Razem Lepiej!

Razem Lepiej!

wtorek, 5 listopada 2013

Trochę bieżących spraw

Krok pierwszy uczyniony.
W czwartek o 15 mam spotkanie z Panią Adwokat.
Jakoś tak do mnie nie dociera do końca, co zaczynam. Ale może po tym spotkaniu dotrze.
Mam nadzieję, że Pani Adwokat podejmie się prowadzenia sprawy. I nie pochłonie to wszystkich moich oszczędności.
W każdym razie, wszelkie plany związane z hucznym obchodzeniem urodzin oraz nowym tatuażem, zostają raczej odłożone. Na za 10 lat chyba.

Przeglądam maile moje do J. i odpowiedzi.
Moje maile...
proszące,
rozpaczliwe,
płaczące,
zdruzgotane,
zrezygnowane,
pobłażające,
wyrozumiałe...
od czasu do czasu wściekłe.

Jego...
jak najkrótsze,
najmniej konkretne,
zero emocji,
poza ewentualnym rozdrażnieniem, że jak śmiem go szpiegować, poganiać, czegoś żądać.


Pewnie to wszystko przyda się podczas procesu.
Będzie grzebanina.
Ale po raz pierwszy czuję się na to gotowa.
Nie wiem dlaczego zajęło mi to prawie 3 lata. Ale w głowie ulga, że to już.
Chyba tak długo jeszcze łudziłam się nadzieją, że coś się zmieni. Że on się poczuje, że coś dotrze.
Chyba nie potrafiłam zrozumieć, jak można Sebastiana nie kochać? Przecież ja kocham Go tak mocno. I niemal wszyscy Go kochają od pierwszego wejrzenia, nawet obcy.

Jednak można,jak widać.

Można nie kochać swojego dziecka.
Nie czuć potrzeby poznania go.
Nie chcieć go widywać.
Nie mieć z nim żadnej więzi i wspólnoty.
Można w duchu się go wyprzeć.
Uznać, że to nie moje.

Brzmi to obrzydliwie.

***

Miniu nie wyjechał do Dziadków. Babcia została u nas i siedzą razem w domku. A ja wykorzystuję to w 150%. Jutro fryzjer, pojutrze prawnik, a w piątek jadę z koleżankami ze studiów nad jezioro na 3 dni, świętować 30tkę J. Nie wiem jak mama to zniesie ;p Mam nadzieje, że Mini da jej żyć :)
Chociaż On przy Babci jest całkiem grzeczny.
Nauczył się mówić "bułka" i "kolec" :)
Wczoraj rano, po przebudzeniu, "opowiedział" nam coś po swojemu, z czego wywnioskowałam, że musiało Mu się śnić, że karmił z dziadkiem kaczki - wydedukowałam to na podstawie zdania: Kaka nionia baba (kaka=kaczki, nionia=jedzenie, baba=dziadek). Ciągle zapomina, że Dziadek, to dziadzia, a nie baba ;)
Seba ma też swoje pierwsze prawdziwe hobby. Już chyba o nim wspominałam - Są to koparki :) Jedyne, co potrafi oglądać, to puszczone na YT filmy z budowy autostrad, gdzie pracują koparki właśnie. Na bajkę o Bobie Budowniczym nie dał się nabrać. Nic innego nie ogląda...no jeszcze czasem wideoklip do "La la la". Jednak koparki to Jego miłość. Przed budową koło naszego domu, potrafi stać bez końca i przyglądać się kopaniu dołu. Muszę Go na rękach stamtąd zabierać.
Ma też dwie książeczki o koparce, które z zapamiętaniem dzień w dzień przegląda.
Także na mikołaja i pod choinkę będą chyba same koparki w tym roku ;)
Mój mały kochany Chłopak i Jego prawdziwe męskie hobby :)

