Totalnie się nie uważam.
Właściwie, to myślę, że z matki składam się w jakichś 90%, bo ta pozostała część, to jest skupienie na samej sobie: swoich potrzebach, swoich brakach, smutkach itd. Co zresztą widać na tym blogu.
W założeniu miał być "dzieciowy", w praktyce wyszło trochę inaczej. Może i dobrze.
W związku z tą 10-procentową matczyną ignorancją:
- u pediatry bywam kiedy muszę
- od piersi odstawiłam dziecię krótkim cięciem, bo sama byłam chora i chciałam się wyleczyć
- nie lecę na USG głowy, rezonans magnetyczny i tomografię, kiedy Synowi rośnie na czole w 3 sekundy guz wielkości małego jabłka
- nie wnikam co w żłobku jada moje dziecko, ile śpi, co dostaje do zabawy
- nie myję zabawek, jeśli nie są oblepione jedzeniem
- nie ubieram i nie ubierałam Sebastiana w body, bluzkę, sweterek, kamizelkę i kurtkę, rajstopy, skarpety i ocieplane spodnie, jeśli na dworze jest cieplej niż -20 stopni.
- nie zastosowałam zasad "rodzicielstwa bliskości - spałam z Synem w łóżku pół roku, tylko dlatego, że lubiłam na niego patrzeć i nie chciało mi się podnosić na nocne karmienie. Często zostawiałam go samego w łóżeczku, płaczącego, bo musiałam akurat coś zrobić.
- nie doczytałam o co dokładnie chodzi w BLW...ale chyba to akurat, przypadkiem mi się zastosowało
- nie doczytałam też dokładnie jak się wprowadza gluten, więc Seba do razu dostał taką porcję, jak duże dziecko :P Odkryłam to dopiero, gdy gluten zaczęły wprowadzać koleżanki, które urodziły rok po mnie
- nie mam i nie miałam termometru do wody w wanience
- nie cierpię "piać" do mojego dziecka, kiedy "rozmawiam" z nim przez telefon....i nie przez telefon też
- nie znam się na bezstresowym wychowaniu : podnoszę głos, stawiam do kąta, ręka na pieluchę też czasem opadnie...chociaż to akurat jakoś totalnie bez efektu, więc spokojnie mogę sobie odpuścić.
- nie uczę go na siłę wszystkiego co, teoretycznie,powinien umieć.
Ojj litania grzechów moich jest długa.
A mimo tego szczęśliwi jesteśmy razem.
Ja na pewno...Sebastian jeszcze mi nie odpowie, kiedy go o to zapytam, ale wygląda na zadowolonego z życia :)
Jada zwykle to , co lubi.
Bawimy się w to, na co ma ochotę i takimi zabawkami, jakie lubi.
Chodzimy na basen, na spacery i do sali zabaw, gdzie przeciskam się za nim przez wszystkie przeszkody i wdrapuję na najwyższe piętro, żeby razem z nim zjechać ze ślizgawki prosto w kulki (traktuję to przy okazji jako substytut wyjścia do fitness klubu :P )
Zabieram go ze sobą praktycznie wszędzie.
Chodzimy na imprezy, gdzie nie śpi do takich godzin, że wracając do domu modlę się, żeby nas sąsiedzi nie przyczaili ;)
Przemierzamy samochodem setki kilometrów, żeby spędzić sobie czas gdzieś indziej niż "blisko".
Tańczymy i wygłupiamy się w domu prawie codziennie.
Staram się, abyśmy żyli pełnią życia. Nie pozwalam na to, aby brak trzeciej osoby w rodzinie, stanowił dla nas przeszkodę nie do przejścia. Radzimy sobie we dwójkę wszędzie. Na basenie, w aucie...a za parę dni poradzimy sobie na lotnisku i w samolocie. My i nasze 2 walizki.
Ma być jak najmniej rzeczy niemożliwych!
Nie jesteśmy idealni. Ja jestem nieidealna kompletnie. On bywa złośliwy, nieusłuchany, zdarza się, że agresywnie reaguje. Jest roztrzepany, szybko się irytuje i wyrzuca, albo rozwala to, czym się aktualnie zajmuje.
