Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

wtorek, 2 czerwca 2015

Antidotum

Przez dwa dni po rozwiązaniu zagadki kim jest Fasola, chodziłam uskrzydlona i nakręcona jakbym co rano częstowała się cukiereczkiem z domieszką MDMA.
Ale jak to bywa zwykle po spożyciu środków wspomagających chęć życia, kiedyś serotonina, endorfina i inne uśmiechnięte hormony, wracają do stałego poziomu i dopada Cię proza życia. 
Taka sobie normalność szara, którą przyjmujesz z tym większym smutkiem...bo przecież jeszcze chwilę temu świat wirował, kolory migały przed oczami, a tu nagle spowolnienie.
  Organizm się broni, reaguje nerwowo, ale wszystko na nic. 
Trzeba wrócić do codzienności.
  Cierpliwie znosić zbuntowanego starszaka.
Gryźć się w język, aby za ostro nie komentować braku cierpliwości partnera. 
Biegać całe sobotnie przedpołudnie ze szmatą, bo trzeba zdążyć na przedszkolny festyn, patrząc na to, jak On skacowany snuje się po domu leniwie ścierając kurze... i wiedzieć, że nie zdąży w tym tempie umyć podłogi i właśnie Ty zrobisz to w tygodniu.
  Przejść w niedzielę kilometry w gorącym Wrocławiu, żeby dziecko miało radość. Bo przecież jest Dzień Dziecka, więc wycieczka do ZOO to idealny prezent. Żeby było ciekawiej, to dla odmiany pociagami , tramwajami i pieszo. 
Słuchać jak On przez dwa dni dzwoni do kolegów, którzy właśnie ten cały weekend spędzają na rybach... i mieć ciągle z tyłu głowy myśl,że wolałby sto razy bardziej być tam, niż tu z Wami. 
Wykonywać wszystkie te codzienne czynności.... miliardy czynności, które pozbawiają Cię czasu dla siebie.
  Zrobić pranie, wywiesić pranie, ściągnąć pranie, przygotować, ugotować, posprzątać, ubrać dziecko, rozebrać dziecko, położyć dziecko spać, pamiętać o kanapkach do pracy, o zapisaniu Go na studia, o urodzinach Jego mamy o tym, że Jego bratanice też mają Dzień Dziecka....
Zmagać się z irytującymi przypadkami: 
- z rozwalonym tłumikiem, przez który musisz jeździć Jego autem, które jest wielkie i przy wyjeżdżaniu z parkingu przytula się za mocno do samochodu sąsiada...oczywiście pod czujnym okiem innego, ciekawskiego sąsiada. A w czujnym oku maluje się złośliwa wyższość i satysfakcja, bo przecież baba z kierownicą! Postanawiasz sama włożyć karteczkę za wycieraczkę, mimo że szkoda ledwo widoczna, a Twoje własne auto bez przerwy obrywa na parkingach i jeszcze nikt się nigdy nie przyznał. 
- z robakami na ryby, które zapomniane przestały całą noc na komodzie w przedpokoju i z nudów postanowiły wywędrować z pudełka prosto do Twojej torebki...
- z tym, że zapomniałaś kupić mleka
- że wychodząc z domu, trzy razy wracasz się do niego, bo przecież masz Baby Brain....a może po prostu już za dużo jest na Twojej głowie?   

Aż w końcu przychodzi moment , kiedy wpada do czarki ostatnia kropla i wszystko się wylewa. 
Robisz awanturę, oznajmiasz , że z powodu robaków wyprowadzasz się z domu, który przecież jest tak samo Twój jak i Jego...a nawet bardziej Twój. 
Po czym kładziesz się do łóżka, odwracasz na bok i udajesz, że śpisz, ale nie możesz zasnąć, bo Twoje dziecko w brzuchu wszystko czuje i daje Ci jasno do zrozumienia, że nie podoba mu się cała ta sytuacja.     

Za każdym spełnionym marzeniem leży metka z jakąś ceną. Możliwie , że wręcz nieproporcjonalnie niską, ale jednak.
  Wiele ideałów, to tylko pozory, bo tak naprawdę każdy posiada chociażby maleńką skazę.           