Kiedy coś zepsuje, albo zniszczy, wykrzykuje "o kurczę!". Ostatnio też powiedział Dziadkowi, że to mama zepsuła. A kiedy to usłyszałam i zapytałam Go, kto Go nauczył tak kłamać, to również powiedział, że mama :P

Uwielbiam tego małego huncwota! I Jego szelmowski uśmieszek, kiedy coś w pełni świadomie broi i zerka na mnie, czy widzę i jak zareaguję, na ile Mu pozwolę.
I kiedy wita się ze mną i żegna lecąc z wysuniętym dziobakiem gotowym do całowania.
I jego dokładność we wszystkim - z jedzenia na łyżce nie może zwisać żadne łyko, a już, nie daj Boże, włos.
Kapcie muszą być nałożone, nogawki muszą być opuszczone do kostek.
Wszystko na ażur.
Znam jednego takiego, co tak miał. Bo ja, zdecydowanie taka perfekcyjna nie jestem ;)
No cóż... nie da się ukryć, że synkiem swojego Ojca, jest nieodzownym. Już teraz widzę masę podobieństw.
I chyba jakoś będę musiała z tym żyć :P

19 komentarzy:

  1. Kochanie trzymam za Ciebie mocno kciuki, nie wiem jak można zachowywać się w ten sposób wobec własnego dziecka, trzymaj się!

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, zaglądam do Ciebie regularnie. I tu i tu ;) Buziaczki! :)

      Usuń
  2. Może i trzy lata to długo, ale po pierwsze-chyba my kobiety tak mamy, że długo potrafimy żyć nadzieją. Wiem, to choćby po mojej mamie. Też Jej się wydawało, że ojciec się zmieni, nawet kiedy Ją tłuk...
    Po drugie, teraz po trzech latach jesteś właśnie na to gotowa-w pełni świadomie, wiadomo, że nie bez emocji, ale już bardziej na chłodno, a nie na gorąco, zrobisz to tak jak należy. A z tym, że On nie pokochał Małego, myślę, że nigdy do końca się nie pogodzisz. Dla Ciebie On zawsze będzie najwspanialszy, i ten ból, że tata nawet Go poznać nie chciał, zawsze będzie matczyne serce rozrywał...

    Babcie wykorzystaj ile wlezie, sama bym to chętnie zrobiła, niestety nie ma szans. A Synu? No rośnie Ci mężczyzna. Pamiętam jak Syn mojego Brata miał fazę na śmieciarki. Jesteśmy w Karpaczu, jakieś ranne godziny, bo szybko w góry wychodziliśmy, podjeżdża śmieciara, Dawid staje, szczęka do ziemi opada i dosłownie z największym uwielbieniem, jakby właśnie dżołane krupę zobaczył mówi: "Dzień dobry panie śmieciarzu" Na szczęście facet poczucie humoru miał i się nie obraził :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi boskie jest to zaangażowanie dziecka :) Gdybym ja w swoje hobby była tak zaangażowana, jak Seba jest w koparki, to myślę, że mogłabym być dzisiaj Tiesto na szpilkach ;)

      Usuń
    2. Eh, a ja? Kurczę musiałabym wybierać między światowej sławy sędzią kynologicznym a również światowej sławy botanikiem... :)

      Usuń
  3. Ja tez nie rozumiem jak mozna nawet nie chciec POZNAC wlasnego dziecka??? Bo zeby je pokochac, trzeba je najpierw chciec w ogole zobaczyc...
    Niestety, choc dla nas to niezrozumiale, to zdarza sie chyba dosc czesto. Mam przyklad z wlasnej, bliskiej rodziny. Moja babcia wychowala tate sama. To wielkie tabu w rodzinie, bo wiadomo, w tamtych czasach panienskie dziecko to byl skandal na cale miasto. Z tego co wiem moj "dziadek" nigdy nie probowal nawiazac kontaktu ze swoim synem, a moim tata. Siostry mojej babci nabraly wody w usta i nie udalo mi sie nawet dowiedziec blizej kim byl ten czlowiek. A najlepsze, ze jak bylam mlodsza to probowalam pytac tate czy nigdy nie byl ciekaw kim byl jego ojciec? Nie chcial, zupelnie go to nie obchodzilo. Ja, dziecko kilkuletnie bylam ciekawa tego drugiego, nieznanego dziadka. Moj ojciec, a jego syn, mial go w kompletnym powazaniu... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że to nawet mnie pociesza. Mam nadzieję, że Sebastian też nie będzie miał takiej potrzeby.