Ale mimo wszystko jest dobrze :)
Skąd te dzisiejsze rozważania?
Wracając do pierwszego wyznania - matką "siętrzęsącą" nie jestem...jednak wizja zbliżającej się podróży, lekkie wstrząsanie we mnie wzmaga. Że sobie poradzimy to wiem...nie wiem tylko do końca jak :P
I czy nie skończy się to jakąś publiczną kompromitacją.
Poza tym, zrobiłam wczoraj coś, co nigdy, przenigdy, nawet nie przyszło mi do głowy, zanim się matką nie stałam.
A przemieszczałam się trochę po okolicy bliższej i dalszej i całkiem dalekiej też.
Otóż: wykupiłam nam ubezpieczenie podróżne.
Ha!
Wyobraźcie sobie, że do wczoraj jakoś nawet nie zdawałam sobie sprawy z istnienia takiego produktu. Jednak wizja odbycia powietrznej podróży i zagranicznego pobytu z moim Skarbem największym, różne obawy we mnie wzmogła.
I scenariusze wszelakie...
Dla spokoju sumienia i pewności, że w razie tragedii mniejszej lub większej, Sebastian bez opieki i pieniędzy nie pozostanie, przewertowałam szybko Google, wybrałam ofertę i zakupiłam polisę :D
I teraz możemy spokojnie jechać. Z pewnością nic się nie stanie, bo ja tak lubię wydać czasem kasę na coś zupełnie nieprzydatnego ;)
Przyznam szczerze, że od momentu pojawienia się na świecie Sebastiana, mam lekkiego hopla na punkcie ubezpieczeń i oszczędności. To jedno z niewielu moich matczynych wariactw :) Mam 2 polisy, konto oszczędnościowe, kasę "w skarpecie" (jakby banki zawiodły) i obligacje skarbu państwa :P Większość pieniędzy, które dostajemy w ramach jakichś prezentów przeznaczam właśnie na te cele.
A przy okazji tych moich przedwylotowych rozważań myślałam o tym, że chyba nikt tego nie wie i może warto byłoby pospisywać takie rzeczy w jednym miejscu. Żeby w razie czego rodzinka wiedziała gdzie szukać :)
No...nie jest ze mną najgorzej, co nie? Jednak macierzyński szał nie do końca mnie ominął :P I ignorantką całkowitą nie jestem też :]
A we Francji i Holandii, to i tak bym uchodziła za nadopiekuńczą :P
WARIATKAAAAAA :)
OdpowiedzUsuńCo do spisania gdzie co jest, to jako dziecko w przyszłości mające być obdarowane tym i owym, jestem jak najbardziej ZA. Moja mama co jakiś czas rzuca takim tekstem, że w razie czego, żebym pamiętała, no i tu podaje gdzie i ile... A ja za 5minut już nie pamiętam gdzie, a tym bardziej ile...
Kochana nie leciałam sama z dzieckiem, no dobra-nawet sama nie leciałam :)) więc Ci nic nie doradzę i nie powiem jak będzie, ale nawet jeśli będzie z przygodami, to będzie co wspominać za jakiś czas... Twoja matczyne grzechy mnie rozbroiły :) Ale spoko-gluten nie zabija, Lila też od razu dostała solidną porcję, bo uznałam, że ktoś się w tej gazecie chyba "jebnął", przecież pół łyżeczki, to tyle co nic :)
Yeah!!! Czuję się rozgrzeszona z glutenu :D A na tomografie już byłaś? Bo moje na niego niepójście spotkało się z oburzeniem co poniektórych :P
UsuńLot na pewno będziemy wspominać, co by się nie działo. Ludzie latają z dziećmi, więc niby czemu nie my? :)
Powiem więcej-moja dobra koleżanka regularnie lata z dwójką małych dzieci i daje radę :) Ale z moim total panic podejściem, to jest w ogóle jakaś abstrakcyjna sytuacja :)