Po południu sprawdzę, czy nowe buty dadzą radę być antidotum na to wszystko.  To chyba ostatnia deska ratunku, żeby nie zwariować.   

9 komentarzy:

  1. Blog to znakomite miejsce, żeby się pozbyć tego wszystkiego, co w Tobie siedzi bez szkody dla innych i bez wypowiadania niepotrzebnych słów.
    Jeszcze w dodatku, kiedy ktoś potrafi - jak Ty, Marto - tak znakomicie i dowcipnie pisać!!!

    Nieraz chciałabym tak wylać swoje frustracje na blogu, ale boję się odkrycia wszystkich kart. Podziwiam Cię za odwagę i chyba mimo wszystko zazdroszczę, że nie masz niczego do ukrycia.

    Jako doświadczona osoba mogę teraz tylko Ci powiedzieć na pociechę, że wszystko mija, nawet najdłuższa żmija. A te stany zwątpienia nie tylko w ciąży są chwilowe, no! chyba że ktoś ma naturę kłótnicy. Wy się wciąż docieracie we Trójkę. Trzeba lat chęci bycia razem, żeby wszystko się jakoś ułożyło, a i to nie dla każdego jest przecież celem.

    Twoje wpisy na blogu są kapitalne. Realistyczne, mądre, a przy tym niezmiernie dowcipne (np. te robaki w torebce! boskie!!!).

    Trzymam za Was kciuki.
    b.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, nie ma zwiazkow idealnych. Nawet te najbardziej dobrane i "dotarte" przechodza sprzeczki i ciche dni. :) A jak sie do tego doda ciazowe hormony, to w ogole burza z piorunami gotowa! ;)
    A zreszta, sama wiem, ze najbardziej irytujace sa drobiazgi. U mojego M. to jest wiecznie koszulka pod komoda, bielizna NA koszu na pranie zamiast w NIM oraz kubki i lyzeczki pozostawiane po calym domu. Oraz trawa po kolana, a w niej stada kleszczy, bo Jasnie Pan woli grzebac przy aucie, zamiast brac sie za koszenie. A zeszlego lata mialam cala serie postow, kiedy opisywalam jak podczas rodzinnych wycieczek, moj malzonek zamiast sie troche zaangazowac, to chodzil z nosem w telefonie... Najczesciej na to wszystko tylko wzdycham i wkladam, ukladam, odnosze, obracam z zart. Ale jak mi sie tak skumuluje w 1-2 dniach, a do tego przyjdzie akurat PMS, to starch sie bac!
    Trzymaj sie Martus! Po burzy zawsze wychodzi slonko! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurde, pewnie, że masz kupę rzeczy na głowie, ale na wszystkich facetów jakich znam tekst, że dom jest bardziej czyjś niż ich, zadziałałby jak sprzęt do kastrowania. Może Twój jest mnie przeczulony na tym punkcie (oby!):) Dużo sił Wam życzę, mężczyźni choćby nie wiem jak się starali, nie zrozumieją, czym jest stan odmienny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha to o domu,to ja tylko tutaj.Oczywiste,ze do niego tak nie powiem:)

      Usuń
    2. Aaa, myślałam, że jest on świadom istnienia bloga:) Wytrwałości życzę!

      Usuń
    3. Jest swiadom,ale nie zaglada :)

      Usuń
  4. Jeszcze nie miałam przyjemności pogratulować Ci dzidziusia w brzuszku;) zatem serdeczne gratulacje i szczesliwego rozwiązania. Sledzę co u Was na bieżąco, ale dopiero dziś wróciłam do siebie, zatem- raz jeszcze gratuluję ;-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha! Jak ja Cię rozumiem. Ale pamiętaj, jak bardzo by to wszystko nie było Jego winą( bo przecież to zawsze ich wina!) tylko spokój może Cię uratować ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. PS. Wspominałam, że w zaawansowanej ciąży byłam o krok od morderstwa;-):-P

    OdpowiedzUsuń