      Usuń
  4. trzymam kciuki byś załatwiła te wszyskie sprawy. I dobrze, że wzięłaś adwokata, to trzeba załatwić, z powodzeniem. Dziecku należą się pieniążki od ojca, czy mu się to podoba czy też nie. nie orzumiem jak mozna nie chcec poznac swojego dziecka, syna! kazdy ojciec byłby dumny z takiego syna, a ten co? szkoda słów... dlugo się zbierałaś do uporządkowania tego ,ale dobrze ze jestes zdeterminowana i chcesz. do wszystkiego trzeba dojrzeć! mocno trzymam kciuki'!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Pieniądze dostajemy, ale nic nie jest uregulowane prawnie. J. nie jest wpisany w Akcie Urodzenia jako ojciec, a powinien być. Musi być gdzieś jakiś ślad w razie czego.
      A poza tym jestem zdania, że moja praca, moje poświęcenia i to , jak musiałam przewrócić cały swój świat do góry nogami, jest więcej warte niż 100 funtów. To nie fair - rzucić ochłap i umyć rączki. Nie mam zamiaru tak się bawić.

      Usuń
  5. Kochana... przeszłam przez to samo piekło... Jakbym czytała o sobie kilka lat temu.
    Jesteś silna, jesteś wspaniała! I nigdy nie przestawaj w to wierzyć.
    Opis Twojego Synka jest idealny z moim Synkiem, gdy był w wieku Twojego:))
    Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję dziękuję dziękuję!!!! Bardzo mnie podniósł na duchu Twój komentarz. Cieszę się, że tu trafiłaś i napisałaś to! :)

      Usuń
  6. Uważam, że to najlepsze wyjście i jestem z Tobą całym sercem, trzymam kciuki, abyś wytrwała w swojej determinacji. To Ci się należy, Twojemu synowi tym bardziej. Ten chłop musi go uznać za syna i płacić alimenty. Jest to też pewne zabezpieczenie, bo nie wiesz, czy J. za 20 lat nadal będzie przesyłał Ci pieniądze, a alimenty przysługują dopóki dziecko studiuje. Tak samo w razie, tfu tfu, nieszczęścia, Twój synek miałby prawo do renty rodzinnej po ojcu, a tak, nie miałby nic. No i wydaje mi się, że lepiej w szkole powiedzieć- mam chujowego ojca, który ma mnie gdzieś niż mój ojciec jest NN. Już nie chodzi o to, aby się odgrywać na tym facecie, ale o waszą godność, bo nie jesteście kurzem, który można zamieść pod dywan, aby wizerunek J. był bez skazy. Dla mnie to także niewyobrażalne, że nie można pokochać własnego dziecka, a już nawet o tę miłość nie chodzi, choćby o poznanie tego małego, wspaniałego, nowego człowieka, tylko poznanie, a on nawet tego nie chce. Pokaż mu, że nie może Tobą pomiatać. Na prawdę myślami jestem z wami i czekam na kolejne wiadomości. To Ty wygrasz, a nie on.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wsparcie. Masz rację, we wszystkim, co napisałaś. I właśnie przez wzgląd na te sprawy typu renta, czy alimenty z funduszu, zdecydowałam się podjąć te kroki. Bo pieniądze na Sebastiana, przychodzą całkiem regularnie na konto. Ale co, jeśli faktycznie, coś by się wydarzyło? Nie będzie jak udowodnić, ze Sebastian, to syn J.
      Póki co, też czuję, że to ja wygram. Mam nadzieję, że się nie mylę.

