
Że jest rodzinka i wielka, wielka Miłość.
Że to nasze oczekiwanie jest cudowne. 
Że żoną będę, a On mężem. 
 
Że jest najlepiej na świecie z tą świadomością, że jesteśmy my dwoje i dwoje naszych dzieciaczków i pies, który w swoim mniemaniu też jest naszym dzieckiem. 
 
Dawno nie było czasu, aby tak na spokojnie się nad tym pochylić. 
Ale już przez te dwa dni M. przypomniał mi jak strasznie kocha...i że czeka tak samo bardzo, jak czekam ja. 
To jest magia. 

4 komentarze:

  1. Ach te wszystkie sygnały ewidentnie świadczą o tym, że te Wasze dzieciaki to w pełni zaplanowani członkowie rodziny. Jaka miłość, aż poczytać przyjemnie :) Pozdrawiam i przyjemnych 9 dni we dwoje życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Wam zazdroszczę , tych dziadków, tej swobody, choć wiem, że też czegos by mi zabrakło! Kilka godzin jest OK, ale tyle dni bez tego całego harmidru i powtarzania milion razy "zrób to, zrób tamto....."

    OdpowiedzUsuń
  3. Z jednej strony brakuje mi takiego odpoczynku ale z drugiej chyba za bardzo bym tęskniła za dzieckiem i za tym całym zamieszaniem wokół niego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest magia!
    Pamiętam, jak będąc w ciąży z Lilą, moja mama parę razy zabrała Elizę, żebym odpoczęła. To były takie krótkie epizody, góra 1-2noce. O rany... Pół dnia fajnie, ale co można robić dalej? Tym bardziej, że to zazwyczaj w tygodniu było... Ja mam taką swoją teorię, że to już forma uzależnienia :)

    OdpowiedzUsuń