UsuńCo do tomografu, to błagam-nie rujnujmy NFZu :) A tak serio to podejrzewam, że jak już to leciałabym na sygnale z poucinanymi paluszkami Lilki do przyszycia, bo szuflady zamyka z takim impetem, że czasami ja bym nie zdążyła zabrać palców :)
:))) jakbym o sobie czytała :) Życie jest jedno i o siebie też trzeba dbać, ostatnio w poście napisałam: hepi mama to hepi syn :D Powinnaś być dumna, że oszczędzasz tyle, że te polisy i to wszystko! Chylę czoła! Ja w ogóle tematu nie ogarniam, musze się też wgłębić w to wszystko. Czas zacząć myśleć o przyszłości. Podróż Wam się uda na pewno! Będzie super! Razem zawsze raźniej :)
OdpowiedzUsuńAż tak dużo to nie oszczędzam. Nie ma z czego :P Ale staram się nie przepuszczać wszystkich dodatkowych wpływów na pierdoły, tylko własnie inwestować w takie rzeczy :)
UsuńMam to samo! Oszczednosci, ubezpieczenie na zycie,co to sie czlowiekowi porobilo....piatka za bycie taka super do przodu mama!/Kama
OdpowiedzUsuńHehehe noo porobiło się, kiedyś się o takich rzeczach nie myślało :P A teraz człowiek jakiś taki do przodu myślący....sama siebie nie poznaję czasami :P
UsuńNo to sie na koniec usmialam:-D
OdpowiedzUsuńPoliska mowisz ja taka rozwazalam niedawno ale jeszcze nie mam wykupionej.
Podroz samolotem z dzieciem dasz rade! Przerabialam to w zeszlym roku w maju. Tylko wracaj szybko bo mi juz teskni sie;-)
Kochana! Ależ my przecież nie omieszkamy się tutaj pojawić i pomachać do Was prosto z Anglii :) Internety tam mają, z tego co mi wiadomo :P
Usuń:***
No spróbuj się tylko nie zameldować po przylocie :)
UsuńHaha moje "grzechy" są takie same! Mamy zafascynowane rodzicielstwem bliskości mogłyby za mną latać z młotkiem i kołkiem, czy innym czosnkiem :P
OdpowiedzUsuńGrunt, że dziecko zadowolone i jakieś takie... bardziej samodzielne i swobodne, niż te wychuchane niunie.
Dobrej podróży :)
Yayyyy!!!! Jeszcze do Ciebie nie zaglądałam, a już Cię lubię! ;) Dzięki za odwiedziny :))))
UsuńI wzajemnie ;) Właśnie nadrabiam czytanie Twojego bloga, nie zważając na zwiększający się bajzel w sąsiednim pokoju :)
UsuńJa tu nie widze zadnych slabszych stron, same zalety! Jesli to sa "bledy" to ja sie pod nimi podpisuje obiema rekoma! ;)
OdpowiedzUsuńGluten tez wprowadzilam swoim dzieciom na "czuja", nie przejmujac sie proporcjami. :) I mam w nosie zrzedzenie mojej matki, ktora truje mi wiecznie, ze powinnam do dzieci mowic "dziecinnym" glosem. W zyciu nie bede do nich tak piala! Gadam jak do doroslych i przynajmniej wiedza jaki mam normalny ton glosu. :)
A ja w zeszlym roku wywiozlam Bi i Nika w brzuchu na "zagraniczne" wakacje i nie mialam pojecia, ze mozna wykupic sobie ubezpieczenie na podroz. Co prawda i tak by sie nie przydalo. ;)
A co do lotu z Sebciem, to przerobilam to wlasnie w zeszlym roku z Bi. Hmm... Nie bede sie wdawac w szczegoly (zreszta mozesz je znalezc u mnie na blogu), napisze tylko, ze przezylismy. ;) Napewno dasz sobie wiec rade! ;)
UsuńAle grzeszki? Która mama ich nie popełnia?
OdpowiedzUsuńTo jest norma..
Ja co prawda mam termometr do wody, ale to ze względu na Kubusia skazę - woda musi być chłodniejsza niż dla zdrowego maluszka.
Osobiście też zostawiam go płaczącego w łóżeczku kiedy muszę coś zrobić, ale moi rodzice wtedy reagują...;/
Na RTG główki też jeszcze nie byliśmy hahahahahahahhahahahahahahahha
Martka Matka Wariatka :P