      Usuń
    2. Akurat jeśli chodzi o fundusz alimentacyjny, to nie wiem, czy to jeszcze działa. A w każdym razie to, czy możesz dostawać alimenty z funduszu zależ od Twoich zarobków. Tak kiedyś słyszałam. Jako dziecko dostawałam alimenty od taty, ale wtedy działał ten fundusz, poza tym on normalnie płacił, więc nie mieliśmy problemu z zaległościami. Potem słyszałam, że się to zmieniło, ale do końca nie wiem, jak jest teraz. Dobrze byłoby od razu dowiedzieć się u prawnika.

      Usuń
    3. Fundusz działa i wypłaca alimenty, ale nie tyle, ile zostaje zasądzone. Mają jakieś swoje przeliczniki, z pewnością zależne od dochodów ubiegającego się rodzica.

      Usuń
  7. Widzisz , my Kobiety już tak mamy. Do ważnych decyzji dojrzewamy długo...
    Opowiem Ci pewną historię . Mam nadzieję, że M nie będzie mi miała tego za złe.
    M to jedna z moich koleżanek z pracy . Dołączyła do mojego zespołu , kiedy nie byłam jeszcze Kierownikiem . Polubiłyśmy się bardzo, stąd też szybko poznałyśmy swoje życie prywatne.
    M od dłuższego czasu spotykała się z Ł . Różnie im się układało. Częściej gorzej niż lepiej . Pojechali kiedyś na rajd . Z rajdu M wróciła w "dwupaku" . Radość przez łzy . Klasyczna wpadka . I wizja wielkiej niewiadomej . Była w piatym miesiącu ciąży kiedy Ł postanowił, że wypada się zaobrączkować . Nie było oświadczyn , pierścionka , szampana i całej tej otoczki. Po prostu powiedział M , że ma iść do USC załatwić ślub. Ucieszyła się mimo wszystko . Na kilka dni przed ślubem odwiedziła ją pewna dziewczyna twierdząc, że sypia z Ł i żeby M się od niego odczepiła. Nie uwierzyła. Wzięli ślub . Byłam na nim . Ł nawet na chwilę nie przytulił swojej Żony . Dziwny to był ślub. Zamieszkali razem . Na świat przyszedł ich Synek . Rola Ojca ograniczała się do wieczornego przyniesienia wanienki z wodą ( mieszkali u teściów - do dyspozycji mięli jeden pokój, współna kuchnia, łazienka - dlatego też Synka kąpali w pokoju).
    Ł z dnia na dzień zaczął coraz później wracać do domu . Często w stanie wskazującym na . Ani M , ani Synkiem tak naprawdę się nie interesował . M łudziła się , że jak zamieszkają sami - wszystko się zmieni. Rodzice M udostępnili Młodym mieszkanie, które do tej pory wynajmowali. Zamieszkali razem . Ł nie angażował się w nic . Byli razem , a jednak kompletnie osobno .
    Wtedy do M ponownie doszły słuchy , że Ł się z kimś spotyka . Nie były to plotki...
    M jednak chciała wierzyć , że jeszcze się wszystko ułoży. Kochała Ł bardzo . Kochała pomimo . Kochała tego chłopaka jeszcze sprzed ślubu ...
    Nic się nie zmieniało . Była sama z Synem z obrączką na palcu.
    Pewnego pięknego dnia Ł oznajmił, że Jej już nie kocha i że odchodzi. Odszedł . Zamieszkał z Rodzicami . Poznał nową M , z którą Go widywano. Czasem - od wielkich dzwonów odwiedzał Syna . Ale na niego nie łożył . Długo namawialiśmy M , żeby złożyła papiery o alimenty. M zarzekała się , że to zrobi. Ale nie robiła . W końcu dostała pozew rozwodowy. Przeżyła to bardzo . Rozwiedli się na drugiej rozprawie . Zostały też zasądzone alimenty na Dziecko . Ł ich oczywiście nie płacił . Grosza na Dziecko nie dawał . Nie interesował się Nim.
    Namawialiśmy M, żeby się udała do komornika . Trwało to całymi mięsiącami . Ona ledwo wiązała koniec z końcem . Finansowo pomagali Jej Rodzice , bo "tatuś" miał wszystko w dupie . Miał nową dziewczynę i żył sobie całkiem przyjemnie. M cierpiała .
    Nie była jednak gotowa na podjęcie kroków prawnych .


    Poznała jednak Kogoś . I wtedy już sama dojrzała do tego, że tak być nie może . Dzisiaj komornik siadł na pensji Ł i siłą rzeczy płaci na Syna . Nie widział Go jednak od 1,5 roku . A mieszkają w jednym mieście .

    Dzisiaj M jest szczęśliwa a F- Synek - ma Ojca .
    Ojca i ...Brata ;-)


    I choć wszystkie gwiazdy na ziemi i niebie mówiły M , że należy zrobić porządek prawny z Ł - nie była na to gotowa . Aż przyszedł taki moment , że zaczęła działać .


    Martusiu - Sebcio jest najważniejszy . Dasz radę przez to przejść . Jak nie dla Siebie - to dla Synka .

    Ściskam Cię mocno !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Anetko :* Wiem, że takie historie się zdarzają...i to niestety nagminnie. I kiedy słyszę...a raczej słyszałam o nich, tak z boku, to bardzo mnie dziwiło, dlaczego kobiety nie walczą o swoje? Czemu odpuszczają? Na co czekają? Teraz trochę to rozumiem, chociaż nie do końca. Bo też nie wiem, na co sama czekałam. Czy to ze strachu, czy z wygody wolałam nie ruszać tego.... A wszyscy mówili, żebym zrobiła z tym porządek, że przecież nie będziemy tak ciągnąć do Seby dorosłości.
      Cóż...lepiej później niż wcale, jak widać :)
      I marzę, aby nasza historia zakończyła się tak, jak ta opisana przez Ciebie.
      :*

      Usuń
  8. Witaj Dzielna Mamo! Czytam Twojego bloga już od dłuższego czasu i naprawdę podziwiam Cię za siłę. Doskonale rozumiem Twoją sytuację, tylko z tej drugiej strony - ze strony dziecka. Dziś mam prawie 22 lata, a własnego ojca poznałam jak miałam 10 lat. Nigdy nie dał mi do zrozumienia, że mnie kocha czy że interesuje się tym, co u mnie. Jak miałam 15 lat, to znów urwał i tak byle jaki kontakt, co nie było dla mnie żadnym szokiem, bo przecież nigdy nie był naprawdę moim tatą. Mija już 7 lat od tego momentu i fakt faktem - brakuje czasem w moim życiu takiej osoby jak ojciec, ale moja Mamusia podarowała mi tyle miłości, wszystko mi zrekompensowała. Na pocieszenie - drugi mąż mojej Mamy przez cały okres ich małżeństwa traktował mnie jak córkę i zastąpił ojca. Także jak widać - można nie kochać swojego dziecka, ale można też pokochać nie swoje dziecko - dziecko partnera. Życzę Ci więc, abyś spotkala człowieka który pokocha Ciebie i Twojego Synka, aby Sebastian mógł mieć męski wzór do naśladowania :) Trzymam za Was kciuki! Pozdrawiam serdecznie! Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz. I za wizyty u mnie. Ja ciągle jestem pełna wiary, że właśnie może się to wszystko tak ułożyć, jak ułożyło się w Twojej rodzinie. A takie żywe przykłady, tylko mi tej wiary dodają. Bardzo dziękuję, że to napisałaś! Ściskam :)

      Usuń